Może to gwałtowne zmiany ciśnienia ostatniej nocy a może wyrzuty sumienia, ale miałem straszny sen. Właśnie szykowałem się do wyjazdu na zawody ale musiałem jeszcze coś załatwić na mieście. Wracam do domu a moja żona, chcąc pomóc mi w pakowaniu, zdjęła koła, opony(?) i przecięła dętki (??!!). Leżały na trawniku jak dwa węgorze pozbawione łbów i ogonów. Serce mi stanęło i straciłem oddech…
Po wielu latach bycia razem albo traci się cierpliwość dla słabostek i wad partnera, lub przeciwnie, osiągamy wysoki poziom tolerancji. U nas na szczęście występuje ten drugi wariant, ale pociąć dętki przed startem? Wszystko ma swoje granice!
Oczywiście próbowała argumentować, że ktoś jej powiedział, że dobrze jest przeczyścić dętki od wewnątrz.. i tak dalej….
Obudziłem się w momencie, kiedy już miałem rzecz skomentować słowem grubym i nieprzyzwoitym. Od razu przypomniał mi się inny koszmarny sen, tym razem mojej żony.
Kilka lat temu namówiłem ją na wakacje w RPA (to poszło łatwo) oraz na start w półmaratonie w Kapsztadzie (to poszło dużo trudniej). Ale ponieważ żona pochodzi z kniaziów białostockich i jest niezwykle ambitną kobietą sukcesu, to jakoś dałem radę. Mówię, „Słuchaj, ja lecę 56 km to Ty „połówki’ 21 km nie przebiegniesz?’ A ona na to „To ile jest ta połówka? 28?’ Ja, „Nie, tylko mizerne 21, dasz radę’.
Po krótkim treningu dała radę, ale później opowiadała znajomym, że pierwszą noc po biegu (potem jeszcze od czasu do czasu) śniło jej się, że wykupiłem pakiet, w którym trzeba było przebiec w upale pod górę 21 km, żeby mieć fajne wakacje – i to był ten straszny sen. Po czym się budzi i myśli – „zaraz, ja właśnie przebiegłam te cholerne 21 km, czyli mam WAKACJE!!’
Dziś kiedy sie obudziłem i z ulgą uświadomiłem sobie, że strata ogumienia przed wyścigiem była jedynie sennym koszmarnem, pomyślałem, że to podświadomość domaga się zmiany trybu życia i powrotu do treningów.
W połowie listopada wszedłem w fazę roztrenowania często mylonego ze snem zimowym Chociaż „roztrenowanie’ to mało powiedziane. Raczej popadłem w rozleniwienie z przejawami rozwiązłości kulinarnej. Rano wchodziłem na wagę, ale przezornie nie zakładałem okularów, co w przypadku krótkowidza jest zabiegiem dalekowzrocznym. Widziałem trzy cyferki (jedna po przecinku), a więc nie mogło być znowu tak tragicznie – „stówki’ nie złamałem. Do tego okazało się, że pokręciłem coś z funkcją „kopiuj/wklej’ i trzy tygodnie po maratonie w Stambule jestem ciągle w fazie „carbo-loading’.
Pomyślałem – czas na test Ksawera. Ubrałem się zgodnie z modą panującą 70 lat temu pod Stalingradem, kilka warstw przypadkowo dobranej i kolorystycznie nieskoordynowanej odzieży. Tylko zamiast onuc i walonek założyłem skarpety uciskowe i botki biegowe. Wyskoczyłem na zewnątrz i – o, Jezu… jak fajnie! Tlen, wiatr a chodniki pięknie posypane piaskiem. Czyli drogowcy w Piasecznie tęsknią za zimą. Przebiegłem kilkaset metrów i niestety, podmuchy Ksawera nie robiły na mnie żadnego wrażenia. Czyli klient za ciężki – test niezaliczony!
Przez Górki Szymona (miejsce majowego triathlonu) pobiegłem do lasu. W uszach świst powietrza. Udawałem, że to od tempa biegu a nie Ksawery. W lesie wiele nie widziałem, bo z wysiłku zaparowały mi okulary. Trasa znana, więc po omacku dobiegłem do szosy i z powrotem. Tak więc w dniu dzisiejszym, dzieki Ksaweremu oficjalnie zakończyłem fazę roztrenowania czego i Wam życzę.
Hej Bogna, czytałem o Twoich zmaganiach z Ksawerym. Gratuluję zwycięstwa! Ty go pokonałaś hartem ducha a ja wagą ciała.
Dobrze, że sny to tylko sny:) no chyba, że druga połowa wpadnie faktycznie w szał:) super wpis. witam.
@Bogusław, Ty walczyłeś ze śniegiem, a u nas stopniał i odkrył wszystkie niesprzątnięte liście i badyle. I tak źle i tak niedobrze.
@Marek – coś w tym jest. Wczoraj jednak była siłka przy odśnieżaniu. @Arek – bo w tym cały jest ambaras… 😉
Bogusław, po Twoim wpisie i Łukasza widzę, że zaległe prace ogrodowe wyrastają na jeden z głównych problemów w życiu triathlonisty…:-)
Czyszczenie dętek od środka. Oby tylko moja żona nie przeczytała tego wpisu :-). Trochę poniewczasie, ale też pochwalę się (a co :-)), że zrobiłem test Ksaweremu. Chciałem sprawdzić hasło: 'Siły natury w służbie człowieka’ i zobaczyć jak siła wiatru wpływa na średnią prędkość. Zapomniałem jednak wyłączyć tempomatu biegowego i zarówno z wiatrem jak i pod wiatr wychodziło mi coś koło 13 km/godzinę. Z tymże więcej paliwa spaliłem siłując się z Ksawerym. Z tymże Ksawery swoją moc pokazał dopiero w piątek, a ja test robiłem w czwartek :-). A dzisiaj zaległe prace ogródkowe – schowanie stojaka parasolowego 🙂
Aniu, dzięki za finezyjny komplement. Niedźwiedź niech śpi sam, ja rozbudzony i poruszony ruszam na Służewiec na Bieg Mikołajów. Może poczuje się jak pełnej krwi anglik lub inny arab.
Syndrom niedżwiedzia dopadł mam wrażenie wielu – dobrze, że Ksawery Cie wybudził 🙂 A jesli w TRI masz tyle lekkości co w pisaniu, wielu zostawisz w tyle. Do zobaczenia w Piasecznie!
Dzięki wszystkim za ciepłe słowa! Łukasz, mam nadzieję, że Ksawery wywiał niepotrzebne graty z twojego ogrodu, a śnieg przykrył nieposprzątane liście. Do pierwszej odwilży masz spokój. Albin, ja też startuję w szkłach kontaktowych (pływanie). Moja rutyna w czasie T1 zawiera więc wymianę soczewek na okulary – tak mi wygodniej i jakoś się wyrabiam. Może jesteśmy krótkowzroczni ale za to długodystansowi!
Gdzie jak gdzie, ale w 'Sand City’ z piaskiem nie powinno być problemu 🙂 Gorzej z moją wsią (która wcale nie jest położona aż tak daleko od Piaseczna), więc ja się naprawdę mocno cieszyłem, że dzisiaj nie miałem w planie biegania, tylko pływanie, ale na szczęście na basenie 😉 Wczoraj prawie wywinąłem orła na rytmach, bo rano była lekka gołoledź. Też jestem krótkowidz i od czasu, jak używam soczewek kontaktowych, zapomniałem o parowaniu szkieł (choć bywają inne problemy), ale to indywidualna sprawa. A w ogóle – bardzo fajny wpis – miło było przeczytać 🙂
haha coś wiem o takich snach :))) no tutaj można znaleźć zrozumienie dla dzisiejszego biegania, bo na mnie ludzie patrzyli z nie dowierzaniem jak biegałem, chociaż sąsiadka powiedziała, że już jej nie zdziwię 🙂
Ubawiłem się po pachy! Zwłaszcza przypadło mi do gustu ,, osiągnięcie wysokiego poziomu tolerancji’ przez partnera….! Znam to z autopsji! Witaj w klubie! 🙂 Rośniemy w siłę i to cieszy! A co do komentarza Łukasza. Dzisiaj gdybym wyjechał 10 min wcześniej z pracy mógłbym zaliczyć piękną brzozę na swoim dachu…. Opaczność czuwa… 🙂
Wspaniały wpis! Doskonale się to czytało, tym bardziej, że i ja dziś pokonałem Ksawerego!! Ale jak?! Włączyłem na moment TV, a tam wszyscy jak jeden mąż ostrzegają: 'Nie wychodzić z domów! Pochować wszystko co się rusza i schować się pod kocem’/ Tak…najlepiej przykryć, żeby ciemne chmury i padający snieg nie wywołały napadów paniki. Ubrałem się i pobiegłem do lasu Kabackiego! Całe 12km! Spotkałem po drodze 2 zapaleńców. Wróciłem do domu, żona też wróciła już z pracy i zaskoczona mówi: 'Wyszedłeś biegać w taką pogodę: Odpowiadam więc, że nie ma złej pogody, są tylko słabe charaktery. Ona na to: 'Przypomnę Ci to w weekend, jak trzeba będzie dokończyć sprzątanie na ogrodzie!’ No to sobie załatwiłem robotę na weekend…i tak przekładam ją od miesiąca…:-)