Wywiad z Markiem Musiałem, zdobywcą kolejnego slota na Hawaje w kat. M65-69

Marek Musiał – triathlonista, lat 69 lat. Po raz kolejny zdobył slota na Hawaje i to nie byle gdzie, bo na Ironman Lanzarote. Na 10 startów w Ironmanie tylko dwa razy nie stał na podium, było to w debiucie i na mistrzostwach świata Kona. Prowadzi od 30 lat firmę zajmującą się renowacją i naprawą fortepianów. Co prawda jest już emerytem, ale w nieco mniejszym zakresie w dalszym ciągu pracuje. Zapraszamy do przeczytania wywiadu z Markiem, który jak sam mówi: “Uważam, że u ludzi po 50 powinno być obowiązkiem aby uprawiali jakiś sport. W tej chwili mam 69 lat, a czuję się jakbym miał 30.”

 

Adrian Kapusta: Witaj Marku, cieszę się, że mamy okazję porozmawiać po Twoim ostatnim sukcesie na Ironman Lanzarote, gdzie zwyciężyłeś swoją kategorię wiekową M65-69 i zdobyłeś slota na Hawaje. Gratuluję sukcesu.

 

Marek Musiał: Witam, dziękuję bardzo.

 

Ironman Lanzarote to trudne warunki atmosferyczne, trudna trasa – dlaczego akurat ten start?


Był to już mój czwarty start na Lanzarote. Wygrałem pierwsze dwa. W ubiegłym roku byłem drugi. Także już trzy razy zdołałem wygrać slota na Hawaje właśnie na tej wyspie. Wybieram ten start właśnie dlatego, że jest tam tak ciężko. Im jest ciężej, tym dla mnie lepiej. Jestem bardziej odporny na trudne warunki. Mieszkam koło Żywca, więc mam tutaj gdzie trenować po górach. Gdziekolwiek się nie ruszę mam tutaj same pagórki. Natomiast gorzej u mnie jest z płaskimi odcinkami.
Ironman Lanzarote to jest piękny wyścig. Bardzo ładny krajobrazowo. Piękna wyspa. Nie znam wszystkich Ironmanów, ale wydaje mi się i śmiem twierdzić, że to jest najpiękniejszy i zarazem najtrudniejszy triathlon jeśli chodzi o Ironmany. Jeśli porównać Hawaje do Lanzarote, to na Hawajach jest zdecydowanie mniej ładnie. Trasa rowerowa jest mniej ciekawa, bo tak naprawdę 90 kilometrów jedzie się w jedną stronę, a następnie wraca się tą samą drogą z powrotem. Natomiast tu na Lanzarote jedzie się dookoła wyspy, więc są najróżniejsze widoki. W związku z tym trasa się nie nudzi, jest urozmaicona i trudna technicznie. Na trasie jest mnóstwo bardzo stromych podjazdów, w dodatku pod wiatr. Trzeba mieć na to trochę siły. Należy pamiętać aby jeździć tam z głową, bo na trasie jest bardzo silny boczny wiatr przez, który można wypaść z trasy i poważnie się poturbować, a nawet zabić.

 

Czy miałeś w tym roku jakieś problemy techniczne na trasie rowerowej?


Tak miałem, zaraz na samym początku roweru urwał mi się Garmin. Miałem dość precyzyjnie opracowany plan techniczny jak przejechać część rowerową, a mianowicie miałem się sugerować pomiarem mocy. Po raz pierwszy miałem czujnik mocy, nigdy wcześniej w ten sposób nie startowałem. Często jazda na “czuja” jest nieadekwatna do tego co tak naprawdę dzieje się w rzeczywistości. Czasami człowiekowi wydaje się, że pędzi nie wiadomo jak, a tak naprawdę kręci zaledwie 100 watów. Jeszcze na prostej łatwiej to wyczuć, natomiast na Lanzarote ciągle jest góra – dół i można się w tym pogubić.
Kombinowałem jak najlepiej zamontować ten licznik. Bo nie ma tak naprawdę na to bardzo dobrych patentów. Kiedyś miałem go na kierownicy, a teraz mam w tym miejscu bidon i nie ma gdzie go umieścić. Najlepiej jakby można było go przymocować do bidonu. To byłoby najprostsze i licznik znajdował by się na wprost przed oczami. Sytuacja wyglądała tak, że kiedy urwał się Garmin złapałem go, ale nie miałem co z nim zrobić, bo nie miałem żadnych kieszeni w swoim stroju. Chciałem go włożyć do sakiewki na ramie roweru, ale się nie zmieścił. Myślę więc co tu z nim zrobić, przecież go nie wyrzucę! Zatrzymałem się i schowałem go pod krzakiem. Na szczęście następnego dnia znalazłem go w tym samym miejscu.

 

Byłeś gotowy na rower z pomiarem mocy, więc jak poradziłeś sobie w takiej sytuacji z jazdą “na czuja”?

 

Oddałem się żywiołowi walki. Z pewnym rozsądkiem, którym wyniosłem z poprzednich jazd rowerowych, że na rowerze nie można iść na całość. Nie można się ścigać z tymi co cię wyprzedzają. Jak widzę, że pod górkę ktoś mnie mija i stoi w korbach, to też tak mógłbym zrobić i też pojadę tak jak on. Ale trzeba mieć to w pamięci, że trzeba później z tego roweru zejść i jeszcze biec. Więc ci wszyscy co dali się podpuścić i ścigali się między sobą później na biegu padali. Trzeba mieć na tyle rozsądku aby pilnować swoich założeń, swojego tempa i nie patrzeć na przeciwników. Na rywali można się patrzeć dopiero na ostatnich pięciu kilometrach przed metą. Ściaganie się wcześniej nie ma sensu. Wiadomo ktoś może być bardzo dobry na rowerze, a jest słaby na bieganiu. Wszystko się klaruje dopiero na ostatnich kilometrach.

 

Słyszałem, że po pierwszej wygranej na Lanzarote przegapiłeś odbiór slota na Hawaje?

 

Na pierwszym wyścigu na Lanzarote miałem pewną przygodę. Po wygranej myślałem, że sloty są rozdawane jak to zwykle bywa na pożegnalnej kolacji. Natomiast na Lanzarote rozdawanie slotów zrobili o 11 rano następnego dnia, a dekorację zawodników oddzielnie wieczorem. Ponieważ mieszkałem około 30 kilometrów od tego miejsca, nie miałem jak dojechać. Uszło mojej uwadze, że mam pojawić się gdzieś o 11 rano. Jak wiadomo jeśli ciebie nie ma osobiście, nie dostajesz przepustki. Czytają twoje nazwisko trzy razy i koniec, slot przechodzi na kolejnego zawodnika. Jestem już wieczorem na rozdaniu nagród, staję na podium, otrzymuje pucharek i pytam: – “A gdzie slot?” Słysze odpowiedź. – „Jaki slot? Sloty były rozdawane rano.” No i łzy w oczach. Oczywiście wszystkim już się pochwaliłem, że lecę na Hawaje, a tu guzik, okazuje się, że nigdzie nie jadę. To co ja tam przeżywałem to była tragedia. Na szczęście organizator stanął na wysokości zadania i powiedział, że dostanę VIPowski pakiet na kolejne zawody, czyli nie musiałem płacić wpisowego.

 

Marek Musiał 1.jpg

 

Za drugim razem już udało się wygrać i odebrać przepustkę na Hawaje. Opowiedz, jak ci poszło na mistrzostwach świata?

 

To był zupełnie inny wyścig. Tam jest bardzo ciasno. Organizacyjnie wszystko jest dopięte na ostatni guzik. W Kona jest około 7 tysięcy wolontariuszy na 2,5 tysiąca zawodników. Każdy ma coś do powiedzenia, wszystkie przepisy są bardzo przestrzegane. Zaczęło się u mnie od takiego problemu, że kupiłem sobie strój triathlonowy z firmy Orca, który nazywał się właśnie Kona. W takim samym stroju poprzednie zawody na Hawajach wygrał Sebastian Kienle. Więc kupiłem sobie taki sam strój. Stawiam się na wyznaczonym miejscu o 5 rano gdzie malowane są numery, a pan mi mówi, że niestety ten strój ma rękawki, a on musi mi namalować numer na ramieniu. Dowiedziałem się, że nie mogę wystartować w tym stroju. Za chwilę jest start, a ja nie mam w czym wystartować! Więc zdjąłem ten strój do połowy i kazałem sobie namalować numer. Idę dalej i nie wiem co mam zrobić. Jak ja w nim popłynę, czy da się go jakoś zawinąć? Idę dalej. Aż tu nagle ktoś krzyczy: “Hej Marek, jak leci?: Nie znam faceta. No i mówię mu, że nie mogę startować ponieważ nie dopuścili mojego stroju, który sobie kupiłem specjalnie na tą okazję. – „Wiesz co? Ja tutaj mam zapasowy. Jak chcesz to ci pożyczę.” W rezultacie otrzymałem strój, w którym wystartowałem.

 

Kto by pomyślał, że na drugim końcu świata spotka Cię taka historia.

 

No właśnie, ale takich numerów jest pełno. W międzyczasie jak przebierałem się właśnie w ten strój, to zgubiłem okularki. Podszedłem do organizatora, a on mi dał swoje. Bałem się, że będą parować, więc zacząłem jeszcze raz szukać i w jakimś worku znalazłem swoje. Takich nerwowych sytuacji jest cała masa przed startem. Można się w tym naprawdę pogubić. W takiej sytuacji wypadałoby być skoncentrowanym. A tu pełno spraw, tu worek, tam pobiegnij, tu z kolei robi się zamieszanie i naprawdę trzeba wielu startów aby człowiek poczuł się w tym pewnie.
Bardzo ważne są warunki atmosferyczne. Dokładnie nie wiadomo co będzie w ciągu dnia. Człowiek wkłada do worka rzeczy cieplejsze i zimniejsze. Później człowiek staje przed tym workiem i nie może się zdecydować co wybrać. Ja osobiście zawsze stawiam na komfort. Były wyścigi, w których kompletnie się przebierałem czyli zrzucałem całkiem strój pływacki i ubierałem rowerowy, a następnie ubierałem osobny strój na bieg. Czasami lepiej poświęcić te parę minut i stosownie się ubrać niż zmarznąć na rowerze i jechać skostniałym. My właśnie cały czas się sugerujemy startami olimpijskimi. Widzimy jak ci zawodnicy pędzą przez strefy zmian gdzie w ciągu sekundy zmieniają buty. Tam to ma znaczenie. Natomiast Ironman to zupełnie inny wyścig. Przykładowo jak jadę około 7 godzin po górach, to czy ja będę się 3 minuty krócej przebierał i na przykład nie ubiorę skarpetek albo je źle ubiorę to będzie później pukotowało. Nie wyobrażam sobie pedałować przez 7 godzin z piaskiem w bucie. Widziałem nawet jak czołowi zawodnicy spokojnie sobie wiążą buty aby dobrze leżały na maratonie. Zmęczenie, które się nawarstwia plus taki dyskomfort potrafi siąść człowiekowi na psychikę i po prostu się odpuszcza w pewnym momencie. Trzeba sobie dokładnie rozeznać na jakim dystansie się startuje i dobrać sposób przebierania procentowo do długości dystansu. Przegrałem kiedyś swój pierwszy wyścig Ironman w Regensburgu. Byłem czwarty, a mogłem być trzeci. Płynąłem, jechałem i biegłem szybciej od rywala, a przegrałem tylko dlatego, że wolniej się przebierałem. Wtedy przegrałem o 9 sekund. Ale prawdopodobnie gdyby nie ten komfort, który zyskałem przebierając się, przegrałbym o znacznie więcej, mogłoby to być nie 9 sekund, a 9 minut.

 

Marek Musiał 2.jpg

Fot. Facebook Marek Musiał

 

Nie każdy może sobie pozwolić na tak wymagające starty w tej kategorii wiekowej. Czy wywodzisz się z jakiejś dyscypliny sportowej?

 

Treningi, które teraz wykonuję to już nie jest rekreacja, ale wywodzę się z tej gałęzi rekreacyjnej. Zawsze lubiłem różne dyscypliny sportowe, ale wszystkie traktowałem bardzo rekreacyjnie. Nie było nigdy takich treningów. Teraz zaczynam być “wyczynowcem” pod okiem trenerów.

 

W jakim wieku zacząłeś trening nakierowany na rywalizację?


Zacząłem od rywalizacji w bieganiu, później było MTB. Samo bieganie zacząłem 10 lat temu. Wtedy też wystartowałem w pierwszych zawodach biegowych pod moim blokiem. Fajne zrobiło się to w sporcie, że stał się dostępny dla wszystkich, a nie tylko dla młodych ludzi zrzeszonych w klubach. W tej chwili trzeba by było dać nagrodę Nobla temu, kto wymyślił kategorie wiekowe. To jest genialna sprawa, ponieważ mam się z kim ścigać. Mam swoją grupę, z którą mogę się porównać. Inaczej człowiek byłby zawieszony w próżni i traciłby motywację do treningów. Nawet mogę być ostatni ogółem, ale w dalszym ciągu mam możliwość stanąć na podium w mojej kategorii wiekowej. Trzeba wziąć pod uwagę, iż wielu moich rówieśników nie jest w stanie nawet podjąć się takiego startu w zawodach.

 

Z wiekiem jest trudniej?

Wcale nie jest trudniej. Wcześniej mi było ciężej. Mój sport zaczął się od tego, że widziałem jak młodzież biegała u mnie pod blokiem i powiedziałem, że też z nimi raz pobiegnę. Przebiegłem 4 kilometry i myślałem, że dostanę zawału serca. Byłem cały czerwony, nie mogłem złapać oddechu. Wtedy zauważyłem, że coś się ze mną dzieje. Zawsze uważałem, że jestem wysportowany i mogę wszystko zrobić. To był moment kiedy postanowiłem się za siebie zabrać.

 

Kiedy zaczął się triathlon?

 

Triathlon zaczął się pięć lat temu.

 

Co było inspiracją do rozpoczęcia przygotowań pod triathlon?


Pewnego razu znajomi pokazali mi na basenie: – “O, zobacz ten facet jest triathlonistą.” No i zacząłem z nim rozmawiać o co w tym chodzi. To był Jerzy Szyller (rocznik 1949). Stary wyjadacz, który ma na swoim koncie ponad sześćdziesiąt wyścigów. Zaczął mi o tym triathlonie opowiadać. Dobra, okazało się, że biegam, jeżdżę na rowerze, co prawda MTB ale to wystarczy się przesiąść i zostało pływanie. Moje pływanie wyglądało tak, że jak byłem nad jeziorem to pluskałem się 50 metrów w jedną, w drugą i na brzeg. Do tej dyscypliny musiałem solidnie się przyłożyć. W dalszym ciągu najgorzej mi to idzie. Tu jednak trzeba zacząć wcześnie, żeby dobrze technicznie i szybko pływać. Sam w młodości dużo jeździłem na nartach i teraz mogę to robić z zamkniętymi oczami, w tym sporcie doskonale czuję ciało. Natomiast z pływaniem już tak nie jest. Niestety pływam książkowo, to tak jakby robota nakręcić. Ruszam ręką, nogą tak jak mi każą, ale tego nie czuję. Zawsze mam najgorszy wynik na pływaniu i dopiero odrabiam na rowerze i biegu.

 

Marek Musiał 3.jpg

Fot. Facebook Marek Musiał

 

Ile godzin w tygodniu średnio zajmuje trening?

 

Teraz przeznaczam około 3-4 godzin dziennie na treningi. W tej chwili nie kombinuję. Wcześniej robiłem to na wyczucie. Od zawodów do zawodów. Natomiast teraz przygotowuję się pod kątem Kony. Po Lanzarote miałem miesiąc zaplanowanego odpoczynku i przez cztery miesiące szykuję się na Hawaje. Pewnie dojdzie do 6-7 godzin treningów dziennie. Polegam w zupełności na wytycznych trenera Tomasza Kowalskiego.

 

Czy wykonujesz ćwiczenia siłowe?

 

Siłówkę trenuję w zimie głównie przed sezonem. Zauważyłem, że po trzech tygodniach bez treningów siłowych czuję się jakbym nie trenował rok. Także ta siła bardzo szybko u mnie spada. Ćwiczenia siłowe muszę kontynuować cały czas. Z wiekiem rośnie wytrzymałość ale siła maleje.

 

W tym roku startujesz jeszcze w kategorii 65-69, ale za roku już wskakujesz do kategorii wyższej, czyli teoretycznie powinno być łatwiej. Będziesz najmłodszy w kategorii 70-74 i będzie mniej konkurentów.

 

Tak, w tym roku jadę na Hawaje jeszcze w kategorii 65-69, jeszcze raz rozeznać teren, sprawdzić kilka założeń startowych, bo pierwszy start był kompletnie w amoku. Pogubiłem się, rower pojechałem za szybko. Teraz będę chciał tego uniknąć. Trzymać nerwy na wodzy przez cały czas współzawodnictwa i jechać zgodnie z założeniami.

 

W przyszłym roku ponownie Lanzarote?


Tak, bo to mi najlepiej idzie. Po za tym bardzo lubię tam być i spędzać czas na tej wyspie. Tam człowiek czuje się trochę tak jak na księżycu, albo w miejscu gdzie dopiero rodzi się życie. To jest coś więcej niż przyjemność.

 

Dziękuję bardzo za rozmowę i życzę jak najwięcej sukcesów oraz wymarzonego tytułu Mistrza Świata kategorii wiekowej M70-74.


Dziękuję bardzo.

Powiązane Artykuły

5 KOMENTARZE

  1. Marek, jesteś kozakiem! Tak trzymaj! W Kona pływałeś w moim skinie, a dał Ci go Przemek Janik, który wtedy przyjechał kibicować ;)))
    Świat jest mały! Najlepszego!

  2. Postać ze zdjęcia ewidentnie nie pasuje do swojego rocznika, no rewelacja! Bardzo pozytywny i obszerny wywiad 🙂 Trzymam kciuki!

  3. Marku !!! Wielkie gratulacje !!!
    Sledzilem i trzymalem kciuki .
    Pamietam jak dwa lata temu na Hawajach razem z Ojcem Dyrektorem niedowierzalismy ze masz tyle lat ile masz. :-)))
    Wedlug moich obliczen, na dzien dzisiejszy jest juz Was piecioro „konowiczow” czy tez „koniarzy”.
    Czworka ( Ala M , Rafal H, Michal P i Ty ) z naszego Teamu KONA 2015 + MKON .
    Ognia !!!!
    Zaraz po Twojej wygranej napisalem do MKONA w prywatnym
    mailu: ” jezeli wezmie slota to jest Was piecioro ”
    Odpisal :” Bedzie MUSIAL” :-))))

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.

Śledź nas

18,455FaniLubię
2,771ObserwującyObserwuj
19,500SubskrybującySubskrybuj

Polecane