Pierwsze triathlony w Polsce już niebawem. Inne dyscypliny sportu, które nie muszą czekać na cieplejszą wodę, także zaczynają sezon. Dla kolarzy takim otwarciem jest klasyczny wyścig „Ślężański Mnich” zwany potocznie „Sobótką”. Trasa dobrze mi znana, gdyż jako młody kolarz startowałem tam regularnie rok w rok. Wyścig odbywa się do dnia dzisiejszego, ale na trasie można spotkać nie tylko kolarzy. Są też triathloniści między innymi wszystkim dobrze znani bracia Piotr i Marcin Ławicy. To właśnie ich zapytaliśmy o wrażenia.
Chłopaki, sezon Triathlonowy na świecie w pełni, w Polsce jeszcze się nie zaczął, ale wy już pierwszy wyścig macie za sobą?
Piotr: Tak, choć pierwsze starty triathlonowe mamy dopiero w połowie maja, to warto jest przetrzeć się odrobinę wcześniej na jednej z dyscyplin. Najpopularniejszą formą przetarcia są zawody biegowe, my jednak wybraliśmy wyścig kolarski w Sobótce, XXIX Ślężański Mnich, który rozpoczyna sezon kolarski w Polsce.
Co was skłoniło do podjęcia rywalizacji z kolarzami?
Marcin: Na pewno gdybym nie natrafił w swojej karierze na Triathlon, to chciałbym zostać kolarzem. Tej zimy wykonałem bardzo dużą pracę na rowerze, więc start był idealnym testem potwierdzającym wysoką formę. Poza tym, przez to, że ścigam się na długim dystansie w formule bez draftingu, brakuję mi rywalizacji bark w bark z kolarzami od startu do mety.
Piotrek: Mnie nakłonił mój brat, który miał na koncie już kilka wyścigów kolarskich. Tego typu rywalizacja, jest dla mnie idealną formą przetarcia i treningu przed startami w triathlonie na dystansie olimpijskim, który wymaga obycia w kolarskim peletonie. Nie potrafisz jeździć w grupie, to nawet najlepsze pływanie ci nie pomoże. „Ślężański Mnich” był świetnym testem moich umiejętności technicznych i aktualnej formy fizycznej.
Co typowy triathlonista może zyskać na takich startach?
Piotrek: Taki start można wykorzystać przede wszystkim jako sprawdzian, element przygotowania do głównych startów. Zmuszamy się do maksymalnego wysiłku i przyzwyczajany do cierpienia ponad „progiem”. Wyścig trwał ponad godzinę, a średnie tętno wahało się właśnie w jego okolicach. Przy okazji obaj ustanowiliśmy nowe tętno maksymalne dla kolarstwa. Druga sprawa to techniczne obycie na rowerze. Jazda w grupie w warunkach wyścigowych, to wspaniała lekcja kolarskich umiejętności.
Co było dla ciebie najtrudniejsze podczas startu, a co podobało Ci się najbardziej?
Piotrek: Dla mnie najtrudniejsze było unikanie niebezpiecznych sytuacji podczas wyścigu, czyli kraks, wywołanych sporym tłokiem i brakiem umiejętności niektórych zawodników. Sposobem na uniknięcie nieprzyjemności, była po prostu jazda na czele grupy, dużo trudniejsza, wymagająca, ale opłacalna. Czasami się nie udawało i przez chwilę nieuwagi, nagle znajdywałem się w środku peletonu, w największym ulu, gdzie wypadek wisiał w powietrzu. Co podobało mi się najbardziej? Adrenalina, ciągłe napięcie w peletonie, nieprzewidywalność całego wyścigu. Trzeba było być w pełni skupionym od startu do mety. To właśnie ta typowa kolarska adrenalina spodobała mi się najbardziej.
Marcin: Najtrudniejsze były dla mnie ostatnie kilometry wyścigu, kiedy zawodnicy szykowali się do finiszu. Atmosfera jak w ulu. Każdy przez każdego, ciasno, łokcie w ruch, do tego tempo na poziomie 50 km/h przez rynek Sobótki, wszystko po to, żeby mieć dogodną pozycję na ostatnim 90-cio stopniowym zakręcie przed metą. Po zakręcie już tylko około 300 m pod górkę i finisz. Trudno było utrzymać pozycję, trzeba mocno się skupić, a jest już ciężko, bo tętno już na poziomie 180. A co były najlepsze? Trudno powiedzieć. Wyścig podobał mi się jako całokształt. Uwielbiam rywalizować, a jak jeszcze forma dopisuje, to zawodnikowi wszystko się wtedy podoba, nawet jak jest piekielnie ciężko.
Czy planujecie w tym roku inne starty czystko kolarskie?
Możliwe, że pojawimy się na wrześniowych górskich szosowych mistrzostwach Polski w Podgórzynie. Na więcej kolarskich startów nie ma za bardzo miejsca w kalendarzu triathlonowym.
Jak wam poszło i czy jesteście zadowoleni z wyniku?
Piotrek: ja zająłem 26. miejsce w kategorii 16-29 lat i 56 w kategorii generalnej. Jestem zadowolony, był to mój debiut na kolarskiej imprezie, a mimo to cały wyścig przejechałem w peletonie i wszystkie straty odnotowałem na samym finiszu. Brakowało mi jedynie rywalizacji z innymi kategoriami wiekowymi, gdyż starty odbywały się falowo, może w bezpośredniej rywalizacji zająłbym wyższe miejsce w generalce.
Marcin: Wyścig ukończyłem na miejscu 16. (nie wiem ilu było zawodników łącznie). Jestem zadowolony nie tyle z wyniku, co z przebiegu całego wyścigu, ponieważ wykonałem planowo ciężką pracę na rzecz peletonu. Nie oszczędzałem się, kasowałem ucieczki, wjeżdżałem mocno góry, nie ściemniałem chowając się w grupie. Chcielibyśmy serdecznie podziękować naszemu sponsorowi, firmie CCC, która umożliwia nam przygotowania do sezonu na bardzo wysokim poziomie zaopatruje w niezbędny sprzęt.
Serdecznie dziękuję za rozmowę. Życzę zatem dalszych sukcesów jak widać nie tylko tych triathlonowych. Widząc wasze przygotowania jak i innych zawodników widać, że w sezonie szykuje się ostre ściganie.
Bracia Kozaki:))) Bedzie sie dzialo w sezonie:)