Dochodzę do siebie. Jutro pierwszy trening po maratonie.
Może się ze sobą cackam, a może mi się nie chce – trudno powiedzieć. Nie chce mi się nad tym zastanawiać (więc to chyba jednak lenistwo) – założę więc, że słucham się wpisu z AT i nie chcę zaniedbać regeneracji. Jej zalety poznaję dogłębnie.
Przyjaciel, który stracił cały poprzedni sezon z powodu problemów z kolanem, dziś rzucił mi wyzwanie (sms o treści: 'Wciagne Cie nosem misiek hehehe’ – pisownia oryginalna).
Odnosiło się to do Maratonu Warszawskiego na jesieni. Czas i miejsce już znam. Pozostaje się przygotować.
Radek (owy przyjaciel) od przyszłego roku chce zająć się również triathlonami, ale póki co nadrabia poprzedni sezon biegowy. Życzę mu samych sukcesów, ale w Warszawie będzie 'zbierał zęby’.
Na bieżący sezon zaplanowane miałem dwa oficjalne starty w triathlonach (Szczecinek i Borówno) i dwa maratony (Dębno i Warszawa). Doszły jeszcze dwa starty 'domowe’ – Bydgoszcz na Start! (10km) oraz Półmaraton Bydgoski. Celem na sezon było zrobienie 'życiówki’ w maratonie oraz ukończenie half-ajrona.
Zmieniam plany. Forma ma być cycuś-glancuś, bez półśrodków i odpuszczania. Zamierzam dać z siebie wszystko, z roku 2013 zrobić 'sezon życiówek’.
Od dziś plan jest następujący:
– rekord na 10 km (do pobicia 40:33);
– rekord w półmaratonie (01:39:26);
– rekord w maratonie (03:32:13);
– 1/4IM (debiut, więc jeśli uda mi się ukończyć, to będzie rekord siłą rzeczy sam się zrobi);
– 1/2IM (j.w.).
Jutro ruszam z wcielaniem tego w życie. Nie ma przebacz, nie ma biletów ulgowych. Bilet kupiłem i to tylko w jedną stronę… i mam nadzieję, że to będzie udana wyprawa 🙂