Na szpitalnym oddziale jeden z lekarzy witał ją słowami: „czeka cię długa i ciężka rehabilitacja”. Kilka lat później Marta Dzieciątkowska jako reprezentantka kadry narodowej rywalizuje o start na igrzyskach parolimpijskich. O własnych siłach, pokonuje kolejne granice, czując wdzięczność do świata i ludzi.
ZOBACZ TEŻ: Tomasz Szala: „Czuję, że wróciłem do poziomu sprzed kontuzji”
Marta Dzieciątkowska reprezentuje Polskę w paratriathlonie, startując w kategorii PTS5 przeznaczonej dla osób z lekką niepełnosprawnością. W 2016 roku podczas wypadku samochodowego doznała złamania kręgosłupa lędźwiowego. W 2023 zajmuje siódme miejsce spośród dziesięciu zawodniczek, które kwalifikują się na igrzyska paraolimpijskie Paryż 2024. Triathlonowe treningi łączy ze studiowaniem medycyny.
Nikodem Klata: Jeszcze w lipcu 2016 startowałaś w triathlonie. W sierpniu 2016 stało się coś, co Twoją triathlonową karierę mogło przekreślić na zawsze…
Marta Dzieciątkowska: Wracałam samochodem z wakacji razem z moją przyjaciółką i jej rodzicami. Zaczęliśmy wyprzedzać auto przed nami. Wyprzedzane auto również zaczęło wykonywać ten sam manewr i zepchnęło nas do rowu. Wjechaliśmy w drzewo. W tym momencie moje życie się zupełnie zmieniło. Przeżyłam szok. Dla bezpieczeństwa kierowca kazał nam jak najszybciej wybiec z auta. Wszyscy wyszli. Ja nie mogłam, ponieważ straciłam czucie w nogach.
Nie do końca wszystko pamiętam, bo co chwilę traciłam przytomność. Dość szybko przetransportowali mnie śmigłowcem do szpitala. Tam trafiłam od razu na stół. W szpitalu w Koszalinie spędziłam 2 tygodnie. Później wróciłam do Poznania. Czekało na mnie kilka kolejnych operacji i rehabilitacja.
NK: Uraz kręgosłupa często oznacza poruszanie się na wózku do końca życia. Ty trenujesz triathlon. Jak wyglądał powrót do pełni zdrowia?
MD: Wspominałam to wszędzie i zawsze będę wspominać: miałam ogromne wsparcie. Rodzina, przyjaciele – oni najbardziej pchali mnie do przodu. Ja po prostu chciałam walczyć i wrócić do pełnej sprawności. Trafiłam też na bardzo dobrych lekarzy, specjalistów. To dzięki nim i dodatkowym operacjom jestem tu gdzie jestem i osiągnęłam znaczny progres.
Już po pierwszej operacji w dniu wypadku czucie powoli wracało, ale to był bardzo powolny proces. Na początku czułam tylko palce, później trochę udo. Musiałam się uzbroić w cierpliwość. Po kolejnych operacjach szło to znacznie szybciej. Mogłam ruszać coraz to większymi partiami mięśni.
NK: Jak Ty jako młoda dziewczyna odebrałaś to, co się stało? Jak wyglądały pierwsze dni po wypadku i później ten cały, monotonny proces powrotu do zdrowia?
MD: Od razu po operacji kiedy się obudziłam, czułam palce u nóg, o których mówiłam i to było światełko w tunelu. Wierzyłam głęboko, że sprawność wróci.
We mnie zawsze była nadzieja. Tak po prostu. Miałam też ogromne szczęście. To, co mi się przydarzyło to nie był uraz całego rdzenia kręgowego, a stożka rdzenia, który może być odwracalny.
NK: Często mówisz o tym, że już kilka dni po wypadku myślałaś sobie o tym, że może byś wystartowała w najbliższym czasie. Byłaś tak mocno wkręcona w triathlon czy raczej nieświadoma tego, co się stało?
MD: Na pewno nie byłam do końca świadoma. W pierwszych dniach dopiero do mnie docierało, co się stało i jaki jest mój stan, ale działo się to bardzo powoli. Czy byłam wkręcona w triathlon? Na pewno nie aż tak jak teraz. Wtedy po prostu mój powrót wydawał mi się czymś oczywistym. Ja miałam złamany kręgosłup lędźwiowy, więc chodzi głównie o porażenie kończyn dolnych, a ręce funkcjonowały prawidłowo. Wydawało mi się, że będę mogła chociaż popłynąć (śmiech). Później zrozumiałam, że to nie będzie takie proste.
NK: Do startów wróciłaś ostatecznie po 3 latach. W 2019 wzięłaś udział w mistrzostwach Polski dla paratriathlonistów, pojawiła się też propozycja reprezentowania Polski. Jak wyglądała Twoja droga do reprezentacji?
MD: Po wypadku podeszłam do triathlonu tak samo jak przed wypadkiem – chciałam to robić dla siebie. Trenowałam tylko z tatą, który amatorsko uprawia triathlon. Bardzo tęskniłam za ruchem i chciałam do niego wrócić, ale robiłam to tylko z pasji.
Przed mistrzostwami Polski wystartowałam w Pniewach i to był mój pierwszy triathlon. Poczułam znowu tę atmosferę i ten klimat. To utwierdziło mnie w przekonaniu, że chciałabym kontynuować, ale nigdy nie myślałam, że będę reprezentować Polskę. Trzy miesiące po imprezie mistrzowskiej odezwał się do mnie trener kadry narodowej Tomasz Domagała i zaproponował mi dołączenie do kadry.
NK: Za nie do końca sprawiedliwy uważasz podział klasyfikacji w paratriathlonie. Dlaczego?
MD: Wydaje mi się, że jest pełno osób z różnymi niepełnosprawnościami wsadzonych do „jednego worka”. Według mnie trudno jest porównać osobę bez przedramienia do osoby, która ma niedowład ręki. Nie da się dokładnie zapoznać z sytuacją każdego zawodnika i jasno stwierdzić, do której grupy ma należeć. Zwłaszcza jeśli chodzi o PTS4 i PTS5. PTS5 to klasa z najmniejszym stopniem niepełnosprawności, PTS4 z trochę większym. Bardzo trudno jest porównać startujących w niej zawodników. Oczywiście w komisji jest lekarz oraz fizjoterapeuta. Oni zadają pytania, przeprowadzają wywiad i badanie przedmiotowe, ale to i tak nie pozwala obiektywnie określić, w jakiej klasie się powinno być.
NK: Patrząc na Ciebie, można byłoby pomyśleć, że nie masz żadnych problemów zdrowotnych. Jak więc wygląda to u Ciebie?
MD: Główna dolegliwość to stabilizacja, która obejmuje prawie cały kręgosłup, bo od odcinka piersiowego do krzyżowego. Jak sama nazwa wskazuje, stabilizuje moje ciało i je usztywnia, przez co trenowanie triathlonu jest bardziej utrudnione. Najbardziej odczuwam to podczas biegu, zwłaszcza przy przyspieszeniach, podbiegach i dłuższym bieganiu po asfalcie.
Jeśli chodzi o rower to pozycja aero długo nie wchodziła w grę. Na szczęście z polecenia udałam się na bikefitting do Wrocławia. Trochę się naprawcowaliśmy z braćmi Adam (śmiech), ale teraz mam naprawdę bardzo dobrze ustawioną pozycję. Jest najbardziej aerodynamicznie, jak może być. Mam sporo podkładek pod lemondkę, więc nie jestem taka skulona, jakbym mogła być, ale zrobiliśmy wszystko, co się dało. Treningi też nie trwają długo, bo faktycznie nie jest to najwygodniejsza pozycja.
ZOBACZ TEŻ: Tower Triathlon: Jak wyglądał pierwszy podwójny Ironman w Polsce? Była miłość, przyjaźń i triathlon!
NK: Na pewno konsultujesz swoje zdrowie z lekarzami. Jak oni reagują na Twoje triathlonowe pomysły?
MD: Mój główny lekarz zwykle się ze mnie śmieje, ale bardziej kiwając głową na tak. Wie, że uprawiam triathlon. Nie jest do końca przekonany, ale chyba wie, że do końca nie ma wpływu na moje decyzje (śmiech).
NK: Wypadki często są ważnymi punktami zwrotnymi w życiu. Ciebie ten wypadek utwierdził w przekonaniu, że chcesz zostać lekarzem?
MD: W gimnazjum urodził się ten pomysł i jestem pewna, że wypadek mnie w nim utwierdził. Czuję nieopisaną wdzięczność do lekarzy, których spotkałam na swojej drodze. Jeśli kiedykolwiek, jakiś pacjent mógłby być mi wdzięczny za to, że wykonuję swoją pracę z sercem i z powołania to byłoby jedno z najpiękniejszych uczuć na świecie.
NK: Jak łączysz wymagający triathlon z równie wymagającymi studiami medycznymi?
MD: Zaczęłam trenować triathlon na poważnie na trzecim roku studiów. Wtedy było dosyć trudno, ale przyszedł też Covid. Mieliśmy sporo zajęć zdalnych, co nie ukrywam, że mi pomogło. O wiele łatwiej było znaleźć czas. Szósty rok, na którym jestem obecnie i który uważam za najtrudniejszy, postanowiłam sobie podzielić na dwa lata. Wzięłam tzw. czynną dziekankę. W zeszłym roku zaliczyłam część przedmiotów i w tym roku znowu mam tylko trzy przedmioty do zaliczenia. W ten sposób mam dużo więcej czasu i spokojnie mogę połączyć studia, treningi i życie prywatne.
NK: Startem we Włoszech zamknęłaś sezon startowy 2023. Jesteś zadowolona z tego sezonu?
MD: W końcu mogę ze spokojem odetchnąć i to powiedzieć: to był po prostu szczęśliwy sezon. Prawie w każdym poprzednim roku działo się coś pechowego. W 2023 tego pecha nie miałam i w końcu wszystko szło gładko do przodu. Oczywiście, zawsze chciałoby się więcej, ale jestem bardzo zadowolona. Trener też, a to oczywiście najważniejsze. (śmiech)
W dodatku warto wspomnieć, że miałam duże wsparcie od Polskiego Związku Triathlonu, Fundacji Pho3nix oraz taty, co znacznie ułatwiło podróże i starty na zawodach.
NK: Na igrzyska paraolimpijskie Paryż 2024 dostaje się 10 kobiet z rankingu światowego. Ty jesteś siódma. Czujesz, że cel jest coraz bliżej?
MD: Trudno powiedzieć. Mimo że on jest osiągalny i możliwy to nadal pozostaje niewyobrażalny. Kwalifikacje trwają do końca czerwca 2024, wiec dużo się jeszcze może zmienić. Jeśli się dostanę na igrzyska i faktycznie już na nich będę, to chyba dopiero wtedy to do mnie trafi. Na tę chwilę chcę dać z siebie wszystko i robić to tylko z przyjemnością. Nie chcę zapeszać. Mam zamiar po prostu robić swoje. Skupiam się na tym co tu i teraz.
NK: Napisałaś, że czeka Cię jeszcze dużo pracy. Co musisz zrobić, żeby na 100% pojechać na igrzyska?
MD: Trenować (śmiech). A poza tym, najlepiej by było, gdybym jeździła na większość zawodów, żeby zbierać punkty i wysokie miejsca. Ale oczywiście wchodzi tu też kwestia finansowa, bo niektóre zawody są na drugim końcu świata.
NK: Gdybyś spojrzała z perspektywy tej dziewczyny, leżącej w szpitalu dzień po wypadku, to co teraz czujesz, mogąc rywalizować o tak duże imprezy jak igrzyska paraolimpijskie?
MD: Wdzięczność. Po prostu wdzięczność. Do ludzi i do świata.
NK: Niedługo rozpoczynasz pracę zawodową. Co wtedy z reprezentacją i triathlonem? Masz zamiar to łączyć czy może skupisz się w pełni na medycynie?
MD: Nie wyobrażam sobie zerwać z triathlonem, ale bardzo będzie zależało mi na karierze lekarskiej. Zobaczymy, co czas pokaże.