70.3 bez papierosa. Naukowo

Czego nie robi się dla nauki? Przeczytałem kilka książek, w tym o bieganiu wg Danielsa, o małpach wg Łukasza i jeszcze coś o triathlonie. Opracowałem wskaźniki, wprowadziłem zmienne i pozostaje – jak pokazują guru z innych dziedzin życia – cieszyć się rosnącymi albo spadającymi słupkami. Biały może w ogóle spadać.


wykres

 

Krótki komentarz do wykresu. W pierwszym tygodniu rozpocząłem planowy (powiedzmy) trening od testu Coopera. Czyli pobiegłem na maxa. Kolejne czarne słupki to wyniki 3-kilometrowych odcinków niedzielnych wybiegań. Nie były one jednak robione z porównywalną intensywnością. Jeszcze nie wiedziałem, że będą użyte do tak misternej analizy. Dlatego opracowałem własny parametr: tempo razy bpm. W skrócie pozostaje jako „tempo’. Progres 🙂 widać jak na dłoni. Pierwszy wynik – z testu Coopera – w tempie 5:28, AvgHR, 151 (MaxHR 182); dzisiaj – 3km w zakresie progowym z AvgPace 4:48, AvgHR 157. Kilometry trochę falują, ale to też skutek przesiadek na biegówki, których tu nie uwzględniam oraz potrzeby wyluzowania po próbie skapowania o co chodzi w bieganiu naturalnym. Obecny tydzień to 30km uzbierane w trzech, za przeproszeniem, jednostkach. Sprawdziłem też aktualny VDOT. Wyszło 40 na 5-kilometrowym odcinku. Na razie widzę, że mimo postępów, najtrudniej będzie z białymi słupkami. Bo pozostałe to samoistny efekt przyjemnie spędzanego czasu na ścieżkach. Naprawdę, bieganie strasznie mnie wkręciło. Zwłaszcza od momentu osiągnięcia zdolności swobodnego, dalszego biegu, mimo że na liczniku widać 8 czy 10km. Wiem, wiem – żadne mecyje. Ale dla mnie to bardzo widoczne kamienie milowe.

 

Teraz najpierw przeproszę, że jako biegowy żółtodziób się wymądrzam. Ale sporo tu czytam o pladze kontuzji biegaczy. Chciałbym Wam sprzedać mój sekret zdrowych kolan. Było to jakieś 15 lat temu, kiedy z rowerowej wyprawy w Góry Świętokrzyskie (wielkie mi góry – pół dnia w te i wewte) wróciłem z nogą w gipsie. Rozbite kolano, dwa miesiące z klocem od pięty do pachwiny. Potem, na koniec rehabilitacji pani doktor pocieszyła, że teraz rowerem to co najwyżej do sklepu. Ale w następnym sezonie przeleciałem się samojeden prawie 2000km po lasach-górkach Szwecji. I jestem pewien, że tylko dzięki „rowerkowi’. Od zdjęcia gipsu, rano nigdy nie podnoszę się z łóżka, zanim nie wykonam rowerka: jeszcze leżąc, kręcimy nogami do przodu, tyłu, parę wymachów, trochę potrząsania; na koniec 10 przysiadów. Zajmuje to tyle co 2 razy ziewnąć i przeciągnąć się. Wiem, że to działa (przynajmniej przy moim kilometrażu:-) i jestem ustawiony na cały dzień. A jeszcze przed wypadkiem bywało, że zwykły wbieg na schody kończył się chrupnięciem i banią na kolanie. Może komuś się przyda. Na pewno nie zaszkodzi.

Powiązane Artykuły

Śledź nas

18,455FaniLubię
2,815ObserwującyObserwuj
21,500SubskrybującySubskrybuj

Polecane