Ostatni tydzień, począwszy od zeszłej niedzieli (7.04) przebiega bardzo sportowo. Ale od początku.
7.04.2013 – Start w 6 POZnań Półmaraton – cel założony na ten półmaraton był jak zwykle jeden – pokonanie bariery 2h. Mimo całego miesiąca wyjętego przez chorobę z treningów, postanowiłem rzucić się z motyką na słońce. Głowa została przygotowana na starcie ze samym sobą. Fizycznie starałem się przygotować. Start w niedzielny słoneczny poranek był bardzo mocny. Trzymałem się jak rzep psiego ogona peacemakerów na 2h. Biegliśmy w tempie 5:30min/km. Na moje warunki to na prawdę duże tempo. Udało się wytrzymać jedynie do 12km, potem widziałem tylko uciekające balony a moje ciało biegło coraz wolniej. Skończyło się na czasie 2:14.15, a ostatni kilometr przynosił ból związany z kurczami łydek. Może mogłem podejść do biegu z większą rezerwą i pokorą, jednak nie żałuję, że tak a nie inaczej przebiegł ten start. Zbudowałem w głowie swój nowy, lepszy obraz na planowany start w Pile i potem na pełnym dystansie w Berlinie.
W tygodniu przede wszystkim odwiedziałem pływalnie. Połknąłem bakcyla pływania i po rozmowie z trenerem postanowiłem ćwiczyć więcej, nie tylko na lekcjach. Tak więc w poniedziałek po pracy, w czasie gdy mój Synek ma naukę pływania, ja również pływałem wykonując ćwiczenia do kraula. 45 minut szukania oddechu, łapania czucia wody. We wtorek to samo, jednak już podczas lekcji pływania. Ciągłe problemy z oddechem. Cała reszta wporządku. W piątek bardzo krótka wizyta na pływalni. Ku mojej rozpaczy, moje nowe okularki wytrzymały w wodzie jedynie 15 minut!!! Masakra. Nie sądziłęm, że firma wyposażająca mistrzów olimpijskich w sprzęt może wyprodukować coś tak mało trwałego.
Dzisiaj (niedziela) wykorzystałem kolejną godzinę na pływalni na pracę nad oddechem i go znalazłem!!! Ależ byłem szczęśliwy. Do teraz nie schodzi mi banan z twarzy. Pływałem jak szalony. Zrobiłem razem 56 długości basenu (25m). Co prawda 42 były w płetwach basenowych, ale chcąc skupić się tylko na oddechu musiałem mieć lepszy napęd. Bez nich idzie ciężko i wiem, że to kolena rzecz do poprawki.
Dzisiaj także odbył się akcent rowerowy. Najpierw uczyłem mojego pięciolatka jeździć na rowerze bez kółek pomocniczych (z ogromnym sukcesem). Młody przełamał swój brak pewności, strach. Rower stał się Jego przyjacielem. Później miałem czas dla siebie i machnąłem 10km na rowerze.
Ilość endorfin w tym tygodniu stała na wysokim poziomie. Poznałem także bardzo inspirującego człowieka, legendę maratonu – pana Jerzego Skarżyńskiego. Kilka minut rozmowy o bieganiu, autograf w najnowszym wydaniu 'Biegiem przez życie’ natchnęły mnie dodatkowo do pracy nad samym sobą.
powoli do przodu!
Tak trzymaj ! 🙂