Teoretycznie polskie powiedzenie w orginale brzmi 'raz na wozie raz pod wozem’, ale ja moje ostatnie 2 tygodnie bym opisała raczej 'kilka razy pod wozem raz na wozie’. Ale przechodząc do rzeczy… ostatnie 2 tygodnie to dużo pracy, dużo kilometrów za kółkiem, spotkania, hotele i Wszystkich Świętych. Ni jak mi się nie złożyło to w kompletny plan treningowy. Nie powiem, nie odpuszczałam zupełnie, basen robiłam prawie zawsze jak tylko byłam w Wawie, biegania zaliczyłam i w Krakowie i w Toruniu i nawet jedno długie było, ale ogólnie poziom zmęczenia materiału był tak duży, że po tych dwóch tygodniach to mam raczej kaca moralnego odnośnie jakości treningów.
Z rzeczy 'na wozie’, to był dzisiejszy Bieg Niepodległości. Po raz pierwszy biegłam w biegu na dychę i muszę przyznać, że jest to ciekawe doświadczenie. Z jednej strony trasa na tyle krótka, że cały czas miałam świadomość, że tak mało do przebiegnięcia… mało tego biegłam wzdłuż Jana Pawła, więc w moich starych terenach mieszkaniowych, więc jak u siebie. Z drugiej strony to taki dziwny dystans, kiedy to trzeba (przynajmniej tak to teraz odczuwam) biec równo. Strata 40 sekund, jaką zrobiłam na pierszym kilometrze kiedy to starałam się złapać rytm i nie pozabijać o innych biegaczy ciągnęła się za mną w zasadzie do 6 kilometra. Oczywiście urywałam po jakieś 5 sekund, ale jak na moje możliwości cel miałam na tyle wyśrubowany, że ciężko mi było odrobić szybcikiem 'tylko’ 40 sekund. Tak naprawdę to biegłam cały czas na granicy celu, licząc, że na ostatnich 2 kilometrach, jak już będę wiedziała, że to koniec, to wtedy dam ognia. No ale okazuje się, że jak już miałam cel wyżyłowany to nawet na ostatnich 2 kilometrach i nawet wiedząc że walczę o sekundy, to ognia nie było. Tak więc jakieś 400 metrów przed metą zobaczyłam moich kibiców i krzyknęłam do M 'walczę o 50′ i pomknęłam dalej, nawet na zegarek nie patrzyłam. Ogień to ja miałam, ale w gardle, gdy w końcu przebiegłam metę, nacisnęłam Garmina i zobaczyłam 49:59 … tak cel osiągnięty! Oficjalnie w wynikach okazało się, że nawet 49:56, więc satysfakcja duża 🙂
A jakie plany teraz? Zrobić w tym tygodniu rower i basen bo w weekend będę ćwiczyć siłę chodząc po moich ukochanych tatrach.
Niemniej jednak nadal kołacze mi się pytanie – gdzie leży granica pomiędzy 'faktycznie nie miałam siły przez te 2 tygodnie’ a między 'inni potrafią się zmotywować’… No nic na razie walczę z esobą …
a co zrobiłam przez ostatnie 2 tygodnie
basen x3
bieganie x 5 plus Bieg Niepodległości
rower x 1
Dzięki za gratulacje mojej walki z 50. Co do wybiegan wyjazdowych to faktycznie strasznie doceniam to, ze zaczęłam biegać. Dawniej nie miało dla mnie specjalnego znaczenia gdzie mam jakieś spotkanie, bo i tak nic poza samym miejscem spotkania nie widziałam. A od jakiegoś czasu sprzęt biegowy zabieram zawsze i ku zdziwieniu mijanych zaspanych osobników jeszcze przed śniadaniem ruszam w teren. I znów smakuje miejsca a nie tylko potrawy 😉
Karolina – piękny wynik 🙂 Gratuluje! A jak na zapracowaną Mamuśkę ilość treningów i tak niezła. A i Toruń piękny, i Kraków piekny, wiec wyjazdowe wybiegania mają swój urok 🙂
Karolina takich 'pod wozem’ jest faktycznie sporo. Każdy kto ma rodzinkę, pracę czasem nawet by chciał by chociaż raz rower przegrał z kinem czy dobrą lekturą. Ale najważniejsze to nie odpuścić znowu i znowu tylko być w przysłowiowym rytmie. Fajnie pobiegłaś. Tak jak napisałem Arek w takich masówach to ciężko się biega na czas. Ale cel zrealizowałaś, a Twoja radość, euforia i uśmiech po spoglądnięciu na 'Garmina’ pewnie bezcenny.. 🙂
Faktycznie w biegu na 10 km każda 5 sekund tracone na pierwszych kilometrach jest bardzo trudne do odrobienia w drugiej części. Niemniej wynik budzi szacunek oraz jest dobrym prognostykiem na ciekawe rezultaty w TRI 🙂
Gratuluję pięknego wyniku. Na pocieszenie napisze, że przez ostatnie 2 tygodnie zrobiłam mniej niż ty:)
Brawo! Każde takie przekroczenie granicy daje kopa do kolejnego przesuwania linii 😉 Jeśli chodzi o profesora to pytanie zasadnicze, był przed czy po treningu? Tak czy inaczej znam ten ból.
Brawo Karolina!!! ,,W masówce’ kiepsko się biega, przeciskając się gdzieś w tłumie, gubiąc rytm… A co do refleksji na temat granic to każdy na pewno takowe ma. Dzisiaj jesteśmy światkami przekroczenia granicy przez profesora! Napisał komentarz o 4.54!!! To się nazywa zaangażowanie… :-)))
Ladnie! Brawa za Bieg! A z treningami tak bywa. Praca wybija nas czasami z rytmu treningowego ale z tym wiekszym zapalem wracamy do niego. Powodzenia:)