Dzień konia. Cóż to takiego? – pyta część moich znajomych. To dzień w którym pracujesz jak koń pociągowy, a na sam koniec odwożą Cię do rzeźni we Włoszech, żeby skończyć twoje cierpienia. Najlepsze są weekendy konia, bo taka seria na jednym dniu się nie kończy.
Sobota.
Ponieważ wieczorem biegnę w Biegu Powstania Warszawskiego, rower muszę zrobić rano. Udaję się na miejsce zbiórki kolarzy z Ronda Babka. Choć trener mówi, że mam nie jeździć z Rondem, to dzisiejszy trening jest rozjazdem i przynajmniej pierwsze 30km pokonam wraz z peletonem. Niestety w peletonie nie ma nikogo, kogo znałbym bliżej. Pojawiają się za to, nowe twarze i widząc jak jadą, prorokuję upadek.
Po hopkach za Jabłonną peleton zwalnia – była kraksa … no kraksa … przecież krasy się zdarzają :-). Po chwili postanowiłem, pojechać sam – w peletonie nie ma znajomych, a ja mam trening do zrobienia, którego w dodatku nie muszę robić w peletonie. Po kilku kilometrach w przeciwną stronę jadą koledzy klubowi: Piotrek Daruk i Radek Kokosza. Nowe, klubowe stroje kolarskie prezentują się niezwykle okazale.
Jeszcze przed Nowym Dworem, Babkarze doganiają moją „ucieczkę’. Więc znowu jadę w peletonie. Tempo jest strasznie słabe – 35km/h. Po światłach w Nowym Dworze wyjeżdżam na czub peletonu i okazuje się, że po chwili jestem sam. Do umownej kreski jest jakieś 2km. Włączam więc tryb ściganctwa i cisnę. Niestety jak to w życiu rozpędzony peleton dogania mnie ~500m przed kreską. Zawracam i zaczynam zdanie główne dzisiejszego treningu – 2×30 minut w strefie „wyścigowej’. Później powrót do domu i upragniony prysznic.
Drugi trening, to wspomniany bieg na 10km. Przed piję kawę, kolę i zajadam … kanapką z pasztetem. Na miejsce startu udaję się biegiem. Tempo rozgrzewki jest strasznie wolne – zastanawiam się jakim cudem pobiegnę 40 minut na 10km, skoro teraz się tak turlam. Robię przyspieszenia i jestem na starcie. Na miejscu spotykam masę znajomych: Zapał, Bartek, Piotrek, Konrad i wielu innych. Socjalny aspekt uprawiania sportu jest chyba najważniejszą rzeczą!
Rozpoczęło się nerwowo – 300m przepychanek. Po 300m okazało się, że biegnę tuż za panem Bogdanem – znanym w całej Warszawie (jeśli nie Polsce) znakomitym maratończykiem. Oj … za szybko i faktycznie zegarek pokazał średnie tempo 3:45/km. Systematycznie zacząłem zwalniać. Po pierwszym kółku naczłapałem czas – 20:05. Drugie kółko zawsze biegam szybciej. Ale nie tym razem. Z każdym przebiegniętym kilometrem było coraz gorzej. Na podbiegu na Sanguszki postawiło mnie jak żołnierza na musztrze. Problemy z oddechem, zawroty głowy i Mariusz Pyszyński mocno dopingujący – zmuszający do ostatniego wysiłku, do sprintu do mety. Doczłapałem się z czasem 40:52.
Na znajomym stadionie Polonii (spędziłem tam kilka ładnych godzin, trenując pływanie z Warsaw Masters Team) spotkałem jeszcze kilku przyjaciół, a po wszystkim wróciłem na zasłużone i wywalczone po ciężkim dniu piwo. Pomimo niezwykłego upału zapakowałem się w kompresyjne fatałaszki i poszedłem spać – musiałem odpocząć przed niedzielą.
Niedziela zaczęła się o dwudziestoczterokilometrowego rozbiegania. Było tak gorąco, że podczas biegu wypiłem 4, słownie cztery litry płynów. Turlałem się po 5:40/km, bo szybciej nie było możliwości. Ponieważ zajęło mi to więcej czasu, niż planowałem, zostało mi mniej czasu na odpoczynek przed treningiem rowerowym. Miałem dzisiaj 3h rozjeżdżenia. Na tym powinien się mój trening skończyć, ale uprałem się, że koniecznie chcę wystartować w zawodach ZalewCup. Tomek przystał na to pod warunkiem, że nie zawalę innych treningów. Do Siedlec pojechałem więc na rowerze. Na miejscu byłem „w punkt’. Zawody zaczynały się o 17 i na tą godzinę dojechałem. Jak w szwajcarskim zegarku.
Jadąc na rowerze wiedziałem, że niczego na zawodach nie ugram. W Siedlcach pojawiło się za dużo dobrych pływaków, pływających na poziomie zbliżonym do mojego, ale zdecydowanie bardziej wypoczętych. Na pierwszy start na 100m poszedłem bez rozgrzewki, jeszcze dopinając piankę i prosząc startera o minutę, tak żebym mógł ją dobrze założyć. I zająłem trzecie miejsce. Przede mną był Wiesiek Bar (nic dziwnego), Jeglin (w sumie też nic dziwnego – tego dnia nic wcześniej nie robił), ale za mną byli i Luca i Olga! To jedyne podium dzisiaj. 200m – i znowu trzecie miejsce – i tym razem Olga wyszła za mną. 400m – cud – Jeglin pomylił drogę i dostał dyskwalifikacje, Wiesiek nie startował, a Olga znowu za mną.
Sielanka skończyła się na 1000m – Luca odpuścił 400m, więc poleciał kilometr na świeżości, no względnej świeżości. Natomiast ja stoczyłem niesamowitą walkę z Olgą. Pierwsze dwa kółka prowadziłem, później prowadzenie, na dwa kolejne, oddałem jej. Miałem przycisnąć na piątym. Ostatnie 200m płynęliśmy sprintem. Ramię w ramię, brak w bark. Myślałem, że zmęczę pannę Ziętek, ale ona na ostatnim nawrocie wrzuciła 6 bieg i odeszła mi na dobre. Ostatecznie na mecie byłem piąty.
Powrót do domu i łóżko. Na noc – znowu wspomaganie – BCAA i kompresja, w końcu jutro mam basen.
🙂 Dzięki. Czy to by cokolwiek zmieniło? I tak byś zmiótł mnie z powierzchni wody 🙂 Jeszcze trochę za szybko pływasz 🙂 W niedzielę będzie nie lepiej, więc nie spodziewaj się że mam z Tobą jakiekolwiek szanse 😉
Jako wierny fan twoich wpisów i youtube’owych filmików (widziałem wszystkie 🙂 w końcu doczekałem się konkretnych bohaterów 🙂 Trzeba było mówić przed startem że to weekend konia był.
Nie wiem … mi nie przeszkadzają … nawet na deszczu we Frankfurcie dawały radę.
Mają jedną wadę – nie osłaniają boków oczu. W niedzielę przy silnym bocznym wietrze zacinający deszcz niestety 'ładował’ prosto w oczy, aż bolało. Szkoda, że nie są o 3 cm. przedłużone na boki. Ale na bezdeszczową pogodę doskonałe.
Detathlon za 79 zł … chyba tyle. Najlepsze okulary na świecie, no może gdyby mnie było stać na Okleye, to mówiłbym inaczej, ale generalnie te nie mają wad.
Kuba co to za okulary i gdzie je kupiłeś? Bardzo mi się spodobały.
Nie ma odpuszczania! Ty lepiej się ciesz, że nie startujesz ze mną w Bo 😉 A kiedy w końcu na piwo przyjedziesz do Warszawy?
widzę, ze Kolega porządnie się szykuje do walki z wąsaczem Twisterem
widzę, ze Kolega porządnie się szykuje do walki z wąsaczem Twisterem