Dość ryzykowny tytuł – biorąc pod uwagę, że czyta to moja żona – ale na szczęście wie gdzie i z kim…
A więc: w sobotę zrobiłem pierwszy trening pływacki w temacie triatlonu! Duża frajda! Radykalna odmiana w stosunku do monotonnego ubijania asfaltu. Do tego tego obecność trenera, który wszystkim zarządza. Można się więc przełączyć na autopilota i robić co każe bez gdybania (jak czasami ma to miejsce przy bieganiu) czy nie za szybko , nie za długo itp.
Bardzo mi się podobało, choć pierwszych kilka basenów trochę mnie przytkało ale jakoś się przełamałem i dalej poszło z nurtem.
Małe załamanie, kiedy przy płynięciu na rękach nogami zamiatałem po dnie 🙂