Zamiana numerów, skracanie tras i inne – odŻywka na weekend

To miał być lekki tekst inspirowany stylem moich ulubionych blogerów z AT. Całkiem fajny temat treningowy, w nietypowym ujęciu, bez specjalnego napięcia. Właśnie zastanawiałem się, czy uda mi się nawiązać do ich swobody posługiwania się słowem, kiedy moją uwagę przykuła informacja udostępniona przez Anię Pawłowską-Pojawę. Historia dotyczy pewnej amerykańskiej blogerki biegowej i jej wykluczenia z możliwości startu w maratonie bostońskim. Nasza bohaterka, Gia Alvarez, zakwalifikowała się do tej imprezy w 2015 roku. Okazało się jednak, że ciąża uniemożliwia jej start, przekazała więc swój numer koleżance. Kiedy zgłosiła się do zawodów w 2016 roku, otrzymała informację, że z powodu tego, co się wydarzyło rok wcześniej, władze Boston Athletic Association wykluczają ją z możliwości startu we wszystkich maratonach bostońskich w przyszłości. Taka łatka dla biegowej blogerki, to bardzo słaba wiadomość, w zasadzie można zwijać medialny biznes. Gia jednak nie poddaje się do końca, opisując swoją sytuację jako niewłaściwą, ale jednak dość częstą. Przecież wszyscy znamy historie z przekazywaniem, a nawet odsprzedawaniem pakietów. Zapowiada przy tym, że wciąż będzie trenować, licząc na akt łaski BAA w przyszłości wobec „mamy, która zbłądziła”. Naprawdę, prawie mi się zrobiło dziewczyny żal…

 

Problem jednak w tym, że w tej „ludzkiej” historii pani Alvarez zapomniała dodać, że do maratonu w 2016 roku próbowała się dostać na podstawie wyniku koleżanki, która pobiegła rok wcześniej. I to właśnie spowodowało tak drastyczną karę ze strony organizatora. To będzie tekst o etyce w sporcie, racjonalizowaniu niesportowych zachowań i innych przejawach nieuczciwości. Ten lżejszy napiszę następnym razem.

 

Żyjemy w czasach, gdzie politycy kradną na potęgę i przestali nawet wiarygodnie zaprzeczać, kiedy ich się na tym przyłapie. Ba, przestali nawet dla formalności przepraszać. Okłamują nas mechanicznie, bez zapału, jak maszyny wyuczone na weekendowych szkoleniach. Prezesi największych firm i banków nie ponoszą żadnej odpowiedzialności za straty i krzywdy wyrządzone zwykłym ludziom.  W takich warunkach łatwo o erozję własnych fundamentów etycznych. Powoli odchodzimy nawet od przypadków podwójnej moralności, obniżając cały jej poziom do usprawiedliwiających taką postawę przykładów z otoczenia. A dzieje się to w niezauważalny sposób. Pamiętam, kiedy dwa lata temu biegłem we Frankfurcie i bardzo rzuciło mi się w oczy ścinanie zakrętów przez uczestników. Kilka centymetrów trasy skrócone dzięki przebiegnięciu przez chodnik. Nie było powodu do takiego zachowania, ponieważ szczególnego tłumu w tej strefie czasowej nie było. Natomiast w ubiegłą niedzielę równie mocno zaskoczyła mnie postawa pacemakera na Półmaratonie Warszawskim. Ani razu nie przekroczył niewidzialnej granicy łuku wyznaczonej krawężnikiem, pokazując nie tylko sportową postawę, ale i szacunek dla trasy. Wystarczyły dwa lata, żeby przyzwyczaić się do cwaniackiego zachowania, a właściwą postawę zdegradować do „zaskoczenia”.

 

Cieszą mnie więc te przykłady z Bostonu i Warszawy. Są jak ożywczy powiew dla nieco przytępionej własnej wrażliwości. Wiosna, początek sezonu to świetny moment na pewnego rodzaju rachunek sumienia . Niech z powrotem zacznie nas dziwić, że tak dużo sprzedawanych Garminów na aukcjach jest „nowych, po wymianie”, oburzać wożenie się na kole na zawodach, interesować skład nowych, „wyjątkowo skutecznych” odżywek czy wyczyny znajomych startujących bez numerów.

 

Moja narzeczona pracuje przy organizacji imprez sportowych. Przed najważniejszymi biegami praktycznie nie ma jej w domu, a jeżeli jest, to i tak ślęczy po godzinach przed ekranem komputera z telefonem przyklejonym do ucha. Biorąc udział w takim biegu bez numeru po prostu nie szanujemy pracy wielu ludzi zaangażowanych w jego przygotowanie. Niewiele osób również zdaje sobie sprawę, że zamieniając się numerami stwarzamy bardzo niebezpieczną sytuację w razie nieszczęśliwego wypadku na trasie. To problemy zarówno dla organizatora, jak i uczestnika, ponieważ koszty ewentualnej pomocy medycznej czy odszkodowań będą musieli pokryć z własnej kieszeni. A przecież to tylko drobne odstępstwo, wręcz koleżeńska przysługa. 

 

Warto przy tym dyskutować o tych sprawach z innymi triathlonistami, spierać się o to co normalne jest, a co już takim być przestaje. W tej chwili już nie pamiętam, czy ostatnio usłyszałem to w jakiejś audycji, czy o tym czytałem… W każdym razie mowa była o braku poszanowania dla porządku i czystości wśród Rosjan. Pojawił się tam w dyskusji ciekawy przykład. Jeden z rozmówców przytaczał historię o tym, że w rzeczywistości w rosyjskich mieszkaniach jest bardzo schludnie, choć często skromie. Dopiero na klatkach schodowych pojawia się brud i brak wspólnych celów (podobne obserwacje mam również w stosunku do naszych osiedli). Właśnie dlatego kreowanie dobrze rozumianej etyki rywalizacji sportowej powinno być tematem do rozmów na równi z zagadnieniami treningowymi czy sprzętowymi. Okazuje się, że jednostki są na całkiem wysokim poziomie, brakuje wzorców pracy w społeczności. Nie wiem przy tym, co mógłbym określić dokładnie jako „właściwa postawa”. Świat się zmienia, ewoluuje i trudno kierować się sztywnymi ramami. Z całą pewnością niezmienne powinny pozostać elementy odpowiedzialne za szacunek dla przeciwników, uczciwą rywalizację, oraz elementarnych zasad współżycia w grupie. 

 

W świecie, gdzie rozwiązania narzucane są nam siłą, gdzie marnotrastwo, ZUS, podatki, budzą naturalną, wspomaganą setkami lat doświadczeń chęć „oszukania systemu” dla szczególnej mrocznej przyjemności, która staje się wręcz aktem estetycznym, sport ma szansę pełnić rolę oazy normalności. Tym bardziej, że zasady są tu bardziej sprawiedliwe, jasne i znacznie rzadziej się przy nich majstruje. A kiedy się z nimi nie zgadzamy z łatwością możemy zmienić dyscyplinę i wybrać taką, która spełni nasze wymagania. Dbajmy więc o tę enklawę, nie dopuszczając do niej brudu z zewnątrz. Ani głównymi drzwiami, ani bocznymi, ani nawet lekko uchylonym oknem.

 

Dla jasności, tego tekstu nie napisał święty. W życiu jest zawsze tylko jedno miejsce dla najgorszego i jedno dla najlepszego, cała reszta porusza się w przestrzeni, którą tworzą te skrajności. Wiele z przytoczonych tematów znam bardzo dobrze z autopsji, inne z obserwacji. Nigdy to jednak nie powinno być przeszkodą, wymówką, ograniczeniem dla chęci zrobienia czegoś lepiej.

Powiązane Artykuły

4 KOMENTARZE

  1. @Karol, no właśnie! To mnie zawsze zastanawia, czy ten wynik, osiągnięcie, cokolwiek, czy to daje jeszcze satysfakcję po latach. Przecież nawet małe dzieci się po dłuższej chwili przyznają do „kantowania”, bo to co nim osiągnęli szybko przestaje sprawiać radość.

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.

Śledź nas

18,455FaniLubię
2,816ObserwującyObserwuj
22,000SubskrybującySubskrybuj

Polecane