Tak moi drodzy nie mam się czym pochwalić, zaliczyłem 1/4 w Brodnicy, ale na ocenę nie większą niż 3, może nawet 3 minus. A jak było, już piszę …
Sobota rano, pobudka bez budzika już o 3:40, start z pod domu o 4:30. Na miejscu byłem przed 7:00, trochę za wcześnie. Powitał mnie pusty parking i zaspani ludzie w czerwonych koszulkach z napisem TRI VOLVO. Start o 10:00, sporo czasu na relaks albo stres startowy – miałem jedno i drugie.
Szykowanie się do startu to specyficzny rytułał, któremu chyba każdy się poddaje. Strój, rower, pianka, jedzenie, napoje, toaleta i oczekowanie na tą ważna godzinę. Przygodnie poznanych na parkingu zawodników spotyka się w tym samym czasie w strefie zmian, na plaży, nawet przy toaletach.
9:45 nerwowo zakładam piankę, troche późno, ale nie chciałem się zagotować, bo słońce już mocno grzało. Odbicie na macie, wejście do wody i start. Przypadkiem ustawiłem się na dobrej pozycji startowej, nie wiem po co, skoro słabo pływam. Dzieku temu pralka zmaglowała mnie i chwilę potrwało zanim złapałem mój rytm. Najpierw żabka, żeby zobaczyć jak się czuje – nie jest źle. Potem próby kraula, ale bez wiekszych efektów. Zdecydowanie za mało trenowałem pływanie w tym roku. Ostatnia bojka, wyjście z wody i mam wrażenie, ze jestem na końcu stawki. Nogi jak z waty, ale biegnę do strefy zmian. Jestem już przy rowerze i zaczynam walkę z pianką, słyszę ktoś krzyczy nie jest źle, jest jeszcze dużo rowerów. To prawda, jest ich sporo, więc nie byłem ostatni.
Wybiegam z rowerem ze strefy zmian, nogi dalej jak z waty, a tutaj od razu górka do pokonania. Musze przyznać, że trasa rowerowa była jak marzenie – górki i zjazdy, do tego zakręty, lasy i pola, bardzo malowniczo. Nie da się ukryć, że do łatwych się nie zaliczała. Ja lubię właśnie takie trasy, ale nie ma co liczyć na życiówkę. Kręce najpierw spokojnie, żeby się rozgrzać. Potem podejmuję walkę, ale w zasadzie nikogo nie da się wyprzedzić. Dopiero po 60 min dostaje moc i zaczynam ostro kręcić, pod górkę nawet 37 km/h, zjazdy ponad 50 km/h, wyprzedzam. Lubię to uczucie na rowerze, szybkość wiatr, rywalizacja i kibice, jakbym jechał co najmniej na Giro. Niestety moc wkrótce spada i ostatnie 10 km już bardzo słabo. Ostatecznie na rowerze wyprzedziłem jakieś 30 osób.
Bieg zaczynam ostrą kolką i skurczem chyba wszystkiego co mam w brzuchu. Nie mogę jeść, nie mogę pić, truchtam, tylko truchtam. Sztuczki z oddychaniem nie dają efektów, ale poddać się nie wolno. Kolka odpuściła w połowie trasy, nadal łatwo nie było, zmęczenie potworne. Wbiegam na metę i jest to uczucie, skończyłem, mimo wszystko skończyłem.
Czas końcowy 3:09:06, pływanie 24:29, T1 3:18, rower 1:33:22, T2 2:50, bieg 1:05:07.
Na rowerze zyskałem, żeby wrócić do pozycji wyjściowej po biegu. W zeszłym roku zrobiłem 1/4 w niepełne 3h, więc ten wynik to moja mała porażka. Wiedziałem, że jestem bez formy, ale wystartowałem i to się liczy. Muszę się jednak mocno zastanowić czy za miesiąc podołam 1/2 w Suszu. Wszystko wskazuje, że nie i pewnie zmienię dystans na 1/4. W takiej sytacji mój debiut na 1/2 odwlecze się do września. Będzie dużo czasu na przygotowanie i poprawienie wydolności. Oby zdrowie dopisało …
@Janusz, ja też chętnie bym obejrzał, ale coś chyba nie tak z linkiem, a akurat mam w wolną chwilę 😉
Ej, no nie przesadzaj z tymi ocenami 🙂 Przecież chodzi o radość, nie każdy start musi być lepszy od poprzedniego!
spokojnie do tego podejdź, jeden słabszy start o niczym nie świadczy 😉
Wszyscy mają kryzysy, super że pojechałeś, wystartowałeś i skonczyles. Polecam na wolną chwilę-> https://www.youtube.com/watch?v=phI_sstjVa8
Trasa trasie nie równa. Dzień dniowi też nie równy. Nie przejmuj się tylko szykuj do1/2IM. Masz jeszcze miesiąc tj. 3 tygodnie mocnego treningu potrafi zdziałać cuda potem tydzień luzu przed startem i dasz radę. Ale nic na siłę 😉