Czytając ostatni numer biegania wczytałem się w sprawozdanie z mistrzostw świata Ironman.
Już sobie wyobrażałem ta mękę startować w tym upale i przy tym wietrze . Kiedy po pracy wsiadłem na swój jednoślad okazało się że cała drogę do domu mam pod wiatr. Rower pod kątem łzy w oczach (much w ustach brak za zimno) i nagle olśnienie przecież jest jak w Kona już zaczynało mi się robić cieplej nawet pomyślałem żeby się rozebrać J niestety temperatura 4 stopnie i deszczyk szybko przywróciły mnie do rzeczywistości. A już słyszałem szum oceanu.
Ale przynajmniej wiatr mamy podobny