Z tęsknoty za Giro

Kiedy w przydomowych ogródkach kwitną tulipany, a za miastem, przez szczelnie otulające nozdrza maseczki przedziera się zapach kalin i czeremcha szemrze cicho o zmierzchu to znak, że najlepsi kolarze świata szykują się do walki na trasach Giro d’Italia. Najpiękniejszego wyścigu kolarskiego od czasów Wyścigu Pokoju lat siedemdziesiątych.

Ale niestety, nie w tym roku. Z powodów ogólnie znanych.

Zakazy i restrykcje lekce sobie ważę. Zwisa mi i łagodnie trzepocze na wietrze całe to zawirowanie wokół wirusa. Nawet jestem w stanie obejść się bez Ligii Mistrzów i kolejnych bramek Lewego. Ale wiadomość o odwołaniu wiosennych klasyków kolarskich i przesunięcie Giro na jesień mnie dobiła. Smutek spowił mnie bolesnym całunem. Roztyłem się i rozpiłem. Od wieczora do rana brzdąkam na gitarze i śpiewam rosyjskie romanse. A w dzień śpię.

Żeby sobie ulżyć i nawiązać kontakt z innymi cierpiącymi z tych samych powodów, napisałem ten tekst. Bo przecież kolarstwo jest wszędzie. Jest jak bieganie, tylko że przy użyciu roweru i dobrze jest znać historię tej popularnej dyscypliny. Dzisiaj o Giro d’Italia.

Po raz pierwszy wyścig ten zorganizowano w 1909 roku. Był pomysłem promocyjnym sportowego pisma „La Gazzetta Dello Sport”. Szybko zyskał popularność, odgryzł pępowinę i zaczął żyć własnym życiem. Stał się wielkim świętem kolarstwa i od wielu lat należy do prestiżowego grona trzech największych wyścigów wieloetapowych, obok  Tour de France (TdF) i Vuelta a Espana.

Na pomysł imprezy konkurencyjnej dla Tour de France wpadły dwie rywalizujące ze sobą gazety „Corriere della Sera” i wymieniona już „La Gazzetta”. Rozpoczęto zbiórkę funduszu, nad którą czuwał – wiadomo – księgowy banku Cassa di Risparmio, Primo Bongrani. Księgowy odwiedzał znajomych z nadwyżką kapitału w lirach, ostrzegał przed nadchodzącą za 60 lat inflacją i koronawirusem i składał tradycyjną włoską ofertę nie do odrzucenia.  Po kilku tygodniach miał potrzebną kwotę.

Różowy kolor koszulki lidera wyścigu (odmienny od tradycyjnej żółci TDF, czy Wyścigu Pokoju) nawiązywał do kolor papieru, na jakim drukowano „La Gazzetta Dello Sport”, czyli głównego organizatora. Zdecydowanym przeciwnikiem takiej kolorystyki był Benito Mussolini.  Z powodów oczywistych. Róż nie był męski i imperialny. Nie emanował siłą. Nie paraliżował strachem konkurentów. Duce wolał lidera w koszulce czarnej z trupią główką. Oraz w bojowym hełmie na głowie i skórzanych oficerkach. Organizatorzy byli przeciwnego zdania, ale oznajmili je dopiero dzień przed startem. A ponieważ Duce był zajęty organizowaniem marszów z pochodniami, to im się upiekło. I dzięki temu kolarze mogą walczyć o słynną Maglia Rosa.

W tym roku Giro miało wystartować 9-ego maja z Budapesztu, ale nie wystartuje. Początkowo zrezygnowano z pierwszych 3 etapów, ale potem wszystkie europejskie rządy poddały się epidemii strachu i wyścig odwołano do odwołania. Jakie drużyny wystartują nie wiadomo, bo nie wiemy, którzy sponsorzy przeżyją do jesieni.

Już w ubiegłym roku kolarstwo przeżywało swoje kataklizmy i ruchy tektoniczne nawet bez pomocy epidemii. Znane i zasłużone grupy kolarskie znikały jak emerytury z OFE, a inne zmieniały barwy.

Zespół BMC z USA został CCC z PL, czyli pierwszym polskim teamem na Giro. Z powodu charakterystycznych pomarańczowych strojów znany jest teraz jako Waleczne Mandarynki Północy.

Zniknęła grupa Sky, która dała kilku zwycięzców wielki tourów i miała w składzie „Kwiato” Kwiatkowskiego, czyli najlepszego polskiego kolarza ostatnich lat. Zmienili nazwę na INEOS, ponieważ sponsorem został koncern chemiczny produkujące trwałe plastiki, które z łatwością odnajdziecie u siebie w domu, zagrodzie, lesie i oceanie.

Quick-Step zaczął reklamować okna i dał się poznać jako Deceunink. Ubiegłoroczny zespół Israel Cyckling Akademy to dawna Akademia Pana Kleksa.

Śmieszna nazwa Vini Fantini z ubiegłych lat stała się jeszcze śmieszniejsza. W ubiegłym roku było to Nippo-Pippo-Fantini-Yellow Polka Dot Bikini.

Sunweb, rozpoznawalny ze względu na stroje upodabniające kolarzy do zmutowanych stonek, poszedł w czerwień i zafundował sobie duże, białe S. Osobiście byłem mocno rozczarowany.

Start tegoroczny Tour de France został przeniesiony z 19 lipca na 29 sierpnia. Giro ma ruszyć w październiku. Jaka będzie trasa – nikt nie wie.

Pewno będą jakieś etapy płaskie, w których cały peleton pojedzie razem i o miejscu decyduje szalony finisz. Wygra któryś ze sprinterów, czyli kolarz dynamiczny, muskularny, z kopytem jak nosorożec. Wygeneruje nieludzką moc na ostatnich kilkuset metrach i będzie pozamiatane. Będą też zapewne etapy górskie, czyli sól kolarstwa. Tam wygrywają wytrzymałe szczuplaczki z VOD, które nie mieści się  normalnych tabelach. I będzie też trzeci rodzaj: indywidualna jazda na czas, do której potrzeba żelaznych płuc, wolframowych mięśni i umiejętności rozłożenia sił.

O faworytach nic nie napiszę, bo nie wiem, kto wystartuje. Ale jeśli chcecie zanurzyć się we wspomnieniach i poczytać, co się działo na trasach Giro w przeszłości, to zanęcam do sięgnięcia do moich sprawozdań z ubiegłych lat na FB pod: #GiroZCrocodilo.

Sprawozdania z Vuelty można znaleźć pod: #HiszpanskieHarceNaKolarce

Marek Strześniewski
Marek Strześniewski
Absolwent Uniwersytetów Warszawskiego i Jagiellońskiego oraz University of Illinois w USA. Od końca lat 90-tych prowadzi w Polsce założoną przez siebie firmę doradczą IMPACT Management. Ponad 300 zrealizowanych projektów koncentrowało się na zagadnieniach efektywności indywidualnej i organizacyjnej, optymalizacji kosztowej, dynamizacji sprzedaży oraz wdrażaniu strategii. Od 10 lat trenuje biegi długodystansowe i triathlon, gdzie wykorzystuje techniki zarządzania czasem i wyznaczania celów. Ukończył między innymi maratony w Nowym Jorku, Berlinie i Amsterdamie, oraz zawody triathlonowe na dystansie IRONMAN w Kopenhadze. Felietonista, bloger i ekspert Akademii Triathlonu w dziedzinie zarządzania czasem i efektywności indywidualnej.

Powiązane Artykuły

Śledź nas

18,455FaniLubię
2,816ObserwującyObserwuj
22,000SubskrybującySubskrybuj

Polecane