Ostatnio miałem jakieś dziwne poczucie, że pojawiam się na blogu zbyt często ( w myśl przysłowia co za dużo to niezdrowo)… Pisać w zasadzie też nie było o czym to ograniczyłem się tylko do czytania felietonów i ewentualnych komentarzy…
Zupełnie inna kwestia to spadek aktywność stałych bywalców (przynajmniej odnoszę takie wrażenie)… gdzie wydawałby się, że tworzy się jakaś wspólnota, koleżeński organ doradczy, grupa wsparcia … Czy jak tam kto woli. Owszem, na niektóre pytania pojawiają się odpowiedzi, niestety inne pozostają bez echa ( przykład Lidii, proszącej o uwagi odnośnie planu treningowego).
Zaznaczam, że nie są to jakieś zarzuty tylko luźne przemyślenia… Przecież urok pisania bloga to całkowita dowolność, nic na siłę… Osobiście tłumacze to sobie rozpoczętym sezonem i totalnym brakiem czasu zapracowanych fanów tri, szlifujących zawzięcie formę.
Na szczęście nowy narybek garnie się do pisania i coś się dzieje…
Nie o tym jednak zamierzałem dywagować! Chciałem dobrze a wyszło tak jak zawsze… 🙁
Nawiąże do tytułu ,,falstart’. Tak, tak, jeszcze nie rozpocząłem pierwszego sezonu a mam wrażenie, że przekombinowałem. Już na obozie w Kozienicach Piotr Netter zwrócił mi uwagę, że balansuje na krawędzi przetrenowania a ja durny nie zadałem sobie trudu aby pociągnąć wątek i wyciągnąć jakieś wnioski! Niby człowiek czyta, zbiera wiadomości , odbiera sygnały a i tak w swoim głupim uporze, nadmiernej ambicji – brnie dalej! Może trochę więcej, dalej, może trochę szybciej…!?
A efekt ? Totalna niemoc, tak jakby ktoś wyssał ze mnie wszystkie siły witalne! Wyraźnie odczułem to w niedziele, wracając z imprezy za której organizację byłem współodpowiedzialny. Nie wiem, może wcześniej z uwagi na tempo przygotowań i rangę imprezy nie miałem czasu zwrócić uwagi na pierwsze symptomy… Obolałe stawy kolanowe, kiepski sen, utratę energii. Całe szczęście, że chociaż tętno spoczynkowe zostaje w normie!
Faktem jest, że w ostatnim czasie skumulował się ciężki tydzień treningowy z wyczerpującymi pracami fizycznymi (potrzeba chwili – wspomniana impreza). Niemniej jakieś sygnały utraty mocy odbierałem już wcześniej! I co !? Brnąłem dalej… A ponoć rozsądek to przywilej ludzi dojrzałych (delikatnie ujmując) … 🙂
Jak mantre powinno się powtarzać, że lepiej nie dotrenować 20% niż 1% przetrenować!!!
Piszę to ku przestrodze innym początkującym aby nie popadali w zbytnią euforie tak jak to mi się zdarzyło. Nie brali sobie do serca objętości treningowych zaprawionych w boju, doświadczonych triathlonistów! Oni też kiedyś musieli zaczynać od kilkunastu km tygodniowo!
Cóż, teraz nie zostaje mi nic innego jak tydzień regeneracji i ostrożne wejście w trening. Do pierwszych zawodów 5 tygodni… Mogę także mieć nadzieję, że ,,przetrenowanie’ w moim przypadku to zbyt mocne słowo a kubeł zimnej wody na łeb przyszedł w samą porę!
Oby Was nie musiało zmoczyć… 🙂
Borem i lasem… 🙂
Hehe… człowiek mimochodem trochę nawrzuca i ruch na blogu… 🙂 Chronologicznie: Michał – raczej płomyk, który nieudolnie próbuje rozniecić i nie bądź taki skromny Koniu! Łukasz- niestety albo ,,stety” coś w facetach drzemie, jakiś samczy ciąg do rywalizacji i dominacji w stadzie niejednokrotnie silniejszy od zdrowego rozsądku 🙂 Albinp- mam nadzieje, że jest to właśnie przemęczenie i po tygodniu luzu poczuje głód treningu…. Weź sobie do serca moje uwagi i nie szarżuj . Marcin. S – w pierwszym sezonie zaplanowałem 4 starty 1/2 maraton ( już za mną), 1/4 IM i 1/2 IM + jakiś bieg ale jeszcze nie zdecydowałem. Co do 1/4 padło na Mrągowo – pasuje termin. Marcin .D- dzięki za ciepłe słowa 🙂 Co do wyjazdu na obóz tri – zdecydowanie polecam! Lidia – zdrowy osobnik o 6 rano kończy zakładkę 🙂 Arturrro! :-)) Kiedyś wydawało mi się , że wycelowałeś we mnie z tym 1.40… Teraz Ty spudłowałeś! Jesteś najaktywniejszym ekspertem na AT i wiem, że z zakresu Twojej ,,działki ”każdy może liczyć na porady! Dzięki za wszystkie komentarze! Trochę mnie podbudowaliście… chyba pójdę pobiegać 🙂 Powodzenia w Malborku!!!
Arek! Jeśli chodzi o pewne pytania zostające bez odpowiedzi lub z opóźnioną odpowiedzią to spowodowane jest to czasami obiektywnymi trudnościami. Myśle, ze jeżeli chodzi o wspomniany plan treningowy dla Lydii to musi się odezwać profesjonalny trener triathlonu. Lydia trenuje profesjonalnie i dużo, i domorosłe rady niewiele pomogą. Trochę na zasadzie: a Goździkowej pomogło…:) Czytam każdego bloga, tak jak Ojciec Redaktor ale każdy z nas zna swoje kompetencje… Może wspomniany przez Ciebie Piotr Netter?!?:))) Jest trenerem AT:)
Arek! Trochę luzu. Ps. A z tego co czytam to większość zdrowych osobników z tej strony ma rodziny, pracę i …silniki grzeją już od 6 rano przynajmniej:) Powodzenia!
:)) Jak czytam Wasze plany na zawody to mam tzw. banana na 'mordzie’. Już widzę jak realizujecie założenia trenera:)) Panowie, będziecie jechać na całego aż się będzie kurzyło!! Odwieczna i wrodzona chęć rywalizacji zmiecie Waszą taktykę już na wejściu do wody.:) Będzie ogień!! Powodzenia!
Panowie.. patrze na te dzisiejsze poranne wpisy i chwytam się za głowę… O 6 rano przed komputerem….zdrowy osobnik to jest w głębokiej fazie snu:)
Łukaszu! Sam dla siebie jestem trenerem 🙂
Mateusz!!! Twój trener to zabójca? :-)))) rozpiska ambitna!
Ja też lecę zgodnie z rozpiską. Pływanie na maksa, rower na maksa, bieg na maksa ;p
Nowy narybek się zgłasza 😉 Arku fajna opcja z tymi Kozienicami. Czytałem jakąś relację niedawno o tym. Fajnie by było w czymś takim uczestniczyć. Zwłaszcza, że to moje rejony rodzinne. No i właśnie profesjonalna porada – to jest to. Bo to chyba można encyklopedię przeczytać ale nie ma to jak ktoś spojrzy, poprawi technicznie, zmotywuje! Ja tak właśnie na czujka wszystko robię, sercem nadrabiam. Ale to się łączy z większym niebezpieczeństwem nabycia kontuzji czy nawet nie wykorzystywaniem w pełni swoich walorów, bo np. techniczne błędy się popełnia. Gdzieś tam na końcu trzeba jednak pamiętać, że to zabawa jest. Chociaż apetyt rośnie w miarę jedzenia… Regeneruj się i walcz! Powodzenia!! I bloguj stale i regularnie. W tym aspekcie nie miej oporów i obaw przed przetrenowaniem. Fajnie się Ciebie czyta.
Arek a ja myślałem, ze Ty już teraz w Malborku startujesz?!? 5 tygodni?!? Zlituj się;))) jak tyle wytrzymać?:) Lukasz ja tez lecę zgodnie z rozpiską w Malborku tylko że jeszcze tej rozpiski nie widziałem;))) Ja jeszcze przed niedziela trochę potrenuje ale potem przed następną pełna regeneracja i walka o lepszy czas niż w Malborku jaki by nie był… lepiej żeby był slabiutki taki;)))
No właśnie – brak czasu! I to wcale niekoniecznie z powodu szlifowania formy. Ja w ubiegły czwartek zabrałem się do pisania i tak spóźnionego wpisu i… potem rozpętało się piekło (zawodowe). No cóż, uzupełnię go o nowe informacje i w końcu opublikuję 🙂 Całkiem przypadkiem 'piekło zawodowe’ pomogło trochę na nogi, w których też już kompletnie nie miałem mocy. Znaleźć równowagę między treningami, pracą i regeneracją wcale nie jest łatwo. Czasem ciężko odróżnić przemęczenie (bo jeszcze nie przecież nie przetrenowanie), kiedy trzeba przystopować, od lenistwa, kiedy właśnie trzeba przycisnąć. Podobnie, jak potencjalnie groźne przeciążenie od zwykłego, potreningowego zmęczenia mięśni. Ja jestem gdzieś na początku krzywej uczenia się 🙂
Od siebie dodam jeszcze jedno….wydaje mi się, że nie wiem jak wiele bysmy czytali i słuchali porad odnośnie ostrożnego dawkowania treningu i unikania balansowania na granicy przetrenowania, to i tak większośc z nas zrobi to po swojemu. Ostatnio w gronie znajomych mówię, że zawody w Malborku zrobię zgodnie z zaleceniami trenera….tyle i tyle moc na rowerze, tyle i tyle tempo biegania….wszyscy wybuchnęli śmiechem…ciekawe dlaczego??? P.S. ale ja naprawdę w Malborku polecę zgodnie z rozpiską trenera :)))
Oj 'dziadku, dziadku’, gdyby każdy miał taki ogień w nogach jak Ty to bym zajął się amatorskim uprawianiem rzodkiewki, bo nie byłoby miejsca dla takich jak ja :). Pocieszę Cię, że ja też mam przymusową regenerację – z kolanem chyba odwiedzę lekarza bo coś nie do końca jest tak, a od wczoraj walczę z zapaleniem korzonków złożonym niczym szwajcarski scyzoryk. Eh, starość nie radość :p