WITAM!
’Znamy się mało… więc może ja bym powiedział parę słów o sobie – najpierw. Urodziłem się… urodziłem się w Kaliszu, w 1981 roku, w styczniu. Znaczy, w połowie stycznia… właściwie w drugiej połowie stycznia, właściwie… dokładnie 26 stycznia. No… to tyle może o sobie – na początek… Czy są jakieś pytania?’
Z CZYM DO LUDZI?
Nigdy nie trenowałem w sposób usystematyzowany żadnej dyscypliny sportu, od kilku lat chodzę na zajęcia pływania, gdzie pracujemy nad techniką pływania we wszystkich stylach nie skupiając się specjalnie na budowaniu wytrzymałości czy szybkości. Od kilku lat jeżdżę więcej na rowerze – interesuje mnie kolarstwo szosowe a najbardziej kręcą mnie podjazdy (im trudniej tym lepiej) więc regularnie biorę rower i mierzę się z dostępnymi dla mnie górkami choć oczywiście nie unikam również jazdy po płaskim. Od kilku lat regularnie chodzę również na zajęcia jogi, gdzie staram się naprawić zniszczony siedzącym trybem życia kręgosłup. W ubiegłym roku uznałem, że skoro pływam i jeżdżę rowerem to wystarczy dodać bieganie i może coś z tego będzie. Tak zrobiłem, w grudniu stałem się posiadaczem książki Joe Friela i od stycznia rozpocząłem usystematyzowany trening triathlonowy. Jednocześnie po krótkim researchu znalazłem stronę Akademii Triathlonu i od tego czasu z uwagą czytałem pojawiające się na niej informacje oraz blogi innych pasjonatów tri. Błędów, których udało mi się uniknąć podczas pierwszego startu, uniknąłem w dużej mierze dzięki relacjom mniej lub bardziej doświadczonych użytkowników portalu.
PLANY
Na rok 2013 zaplanowałem tylko udział w 2 edycjach Garmin Ironman Triathlon 1/4IM (Radków oraz Ślesin) oraz kilka wyścigów kolarskich i biegowych. Ten rok to przede wszystkim reorganizacja życia rodzinnego (w styczniu urodziła mi się córeczka) oraz próba zwalczenia wrodzonego lenistwa (poranne wstawanie… brrrrr!). Zgodnie z założeniami przed startem w Radkowie wziąłem udział w dwóch wyścigach rowerowych oraz Nielegalnym Nocnym Półmaratonie Wrocławskim, więc atmosfera zawodów nie była już dla mnie nowością. Ale prawdziwa weryfikacja miała nastąpić 7 lipca w Radkowie. Tego dnia miało okazać się, co dało 180 jednostek (godzin) treningowych w pierwszej części roku. Jak wypadnę w debiucie na zawodach, gdzie jest moje miejsce w szeregu?
1/4IM RADKÓW 2013
Ponieważ wcześniej przejechałem rowerowy Klasyk Radkowski wiedziałem, że część rowerowa z jednej strony ciężka, będzie dla mnie prawdziwą przyjemnością. Trasa biegowa zupełnie nieznana budziła respekt a pływanie od samego początku było dla mnie wielką niewiadomą (naczytałem się o pralce przy starcie i trochę obawiałem się tego, co tam się będzie działo). Obawiałem się również tego, jak zawody zniesie mój żołądek, ale okazało się, że bardzo źle nie było.
Etap 1. Pływanie. Tu założenie było proste. Płynąć spokojnie, obserwować i zbierać doświadczenie. Nie spinałem się na maksa, oszczędzałem nogi i starałem się czujnie nawigować. W okolicy bojek przechodziłem do krytej żaby i ze zdziwieniem zauważyłem, że jest to bardzo dobra taktyka przy tak ustawionej trasie (3 nawroty). Nie oglądałem się za siebie, ale wydawało mi się, że płynę w końcówce i za mną jest nie więcej 50 osób. Po opublikowaniu wyników okazało się, że wyszedłem z wody, jako 140. uczestnik a osiągnięty czas poniżej 18 minut oceniam pozytywnie.
T1: Tu poszło mi najgorzej. Co prawda szybko zdjąłem piankę, ale miałem problem z założeniem przylegającej do ciała koszulki. Na szczęście udało mi się zachować spokój, ale dopiero po ponad 3 minutach wyjechałem na trasę rowerową. Dobrze, że robiąc krótki obchód trasy zorientowałem się, że rower zaczyna się od stromego podjazdu i ustawiłem rower na miękkie przełożenie. Ci, którzy o tym zapomnieli stracili sporo czasu i jeszcze więcej nerwów.
Etap 2. Rower: Pierwsze kilometry (od razu podjazd) były dla mnie ciężkie. Nie wiem dlaczego żołądek zaczął się kurczyć i boleć więc na dzień dobry straciłem kilka pozycji. Na szczęście kilkanaście bardzo głębokich wdechów poprawiło sytuację i mogłem przyśpieszyć. Ogólnie część rowerową również oceniam pozytywnie. Bojąc się etapu biegowego i reakcji swoich łydek nie dałem z siebie wszystkiego, ale mimo to poprawiłem swoje miejsce o kilkanaście pozycji (nadal szacowałem, że jestem gdzieś w okolicy 150-200. miejsca, choć rzeczywiście było dużo lepiej). Ciekawe ile mogłem urwać czasu na rowerze i nadal pobiec w tempie w którym pobiegłem?
T2: Teraz poszło szybko. Zmiana butów, zegarek na rękę (odpuściłem pomiar pulsu i kontrolowałem tylko tempo), butelka z wodą i żel w dłoń i w drogę.
Etap3. Bieg: Tak jak się spodziewałem na początku było ciężko. Wydawało mi się, że człapię, ale okazało się, że pierwsze 2 kilometry przebiegłem w tempie trochę poniżej 5 minut na kilometr, więc aż takiej tragedii nie było (bieganie trenuję dopiero od stycznia). Później był dość stromy podbieg gdzie jakiekolwiek obliczenia tempa nie miały większego sensu i powrót w kierunku nawrotu/mety. Rozpoczynając drugą pętlę biegu zauważyłem, że za 24 minuty upłyną 3h rywalizacji. Ponieważ pierwszą pętlę przebiegłem w 28 minut to należało sporo się poprawić, aby złamać barierę 3 godzin. Tym razem dałem z siebie wszystko i wyprzedzając kolejnych biegaczy finiszowałem w czasie 2h57min (druga pętla w 21 minut w tempie rekordu życiowego na 5km). Domyślacie się, jak wielkie było moje zdziwienie i radkość, gdy okazało się, że jestem w pierwszej setce startujących. Endorfiny w ilości powodującej zawroty głowy uderzyły a na twarzy zagościł uśmiech. Porównując wyniki ze zdziwieniem zauważyłem, że bieg wyszedł mi zdecydowanie najlepiej (69 czas) – jak widać pomimo krótkiego stażu treningowego mam już wypracowaną dość solidną bazę.
Suplementacja: Na zawody przyjąłem własny (może niezgodny z 'podręcznikiem’) schemat odżywiania i przyniósł on dobry wynik więc być może będzie to stanowić dobrą radę dla innych przy starcie na dystansie 1/4IM. Ponieważ zarówno trasa biegowa i rowerowa składała się z dwóch pętli przyjąłem założenia: 1 żel przed pływaniem, 1 żel na początku każdej pętli rowerowej (czyli co 50 minut) i 1 żel na początku trasy biegowej. Dodatkowo w bidonach na rowerze miałem 0,75l izotoniku oraz 0,6l wody do wypicia których zmusiłem się w trakcie części kolarskiej (tu dużo dały rady użytkowników AT, w ferworze walki łatwo o tym zapomnieć). Dodatkowo na trasę biegową zabrałem 0,5 litra wody, którą wypiłem w ciągu pierwszych 15 minut. Oczywiście w punktach z wodą dopiłem kilka kubeczków (zwłaszcza w trakcie drugiej pętli biegania). Braku sił i żadnego odciecia energii nie odczułem. Problemów gastrycznych nie stwierdzono. Oby tak dalej.
CO DALEJ?
Oczywiście Ślesin, ale dotychczas nie robiłem szczególnych inwestycji w sprzęt (pulsometr Tchibo, pianka z Lidla, improwizowany strój startowy) bo nie wiedziałem, czy rzeczywiście triathlon jest dla mnie. Teraz wydaje mi się, że tak, że przyszły rok będzie kontynuacją założonego planu. A plan opiera się na założeniu małych kroków. Najpierw baza, wzmocnienie ciała, wypracowanie wyższej wytrzymałości, nabieranie doświadczenia i stopniowa progresja wyników. W związku z tym świadomie w pierwszym sezonie unikam biegania maratonu czy połówki IM. Na to będzie jeszcze czas. Motywacja jest, jeżeli czas i zdrowie pozwolą będzie dobrze. Mam nadzieję, że motywacji starczy również na kolejne wpisy na blogu.