Odliczanie – 148 dni do zawodów.

3. stycznia 2013 roku, czwartek, godz. ok. 22:00

 

No i nastał 2013 rok. Rok mojego triathlonowego (i mam nadzieję, że udanego) debiutu. Pogoda za oknem jest zupełnie wiosenna – jest ciepło i pada deszcz. W sumie to źle, bo przez to złapałem jakąś infekcję. Nie chcę żeby to się przerodziło w coś poważniejszego, więc odpuściłem treningi i leczę się aspiryną, rutinoscorbinem, herbatą z cytryną itp. W związku z tym, że nie trenuję to swój dzisiejszy wpis poświęcę swoistemu remanentowi.

Na pierwszy ogień idzie – jak to w triathlonie – pływanie.

Pływanie to moja pięta Achillesa. A to dlatego, że jest to dyscyplina, w której technika odgrywa bardzo ważną rolę. Jeszcze latem ubiegłego roku nie mogłem o sobie powiedzieć, że umiem pływać. Co najwyżej, że potrafię się przez jakiś czas utrzymać na wodzie. Nie umiałem pływać żadnym stylem, a jedynie tzw. żabką krajoznawczą (z głową nad wodą). Za namową klubowego kolegi Adama i pod wpływem impulsu, jakim było zapisanie się na zawody w Sierakowie od września 2012 roku zacząłem dość regularnie odwiedzać pływalnię w Wolsztynie (tak 3 razy w tygodniu). Zapisałem się także na naukę pływania, przede wszystkim dlatego, żeby nauczyć się pływać dobrze stylowo. Później wszystkie ćwiczenia, które nam pokazywała instruktorka ćwiczyłem sumiennie przez kolejne dni do następnej lekcji. Nie mając pojęcia jak kiepskim jestem pływakiem jakoś tak na początku swoich pływackich quasi-treningów zrobiłem sobie test Coopera. No i wyszło mi, że w 12 min. przepłynąłem zaledwie 300 metrów, czyli moja forma wyglądała źle, a nawet bardzo źle. Nie zniechęciło mnie to jednak. Tygodnie mijały, treningi też i dziś pływam o wiele lepiej kraulem, żabką i grzbietem. Test Coopera zrobiony żabką dokładnie w Wigilię (24. grudnia ubiegłego roku), a więc ok. 3 miesiące od rozpoczęcia systematycznych wypadów na pływalnię pokazał postęp – przepłynąłem ok. 350 metrów. Czyli o ok. 16 % więcej niż na poprzednim teście. Jeśli taki postęp się utrzyma to w kwietniu powinienem przepłynąć ok. 400 metrów, a w czerwcu (w dniu zawodów) ok. 425 metrów – co wg tabel z testu Coopera daje wynik: „średnio’.

Zaczynam już czuć wodę. Pływanie żabką (i to krytą) idzie mi już całkiem całkiem. Grzbiet to czysta przyjemność. Kraul jeszcze mnie męczy, ale zamierzam przyłożyć się do niego sumienniej. Zwłaszcza do jego odmiany znanej jako metoda Total Immersion. Przekonałem się do tej metody po lekturze książki Terry’ego Laughlina i po wielorazowym obejrzeniu płyty DVD (i książkę i film można nabyć na stronie http://www.ti-europe.com). Pływanie tą metodą wygląda na zupełnie bezwysiłkowe. Poza tym razem z Adamem byliśmy w Swarzędu na jednodniowych warsztatach kraula prowadzonych przez trenera metody TI Piotra Kowalczyka. Naprawdę polecam wszystkim tę metodę i tego trenera. Kontakty na niego znajdziecie na stronie http://www.ti-europe.com/trenerpl.html.

Do startu w Sierakowie mam jeszcze pięć miesięcy i wydaje mi się, że w tym czasie zdążę się na tyle przygotować, żeby wyjść z wody z przyzwoitym wynikiem, a przede wszystkim w limicie czasu. Jak więc widzicie pływanie nie będzie raczej moją silną stroną w Sierakowie. To co tam stracę w wodzie będę się starał odrobić na rowerze i na własnych nogach.

Do mojego debiutu pozostało 148 dni.

Powiązane Artykuły

1 KOMENTARZ

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.

Śledź nas

18,455FaniLubię
2,813ObserwującyObserwuj
21,600SubskrybującySubskrybuj

Polecane