Luxemburg

Cóż to się porobiło, Albercik fuj!..(Seksmisja).

Na AT artykuł goni artykuł. Nowi felietoniści wyrastają jak grzyby po deszczu, no i ażeby wszysko było cacy i ku uciesze naszego JWP OD, zatrudniają nawet osobistych korektorów albo korektorki. Na dodatek, nie dość że im to pisanie jako tako wychodzi, to jeszcze każdy z nich co chwila zalicza jakieś triatlonowe pudło, pobijają przy tym swoje życiowki o kolejne 5 minut. 10s lub 120s na nikim już nie robią wrażenia. 5, 10, 15 minut to zupełnie inna bajka. Tak się zastanawiam, czy aby JWP OD (Ojciec Dyrektor) nie oznajmił wszystkim felietonistom, że publikacje na AT, tylko przy pobitej życiowce, ale chyba nie, bo gdyby tak było, to biedaka sam by już w tym roku nic nie napisał, a ściślej mówiąc, nie opublikował.
To samo z BLOGOwcami. Tyle się tego ostatnimi czasy namnożylo, że trzeba się bardzo ale to bardzo napracować i napocić, żeby chociaż przez parę godzin 'zakotwiczyć’, na głównej stronie AT. Dawniej to były czasy. Skreśliłeś na bloczku parę zdań i od razu stóweczka komentarzy zaliczona. Pewnie wkrótce, żeby chociaż przez chwile zaTRIistniec w TRI-środowisku, trzeba będzie jakieś fotki 'a la paparazzi’ wsadzać lub jakoś inaczej kombinować, nie wiem, chyba przejść do innego TRI-szołoma. Na razie brak ideas! 'Nichtsdestotrotz’ (co się po polsku wykłada: mimo to i tym niemniej) coś tam skrobnąć trzeba. Akurat tak się zlożyło, że nadarzyła się ku temu okazja, ponieważ w moim kalendarzu 21. Czerwca, zaznaczony  był na czerwono, grubymi literami wyryty był napis  70.3 Ironman Luxemburg.
Do tej pory Luxemburg kojarzył mi się li tylko i wyłacznie z radiem. Do dzisiaj pamiętam nocne czuwania przy 'Snieżce’ lub 'Jowicie’ (młodszym czytelnikom wyjaśniam, że sa to nazwy odbiorników radiowych dostępnych na kartki w PRL) i wędrówki z anteną po całym pokoju, żeby chociaż przez chwilkę usłyszeć dźwięki zakazanej muzyki. To już historia. Od 21.06.2014 roku pańskiego Luksemburg będzie mi się kojarzyć tylko z jednym (Nowak z czym wam się kojarzy biała chusteczka…. każdy zna ten kawał), z moim pierwszym ukończonym triatlonem na dystanie, połowy Ironmana. Ale od początku. Wyścig w Luxemburgu był zaplanowany jako rodzinna konfrontacja. Niestety Romek, najmłodszy z nas wszystkich, wybrał zabawę na weselu i z rywalizacji rodzinnej zostały nici. To znaczy został jeszcze Mateusz, ale po pierwsze to nie moja kategoria wiekowa a po drugie i po trzecie, ach co tam…….

 

No więc do rzeczy. Do Luksemburga pojechaliśmy w trójkę. WaTRIat, triatlończyk i ja. Było nas trzech w każdym z nas inna krew, ale jeden przyświecał nam cel: za kilka lat mieć u stóp cały świat, wszystkiego w bród.., tak kiedyś śpiewał 'Perfect’. Nam do szczęścia brakowało,  na razie (samopoczucie w skali 1 do 10 no przy pani 7, na razie. …znowu Seksmisja),  tylko tej połowki. Problem tkwił w tym, że każdy z nas chciał osiągnąć inny cel. WaTRIat chciał wygrać z Mateuszem, triatlończyk zejść poniżej bariery 6h, ja chciałem po prostu zawody ukończyć i wrócić cały i zdrowy na łono rodziny. Te rożnice powodowały straszne kłotnie (z Berlina do Luksemburga jest ponad 700 km) i parę razy na parkingach prawie doszlo do rękoczynow. Szczególnie WaTRIat mnie wkurzał. Rzucajac w siebie nawzjem różnymi obelgami, wyzywajac się od najgorszych i wypominajac sobie wszystkie przebalowane treningi dotarliśmy po 6 godzinach na lotnisko w Luxemburgu, gdzie czekał na nas Mateusz, który swoim wyglądem coraz bardziej przypomina Rumcajsa. Wygląd Mateusza, wywołał na zawodach spore zaintersowanie ze strony paparazzich, bo kiedy wszyscy TRIatlończycy golą się 'na okrągło’ i gdzie popadnie, on się 'włosowo’ zapuszcza. Panowie od fotek mieli nie lada gradke! Z drugiej strony, trzeba powiedzieć, że broda i owłosienienie nie przeszkodziły mu ukończyć 'połówkę’ z wynikiem 04:47:30 (277 miejsce). Strach pomyśleć co będzie jak się ogoli…

 

 

Tak więc całą czwórką, niczym czterej jeźdźcy Apokalipsy, pojechaliśmy do hotelu, o którym tu przemilczę, a potem, po szybklim złożeniu rowerów, pognaliśmy dalej do miasteczka Remich, centrum przemysłu winiarskiego w Luksemburgu. Wszystkie zbocza wokół tego miasteczka zdominowane są przez winnice, między którymi przebiegała trasa kolarskiego wyścigu ironmana. Dobrze, że wyścig rozgrywany jest w czerwcu, bo podejrzewam, że gdyby był rozgrywany we wrześniu lub październiku paru „ jeźdźców’ zjechało by z drogi. Po tych pierwszych doznaniach krajobrazowych, po odebraniu pakietów startowych, udaliśmy się na EXPO, które swoją wielkością i rozmachem przypominało kramy na jakimś bardzo mało wziętym targu, w zupełnie nic nie znaczącej miejscowości. Po 5 minutach 'zwiedzania’ ruszyliśmy dalej na „przegląd terenu’. Szczególnie uważnie przyglądnęłem się strefie zmian. Jak się później okazało, moje obawy co do znalezienia mojego worka z numerkiem, były zupełnie niepotrzebne. Kiedy wyszedłem z wody, na wieszakach wisiały już tylko 4 worki.  Przy tej ilości, znalezienie własnego’woreczka’ nie sprawiło mi żadnego kłopotu i zaliczyłem najszybsze T1. Jesli chodzi o T2 sytuacja miała się podobnie. Później „przyglądnęliśmy się’ dokładniej Mozeli (rzeka, lewy dopływ Renu), bo pływać na Triatlonie tez trzeba. W drodze powrotnej, nie przez przyadek, spotkaliśmy Mario Bink Vanhoenackera, późniejszego zwycięzcę całych zawodów. Ucięliśmy sobie interesującą pogawędkę oraz strzeliliśmy parę fotek. Na moje pytanie kogo,  pod nieobecność na zawodach takich gigantów TRiatlonu, jak Cichecki, Grass, Dowbor, Pupka, Konieczny, uważa za swojego największego rywala, odpowiedział, że zna wszystkich, bardzo ich sobie ceni i każdy z nich byłby dla niego potencjalnym zagrożeniem, ale jutro najbardziej obawia się samego siebie. Aha pomyslalem, to tak jak ja!! Resztę dnia spędziliśmy w saunie, gdzie, jak przystało na prawdziwych sportowców, omawialiśmy taktykę na jutrzejszy wyscig. To, że na mistrzostwach Francja pokonała Szwajcarię, uznaliśmy za świetny prognostyk przed startem, który zaplanowano na godzinę 13:00. Będzie można się wyspać i zjeść śniadanko o 'normalnej’ porze!.

I tak nastał wieczór, i nastał poranek, dzień siódmy…..

Tuż przed startem pożegnałem WaTRIata i TRIatlończyka. Podziękowałem im za wszystko co dla mnie zrobili i powiedziałem że bede zawsze o nich pamietał! Uścisnęliśmy sobie dłonie i rozstaliśmy się. Pożyczyli mi sukcesu, po czym odwrócili się na pietach i rozpłyneli się, jak we mgle! Zostałem sam na sam ze sobą samym. Przede mną tylko: 1.9 km pływania, 90,1 km jazdy na rowerze i 21.1 km biegu. Wziałem głęboki oddech, zamknałem oczy i wszedłem w ten zaczarowany swiat triatlonu……

O pływaniu już pisałem. Dodam tylko, że najgorzej było, jak „przeszła’ po mnie grupa startujaca 10 min później. Myślałem, że 'pociągnę’ za nimi na fali, ale zostało mi to bardzo szybko wybite z głowy, dosłownie i w przenośni. Rower wspominam najlepiej. Jazda przy cudownej pogodzie, po pięknych terenach i dobrych drogach Francji, Luxemburga i Niemiec sprawiała mi wielką przyjemność. 3 godziny mineły bardzo szybko, tylko ostatnie minuty troche się dlużyły. Na dodatek, siodełko zrobiło się o połowę mniejsze, choc w Wertykalu, zapewniali mnie, że jest odporne na wszystko! W T2 nie zagrzałem długo miejsca i po niespełna 3 minutach wyruszyłem w ostatnią drogę, czyli bieg. Podczas biegu, największy problem miałem z liczeniem okrążeń czyli tzw. rundek Do konca nie wiedziałem, czy mam biec trzy czy cztery rundki.. Wprawdzie po każdej ukończonej, nakładali nam opaski, ale ja ciągle nie byłem pewien, ile mi jeszcze zostało. Z obawy, że nie dam rady zwalniałem tempo, które i tak już było wolne. Próbowałem liczyć te „ obroże’ u bięgnących koło mnie, ale już chyba mi się w głowie kreciło, bo liczyłem, liczyłem i się doliczyć nie mogłem. Oliwy do ognia dolał kolega Strzesniewski, który niczym Porsche, minał mnie w połowie pierwszej rundy! Biegł tak szybko, że nawet nie zdążyłem zobaczyć, czy miał zaciśnięte zęby czy też nie, ale sądząc po tempie biegu, chyba miał. Później, tak w połowie dystansu, biegnacy koło mnie koleś, zerwał nagle swoj numer startowy i wyrzucił go do kosza?! Pomyślałem, przekroczyliśmy limit. Cholera, wszystko na nic. Ale nie, inni biegną dalej. Co jest grane? Strach, że mnie zdejmą z trasy dodał mi pozytywnego kopa do tego stopnia, że nawet ciepła cola już mi smakowała. Wpadłem w trzeci korytarz i pobiegłem za gosciem przede mna. Już wiedziałem, że dam rade. Nie umiem opisać co wtedy czułem.. Radość, szczęście i  łzy wzruszenia, to mieszanka,  która przychodzi mi na myśl. Ukończyłem połowke: Czas 6:28:43. Jestem wielkim szczęściarzem. Pierwszy wariacki cel został osiągnięty. Teraz juz wiem, że mozna, ze moj organizm, mimo „podeszłego’ wieku (Arek sorry!), jest jeszcze wstanie wytrzymac duże obciażenia. Przede mną daleka droga. Plan już jest. Do zobaczenia na TRI szlaku

 

 

Powiązane Artykuły

18 KOMENTARZE

  1. Piotruś, a Ty wpisując mnie z tymi gigantami to takie jaja sobie robisz ze mnie… Tak?! :-))) Nu, Zajac pogadi!!!

  2. I tu pudło… znaczy się obok tarczy:) Inne pudło może kiedyś;) Otóż właśnie nie rzeczy w tym kto gdzie należy tylko kto ile może w aspekcie pierwszej strony i Ty trafiłeś tym w sam środek tarczy:) Ja nie z tych co pociągają za sznurki:) A to, że Marek lepszy jest… nie przejmuj się, on ma już swoje lata znaczy się swoją mądrość i jemu pierwsza strona nie jest potrzebna, nawet się o nią nie upomina;))) Ale jak znam JWP OD to pewnie oba teksty puści, takie zestawienie zrobi… może:))) Osobiście uważam, że oba teksty są świetne i zasługują na wyróżnienie:)

  3. @Marcin, wiem ze tak piszesz, bo ci lyso, ze jeszcze nie nalezysz do Gigantow. Rozumiem zlosc ktora w Tobie tkwi. To dobry prognmostyk na przyszlosc. Nie mam do Ciebie zalu. Trenuj, trenuj, moze wkrotce los i pioro beda laskawsze dla Ciebie :))))) ja i tak na 1. strone pewnie sie juz nie zalapie, bo Strzesniewski, nie dosc ze mnie w Luksemburgu wynikiem o 20 minut ustrzelil, to teraz tekstem polozyl mnie zupelnie na lopatki!!!!!

  4. Brawo! :)) i juz lepiej 🙂 zaraz wychodze na trening, wiec jak tylko zwiedze na rowerze polwysep Peljesac, to zajmie sie tekstem Redaktora Papierza! 🙂

  5. Tak Ci spieszno na główną stronę?:))) Wiesz jak i komu się podlizać to się ceni;))) '…Na moje pytanie kogo, pod nieobecność na zawodach takich gigantów TRiatlonu, jak Cichecki, Grass, Dowbor, Pupka, Konieczny, uważa za swojego największego rywala…’ Myślę, że pierwsza strona jak najbardziej zasłużona ale jeszcze 'trochę’ literówek zostało, sprawdź uważnie:) Gratuluje ukończenia zawodów!!!

  6. Gratulacje!! świetny tekst i gdyby nie to, że w żadnym słownie nie ma polskich znaków, wrzuciłbym go na główną stronę! :-))) ale perspektywa siedzenia niezliczoną ilość godzin przy komputerze i wpisywania 'ą’, 'ę’ i 'ó’, skutecznie pozbawiła Cię obecności na pierwszej stronie AT 🙂 gdybym jeszcze nie siedział na urlopie w południowej Dalmacji…. :-))) Jeszcze raz gratulacje! Pozdrowienia z Orebić.

  7. @Arek przekazalem, ale ta Sauna na pewno nikomu nie zaszkodzila :))) jaki hotel taka Sauna @Plati dzieki

  8. Jak zwykle ubawiłem się jak Was czytałem…. 🙂 Jeszcze raz, tym razem oficjalnie – gratulacje! Złamana bariera psychiczna, teraz pójdzie z górki! Przy okazji… Piotruś, przekaż Watriatowi, że sauna przed zawodami to kiepski pomysł.

  9. Brawo Gratuluje i zazdroszcze…mam nadzieje ze w Gdyni tez spełnia sie moje marzenia:):):):)

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.

Śledź nas

18,455FaniLubię
2,772ObserwującyObserwuj
19,300SubskrybującySubskrybuj

Polecane