I znowu w Japonii 🙂
W sierpniu wróciłem do Polski, żeby wziąć udział w połówce ironmana w Gdyni. Na przygotowanie sprzętu po powrocie do kraju miałem zaledwie kilka dni. Kupiłem nową piankę i wreszcie prawdziwy rower szosowy. Zabrałem ze sobą całą rodzinę na weekend, żeby mi kibicowali w tym najważniejszym starcie w roku. Trenowałem do niego w Japonii przez cały rok i celowałem w 5:30 na mecie. Niestety problemy techniczne na rowerze i zmęczenie w trakcie biegu nie pozwoliły mi na pobicie tej bariery. Wiedziałem jednak, że stać mnie na więcej i parę tygodni później pojechałem na połówkę do Chodzieży, gdzie miałem swój wyścig idealny – 5:19 na mecie.
Sezon zamknąłem maratonem warszawskim i muszę przyznać, że przez rok zrobiłem spore postępy. Po powrocie do kraju szukałem pracy i czegoś do roboty przed obroną pracy magisterskiej. W końcu tak się złożyło, że na początku listopada znowu wylądowałem w Japonii. Tym razem nie na studia, a wreszcie do pracy w roli tłumacza na dwa miesiące. W momencie kiedy moi koledzy już zapisują się na triathlony w przyszłym roku, ja się zastanawiam nad tym gdzie pokonać swojego pierwszego Ironmana. Najprawdopodobniej będzie to w Japonii w sierpniu 2014. W marcu 2014 chcę wyjechać do Japonii na stałe do pracy. Ze sobą oprócz garnituru i obowiązkowej białej koszuli biorę rower, piankę i cały sprzęt do triathlonu. Polem walki w przyszłości stanie się dla mnie Azja – zawody na Tajwanie, w Malezji, Tajlandii, Australii, Nowej Zelandii, Chin (jak powietrze będzie czystsze) i oczywiście w Japonii.
W zeszłym tygodniu zostałem nagle zwerbowany do sztafety maratońskiej w Chibie pod Tokio, w której biegli moi znajomi. Sweet Marathon wyróżniał się tym, że w punkcie żywieniowej wystawione było kilkanaście stołów pełnych ciastek, słodyczy, cukierków, suszonych owoców, batoników i wszystkiego czego nie powinno się jeść, ale smakuje zbyt dobrze żeby się powstrzymać. Nie wiem czy spaliłem w biegu jakieś kalorie czy mi tylko przybyło w pasie…
W każdym razie, wygląda na to, że na Akademii Triathlonu znowu pojawią się triathlonowe wieści z końca świata 🙂
Pisz konicznie. Już jakiś czas temu pomyśliliśmy o łączeniu pasji podróżowaia z TRI. Teraz bedziemy mieli szanse na relacje z pierwszej ręki :-). Tokio mnie zauroczyło, więc bardzo chetnie poszukam pretekstu żeby tam wrócić 🙂
Tylko pozazdrościć takich możliwości startów.. Kolejne pocztówki będą na pewno kolorowe 🙂
Super Informacja. Dawno Cię nie było na AT, ale bardzo się cieszę, że wróciłem do pisania i z niecierpliwością będę wyczekiwał kolejnych wpisów. Przemycaj od czasu do czasu jakieś egzotyczne treści 😉 trzymam kciuki!
Jeśli chcesz, to moge ci dać namiary na gości z Szanghaju, którzy organizują hangzhou mountain Marathon (1h drogi od szanghaju, przewyższenie 2.5km) oraz 100 milowy bieg po Mongolii. W tym pierwszym biegłem- hardcorowa trasa. W 100 milerze nie biegłem, ale prędzej czy później na pewno:) Są też bardzo fajne ultra w Hong Kongu i na Tajwanie.
To możemy się spodziewać egzotycznych opisów zawodów i nie tylko:) Gratuluję przełamania swojej bariery czasowej w TRI. W takim marathonie to wręcz trzeba sobie dogodzić by w pełni był SweetMarathon:)