12 października, po raz 41 w historii, na Hawajach odbyły się się legendarne Mistrzostwa Świata Ironman. W tym roku na linii startu stawiło się 26 zawodników z Polski. Były wśród nich kobiety i mężczyźni, przedstawiciele dwóch pokoleń, które łączy jedna pasja. Część z nich powróciło na Big Island, by po raz kolejny zmierzyć się nie tylko z rywalami, ale przede wszystkim z samymi sobą. Dla wszystkich start w Kona był ukoronowaniem sezonu pełnego wyrzeczeń i wyczerpujących treningów, ale jednocześnie nagrodą, dopełnieniem całości jaką jest życie, w którym zachowana jest równowaga pomiędzy tym, co konieczne, jak praca, obowiązki, a tym, co daje nam uczucie spełnienia.
Dla jednych start w mistrzostwach i sam triathlon jest spełnieniem ambicji sportowych, dla innych wypełnieniem pustki w życiu, kierunkiem, który wyznacza rytm, nadaje sens, jeszcze dla innych możliwością robienia rzeczy, na które wcześniej brakowało czasu. My, trzydziesto, czterdziestolatkowie jesteśmy pierwszym pokoleniem, które masowo przyznało sobie prawo do posiadania pasji, wyjścia poza ramy przypisanej roli społecznej partnera, rodzica, pracownika. W pokoleniu naszych rodziców tylko nieliczni podążali ścieżką samorozwoju, wykraczającą poza rozwój zawodowy czy intelektualny. Pojęcie hobby, w tym tego związanego z aktywnym trybem życia, zarezerowane było dla osób młodych, które nie wkroczyły jeszcze w dorosłość i obarczone było swoistym piętnem infantylizmu. Moment założenia rodziny był cezurą wyznaczającą nowy etap. Etap dorosłego człowieka, głowy i żywiciela rodziny, matki Polki, żony, męża, pracownika. Nie bez znaczenia była oczywiście sytuacja materialna w czasach PRL-u, jednak nie był to jedyny czynnik warunkujący wykluczenie z codziennego życia tego jakże istotnego w życiu każdego z nas pierwiastka. Pierwiastka, który pozwala nam pozostać indywidualną jednostką, wyrazić samych siebie, znaleźć sobie autonomiczny obszar, bez którego pozostałe elementy układanki jaką jest życie przestają tworzyć harmonijną całość.
Dzisiaj, kiedy patrzę na zdjęcia osób, które ukończyły w tym roku zawody na Big Island, osób, które znam i tych całkiem mi obcych, nabieram pewności, że triathlon jest dla nich czymś więcej niż tylko formą spędzania wolnego czasu, elementem zdrowego trybu życia, wyzwaniem czysto sportowym. Na Hawajach zmierzyli się ze swoimi słabościami, udowodnili coś sobie, swoim bliskim, odhaczyli kolejny punkt na osobistej liście „must do” lub po prostu przeżyli coś niezwykłego w przepięknym zakątku świata, którego w przeciwnym przypadku być może nigdy by nie odwiedzili. Powodów, dla których znaleźli się na Big Island było z pewnością więcej. Motywacja wielu pozostaje ich osobistą tajemnicą. W tym dniu, w tym momencie swojego życia znaleźli swoje Hawaje na Mistrzostwach Świata w triathlonie. Jednak każdy z nas ma prawo do odnajdywania ich na swój własny sposób.
Znaleźć swoje Hawaje to dać sobie i naszemu partnerowi prawo do własnego kawałka podłogi, obszaru, który będzie tylko nasz (choć oczywiście możemy dzielić pasję z najbliższymi), z którego nie będziemy musieli się tłumaczyć i który nie będzie obarczony poczuciem winy. Hawajami może być triathlon, bieganie, wspinaczka, ale również modelarstwo, ornitologia czy szydełkowanie. Cokolwiek, co daje nam szczęście, pozwala się rozwijać i wyrażać swój indywidualizm. Pasja, którą często trudno zrozumieć i zaakceptować partnerowi, w rzeczywistości nie dzieje się kosztem czegoś. Oczywiście odpowiedzialność za zachowanie równowagi spoczywa na obydwu stronach. Wspierając partnera nie można zatracić siebie i odwrotnie. Należy zachować czujność i pilnować, by „nasz kawałek podłogi” nie stał się dominującym w życiu. Możliwość rozwijania własnych zainteresowań, zakładając iż wynikają one z naszych potrzeb a nie presji otoczenia czy mody, jest warunkiem koniecznym dla harmonijnej relacji dwóch osób i stanowi czynnik wzbogacający i rozwijający związek. Bez wątpienia pojawią się chwile zwątpienia, kryzysy w związku, spory o poświęcany czas, koszty. Momenty, w których równowaga zostanie zachwiana przez jedną czy drugą stronę. Ważne by w takich chwilach znaleźć czas i otwarty umysł na szczerą rozmowę, pamiętając iż wspólne określenie ram nie jest próbą zawłaszczenia tego obszaru przez partnera, atakiem na naszą suwerenność. Wręcz przeciwnie. W przyszłości pozwoli nam uniknąć konfliktów i zwolni nas z obowiązku ciągłego tłumaczenia się. W momentach kryzysu warto również przypomnieć sobie, czym jest pasja dla nas samych, co nam daje w życiu, jakie budzi w nas uczucia.
Kiedy patrzę na zdjęcie tych, którzy w tym roku spełnili swoje marzenie o starcie na Big Island, mam pewność, że każdy z nas ma prawo szukać i znaleźć własne Hawaje, czymkolwiek by one nie były.
Witam! Super artykuł,też uważam,że w naszym codziennym życiu bardzo ważną jest równowaga tzw.,,złoty środek,,.Pozdr.