6 powodów by przejść na kategorię PRO

Pismo ze związku, mail do Ironmana, zwrotnie link z formularzem do wypełnienia, potem mniej przyjemny przelew i oto jest: Licencja Pro na rok 2017. Podobnie jak i w roku ubiegłym będę startował w zawodach spod szyldu „emki z kropką” jako zawodnik elity czy tak zwany PRO. O różnicach między zawodowcami, a grupami wiekowymi pisałem kilka razy. Generalnie jest to dość cienka i pływająca granica, której jednoznacznie wyznaczyć się nie da. Dziś jednak będzie o czym innym. Po co mi ta licencja, po co ona innym? Kiedyś w naszym kraju było ich kilka, dziś może nie są to liczby rzucające na kolana ale przyrost liczby zawodników ścigających się w elicie widoczny jest gołym okiem.

 

„Cienki jest, jakie on miejsca zajmuje, elity mu się zachciało.” Pewnie musi się dowartościować. Kilka takich opinii słyszałem. Nie pod moim adresem, bo w twarz ludzie boją się mówić co myślą, ale kilku innych zawodników którzy w konfrontacji ze światem nie zawsze wracali z tarczą zostało nieraz dość kiepsko podsumowanych. Cóż taka polska mentalność. Z drugiej strony gdyby startowali jako Age Grouperzy, też by ktoś tam pluł, że trenuje od małego, co tu robi, słoty zabiera itd. Nie dogodzisz, więc najlepiej to olać. Sama potrzeba dowartościowania się jest chyba na szarym końcu decyzji o tym by przejść na PRO, a przynajmniej tak to wygląda u każdego polskiego PRO, którego poznałem. Zapewne dla tych co głoszą takie opinie to byłby powód numer jeden. W ten oto nieco pokrętny sposób poprzez ciemną stronę triathlonu doszliśmy do sedna tego o czym dziś piszę. Po co, jeśli nie dla własnego ego wykupuje się licencję PRO? Napiszę subiektywnie na swoim przykładzie.

 

6 powodów aby przejść na PRO 1.jpg

 

1. Planowanie sezonu: bez licencji Pro musimy zdecydować się na konkretny start z bardzo dużym wyprzedzeniem. Nie wiemy czy trafimy z formą, czy nie zdarzy się kontuzja, czy coś nie wypadnie. Płacić trzeba, bo im bliżej startu tym drożej, nie wspominając faktu, że impreza może się wyprzedać. Mając licencje PRO masz możliwość zgłoszenia się na dany start średnio do 3 tygodni przed imprezą. Daje to olbrzymi komfort. Planuje okres startu, ale miejsce mogę zawsze zmienić, choroba, kontuzja, nie ma problemu, odpuszczam, przesuwam. Bez stresu, nerwów i wciskania klawisza F5.

 

2. Rachunek finansowy: Wszystko zależy jak dużo i jak często się startuje. Koszt licencji to 900 dolarów + opłaty dodatkowe czyli w sumie niecałe 1 tys. dolarów. Trochę jest, ale ta kwota zawiera wpisowe na wszystkie imprezy cyklu IM. Dwa pełne dystanse lub cztery połówki i już się jest na zero. Pytanie ilu zawodników uwzględniając jeszcze starty w kraju jest wstanie tyle razy w roku wystartować. Jak widać kwota ta jest dobrze przemyślana.

 

3. Dodatkowe korzyści- zawodnik PRO ma trochę lepiej. Osobne miejsce w boksie zazwyczaj w lepszej lokalizacji i z mniejszym ściskiem, osobna odprawa, osobny punkt odbierania numerów startowych, a jak jesteś naprawdę dobry i masz odpowiednie miejsce w rankingach to organizator zapewnia nocleg, transfery itd.

 

6 powodów aby przejść na PRO 2.jpg

 

4. Inne reguły gry:
a) PRO startują z przodu, mają start wspólny. Łatwiej złapać nogi, jest z kim płynąć, tym samym uzyskać lepszy czas. Z drugiej strony inne limity temperatur wody i często jest tak, że AG w piankach, PRO bez (np. Barcelona 2016)
b) Ostrzej pilnowany drafting. AG to jednak klient, walczy się z draftingiem ale nie aż tak zaciekle (moje subiektywne odczucie). Sami zawodnicy niby też piętnują drafting, ale jak już ktoś jest w grupie, to nigdy to nie jego wina, bo inni, bo się nie dało, każdy zły, ale każdy się trochę cieszy. Na grupę Pro przypada znacznie więcej sędziów na motorach, czołówka ma niemal cały czas anioła stróża, a i zawodnicy pilnują się nawzajem – jedni drugich. Kary można wyłapać nie za bezczelny drafting na kole, ale za chwile zagapienia. Ktoś przyhamuje, wjedziesz na 8 metr, sędzia obok i bach kartka, wyprzedzasz kilku zawodników, przeszacujesz siły, nie dojedziesz na przód, bach kartka. Trudniej, ale uczciwiej, mój czas jest mój. Do tego jest więcej miejsca po wodzie i idzie uczciwie jechać. Czasem jest tak w AG jak pisał Mkon. Kiedy 1000 osób wsiada na raz na rower, a pas na 2 m szerokości to pierwsze 50 km chcesz czy nie i tak się z grupy nie wyrwiesz. W PRO tego problemu nie ma.
c)Nie na wszystkich zawodach, ale jednak się zdarza że na biegu są osobne stanowiska gdzie PRO mogą zostawić swoje odżywki albo swojego człowieka z ekipy do podawania np. napojów. Czasami na te i inne potrzeby organizator przydziela zawodnikowi PRO osobnego wolontariusza jak to miało miejsce np. w Gdyni.

5. AG ściga się o sloty, pucharek czasem drobne nagrody rzeczowe. PRO ma pulę nagród finansowych dzieloną między najlepszych zawodników. Inna strona medalu to ta, żeby zarobić pieniądze na zawodach IM trzeba być naprawdę dobrym, zaś wizja Hawajów się oddala, bo awansuje się nie poprzez slota, tylko poprzez punkty w rankingach. Punkty zdobywa się na zawodach i tu jest haczyk. Po 5-7 miejscu liczba przyznawanych punktów drastycznie spada. Do końcowego rankingu liczy się 5 najlepszych wyników, czyli trzeba by być minimum te 3-4 razy w top 5-6 by myśleć o Kona.

6. Wyższy poziom sportowy, to chyba oczywiste. Ja swój cel mam, to Hawaje. Wiem, że w PRO jest to niezwykle trudne, ale przecież zawsze mogę wrócić do AG np. gdy przeskoczy kategoria wiekowa. Gdybym w 2016 w Barcelonie zamiast w PRO startował w AG z moim czasem miałbym już slota. Kiedy startowałem jeszcze w AG było gorzej. Doświadczenie zdobyte w PRO jest tu bezcenne. Najlepszą drogą do stania się lepszym jest walka z silniejszym przeciwnikiem, nawet jeśli oznacza to często łomot. Jak spaść z konia to dobrego.

 

By zapomniał, jeszcze nr 7, no przecież PRO to PRO, ego połechtane.

 

To takich moich 6 głównych powodów dla których zdecydowałem się startować jako PRO, choć nie kryję, że ciężko jest mi się w tym podziale AG/PRO odnaleźć i jednoznacznie zaklasyfikować. Jedną nogą jestem PRO, drugą AG. Z drugiej strony dobrze, że są prosi i nie myślę tu o sobie, a o zawodnikach dużo lepszych. Nadają rywalizacji smaczku, mamy się do czego porównywać, mamy punkt odniesienia, kochamy pojedynki herosów (np. Ironwar). Mijanie się na trasie biegu w Zell am See z Fordeno czy Gomezem, ach… Fajny ten triathlon bez względu na to czy jesteś PRO czy AG.

 

PS. Zapewne korzyści jak i „niekorzyści” jest tu więcej. Jak wpadną wam jakieś do głowy wrzućcie w komentarzach poniżej.

Filip Przymusinski
Filip Przymusinski
Wielokrotny medalista Mistrzostw Polski, trener, wykładowca Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu.

Powiązane Artykuły

2 KOMENTARZE

  1. Oczywiście w pełni zgadzam się z tym co piszesz, ale dodam jeszcze jeden „argument”. Jeżeli spełniasz wymogi organizatora bycia w kat. PRO, to bycie w tej grupie już przez ten fakt jest usprawiedliwione. Jeżeli sam zacznę spełniać kryteria PRO, szczególnie na krajowych imprezach to od razu przeskakuje do kat. PRO. Mocniejsza stawka, większy komfort startu, dla mnie wystarczy.

  2. Bardzo racjonalne argumenty! I szczególnie w kontekście „turystyki” sportowej to koszt licencji vs. koszt każdorazowego startu – argumentacja nie do obalenia!

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.

Śledź nas

18,455FaniLubię
2,813ObserwującyObserwuj
21,600SubskrybującySubskrybuj

Polecane