Dzisiaj wielki bal w Operze. Sam Potężny AT – ArchikraTor dał najwyższy protektorat, Wszelka dziwka majtki pierze i na kredyt kiecki bierze, Na ulicach ścisk i zator …..Konie pienią się i rżą, Ryczą auta, tłumy prą ….Niecierpliwe wina wrą… u fryzjerów ludzie mdleją……….Dziwkom łydki słodko drżą.
…taką oto sympatyczną wstawką ze słynnego wiersza J. Tuwima, rozpoczął WaTRIat swoją relacje z Balu o przepraszam z Lotto Night of the Year. Wydarzenie to miało miejsce 15. Listopada w Warszawie. Watriat, recytował jeszcze z jakieś dobre 10 minut, ale nie będę tego wszystkiego przytaczał, bo mu się pod koniec „Bal w Operze’ z 13. księga Pana Tadeusza zaczął mieszać. Przejdźmy lepiej do „prozy życia’
Na Gale Lotto, Watriat udał się samolotem linii lotniczych Air Berlin. Po 50 minutach lotu, Q400 spokojnie wylądował na lotnisku Chopina, gdzie WaTRiata od razu „zgarnął’ przyjaciel z dzieciństwa. Punkt programu: „Lunch u Witkacego’. Na dźwięk słowa Witkacy, WaTRIatowi zrobiło się cieplej na sercu, czy można lepiej rozpocząć dzień?, pomyślał. Zdziwił się tylko, ze w Warszawie nie dość, ze na Witkacego wołają Witkac to go jeszcze piszą przez „V’. Było to jego pierwsze, ale jak się później okazało, nie ostatnie „zdziwienie’ tego dnia. Mimo że restauracja „Vitkac’, mieści się na 5 pietrze okazałego budynku w samym centrum naszej stolicy, to widok z okna na miasto nie był porywający, tzn widać było tylko ściany innych wieżowców! Już chciał nasz WatRiat pośmiać się trochę z Warszawki, a tu się okazało ze właściciele restauracji z Witkacym włącznie to Krakusy! No cóż, takie rzeczy zdążają się i w najlepszych rodzinach. Widoki z okna nie były okazałe, za to jedzonko było pierwsza klasa, a nawet więcej. Jako ex-weganin i w ramach modnych w tych dniach wytopów, wrzucił na ruszt małego Tatara (był wyśmienity) po czym najedzony i napity ruszył na shopping po Warszawie. Tu nastąpiło drugie rozczarowanie. Otóż się okazało, że ceny w stolicy i ceny w Berlinie, maja się do siebie tak, jak wyniki Watriata i MKon w Triatlonie.
Po tym szoku cenowym, Watriat udał się do hotelu w tempie zbliżonym do życiówki na 2 km. W hotelu Sobieski (pisownia i wymowa o dziwo poprawne), spotkał (przez przypadek?) „doktor Zosię Stankiewicz’. Wyściskali się mocno, powspominali Majorkę i kiedy Watriat zaczął sobie robić cichą nadzieje na wspólne tańce na Gali, Zosia czyli Gosia oznajmiła, ze „ma talent i nie może’ (rozczarowanie nr. 3). Nie będę opisywał smutku, jaki pojawił się na twarzy naszego bohatera. Humor miało poprawić spotkanie z przyjacielem ze szkolnej ławki, który w okolicy Placu Zbawiciela prawie codziennie odstawia taniec Albatrosa, a ponieważ ojciec Dyrektor przebąkiwał o tańcach do białego rana, WaTRIat, żeby na Gali nie dać plamy, liczył również na coś w rodzaju korepetycji. Jednak przyjaciel, zamiast sali prób, zaproponował Bastyliie, która ma siedzibę nie 'za rogatkami’ Warszawy, a przy Placu Zbawiciela. Po za tym nie ma tu skazańców, za to podają wyśmienitą herbatę z miodem, tartym imbirem i cytryną. Czas mijał szybko. Wspomnieniom nie było końca i pewnie siedzieli by tak do białego rana i wypili nie jedną herbatę, gdyby nie to, że musieli się rozejść, każdy do swoich obowiązków, Albatros na tańce, WaTRiat na Galę.
Zamówienie Taksówki w Warszawie, nie jest zadaniem trudnym, tak ze już po po 15 minutach, co jest podobno niezłym wynikiem, Watriat szczęśliwy że nie musi stać dalej na mrozie, usiadł wygodnie w taxi i rzucił do kierowcy: „Oxford Tower’. Warszawski Taksówkarz (jadę równo i ostro, raz ukosem, raz prosto … ) uśmiechnął się tylko i powiedział. Widać żeś Pan obcy jesteś, Panie kochany. Jaki tam, panie kochany, Oxford Tower, budynek eNeFZetu, się mówi, panie kochany! (rozczarowanie nr. 4). Niestety potem taksiarz zamilkł, a nadzieja na jakieś przyśpiewki a’la Jarema Stempowski, prysnęła ja banka mydlana.
I tak oto WaTRIat dotarł do głównego punktu programu dnia. Speszony zajął miejsce z tyłu i zaczął obserwować wchodzących gości, a było co, ponieważ na Galii pojawiła się cała śmietanka Triathlonowa Polski i Niemiec, które reprezentował Lothar Leder. Przybyli oczywiście przedstawiciele AT, z Panami Cicheckim, Strześniewskim, Pergołem, Panią Bogna B. i wieloma innymi, których nie sposób tu wymienić. Była również spora ilość członków Zakonu Triatloniuszy, których Watriat miał okazje poznać na Majorce. Uroczysta Galę prowadzili ojciec Dyrektor i Karolina Gorczyca. Dwoili się i troili w przepytywaniu znamienitych gości i trzeba przyznać, że robili to bardzo udanie!
Raz jeden tylko, ojciec Dyrektor się zmieszał i był zupełnie zbity z tropu. Wypytując Lothar Ledera o złoty środek na złamanie 10H na IM, musiał często schodzić ze sceny i sięgać po kieliszek wina. A wszystko to za sprawa wypowiedzi mistrza Lothara, który powiedział, ze właściwie nic specjalnego nie robił, a został mistrzem. Ojciec Dyrektor powinien robić to samo! Treningu nie więcej niż 15 godzin tygodniowo, wszelkie używki dozwolone, oczywiście w umiarze, no i dieta środkowo europejska, lub jak kto woli kujawsko-podhalańska! Można jeść wszystko. Bardzo się ta wypowiedź spodobała małżonce ojca Dyrektora, która nie umiała ukryć olbrzymiej radości z faktu, ze ktoś wreszcie przemówił do jej małżonka!! Pytanie tylko, czy wszystkie te rady wejdą w życie, coś mi się wydaje, że raczej nie!
Atmosfera robiła się coraz weselsza. Napięcie rosło z minuty na minutę i lada chwila miały być wręczane nagrody. Przy stoliku Watriata, było bardzo ciekawie i sympatycznie. Opowieściom o wynikach, startach i życiówkach nie było końca, prawie jak u wędkarzy! Towarzystwo przy stoliku było znakomite. Siedzący kolo Watriata facio o wyglądzie studenta, właśnie pobił życiówkę w klasie +65, a koleś wyglądający na 4 klasę liceum, przeszedł właśnie do grupy +45, po udanym starcie w IM w Brazylii. Nie będę przytaczał czasów w których to zrobili, bo i po co się denerwować? Jedno jest pewne, do tych przesympatyczny panów, nikt nigdy nie powie nie wyglądasz na gościa trenującego triatlon!!!! Sic! Następnie rozdano nagrody i wszyscy byli szczęśliwi i zadowoleni. Zabawa szła na całego. Tylko tańców nie było. Ojciec dyrektor starał się jak mógł. Wcielił się nawet w role wodzireja i muszę powiedzieć ze szlo mu to lepiej niż Jerzemu S. A skoro już mówimy o Filmie, to na Galii oznajmiono, ze powstanie Film o Jurku Górskim. Nie powiedziano niestety, kiedy ruszają Castingi, podejrzewam bowiem, ze nie jeden z członków AT, chętnie wcielił by się w role Pana Jerzego. Z biegiem czasu robiło się coraz luźniej. Czerwone wino i biała wódka robiły swoje. Triatlonisci otwierali przed sobą swoje serca i nie tylko. WaTRIat uciął sobie mała pogawędkę z red. Dowborem, który uchylił mu rąbka tajemnicy swojego treningu. A gdy WaTRIat napomknął coś o trenowaniu codziennie, Pan Maciek uśmiechnął się tylko delikatnie i szepnął: codziennie to dla amatorów, kochany jeśli chcesz coś osiągnąć, to musisz 2x dziennie, to jest ok. A wydawał się być taki miły ten Dowbor, pomyślał WaTRIat. 2x dziennie powtórzył cicho i włócząc nogami, wrócił do stolika. Masz ci babo placek! (rozczarowanie nr. 5). Jadąc taksówka po nocnej Warszawie nie umiał zebrać myśli. Co ten Dowbor wymyślił? Leżąc już w łóżku, w hotelu, pytał się samego siebie, Jak ja mam trenować 2x dziennie? Co na to powie Zona, syn, teść i szef w pracy? Zasnął prawie od razu……..
No to bal był pierwsza klasa… a ja w tym czasie niestety tylko klasą ekonomiczną przemierzałem ocean;)
Nie wiem Piotruś o co ,,Ciebie’ się rozchodzi? Czy o tego prezydenta, czy o ten bimber…? Jeżeli o to drugie, to dobry nigdy nie jest zły. A co zaś się tyczy prezydenta niedługo wybory,….jeden głos ode mnie już masz! 🙂 Startuj!
@Grzesiu na pewno sie przelozy, cos czuje ze w tym roku ostro odpalisz!!! 🙂 @Lukasz, oczywiscie ze biore to samo co Strzesniewski, tyle ze on musi brac podwojna dawke, zeby cos splodzic!!!! @Marek, poniewaz WaTRIat w nastepnym roku celuje w 'odkrycie roku’ szykuje sie dluzszy pobyt w W-wie. Wszystkie pozycje wymienione przez Ciebie, zostana zaliczone, lacznie z udzialem w Wielkiej Warszawskiej dla mlodych ogierow!!! @Arek ????? @BP, JM :-)))
Gratuluję świetny tekst, zresztą jak zwykle.
O przepraszam Marku! Bimber w bidonie to mój patent i to zastrzeżony! :-)))
Tekst udany i akuratny ale wyjazd do Warszawy niestety zmarnowany. WaTRIat nie złożył kwiatów pod pomnikiem Nike, nie przejechał się nową linią metra, a przecież w Krakowie nie mają, no i nie był na 36 piętrze Pałacu Kultury. Zastanawia również słaba konstrukcja psychiczna – tak się dać zdołować Dowborowi?! Piotrek, Maciek to przedstawiciel młodego pokolenia, nie pił w Spale, nie spał w Pile… My, pokolenie ZMP-owców, pokolenie czapki studenckiej i zimowych nausznic z tłumikiem nie musimy trenować 2x dziennie. My możemy nawet wlewać bimber do bidonu (BdB) i tak damy radę!
Przeczytałem dopiero dzisiaj, bo wczoraj wieczorem musiałem zrobić drugi trening ;-). Świetne! A zatańczyć z Panią Zosią – bezcenne. 🙂
Chciałoby się krzyknąć Papierz na prezydenta….! 🙂 Jak zwykle uroczo…. 🙂
Nie wiem, co Ty Papierzu Drogi bierzesz, ale chcę to samo! :-))) I nich mi moja żona wybaczy, ale uwielbiam CIĘ! Twoje teksty to perełki…i już mam na nie przebiegłego pomysła, ale o tym kiedy indziej! Pisz…pisz nawet częściej niż trenuj! To samo niejaki Strześniewski! Mam podejrzenia, że bierzecie to samo. :-))
@Piotrek…..jestem twoim fanem i moge godzinami czytać:):). Twoje poczucie humoru bardzo mi pasuje. A z tymi 2 treningami dziennie to sam nie wiem. Ja od 4 tygodni jade 2 razy dziennie i zobaczymy w lecie. Logistycznie kiedyś wydawało sie to niemozliwe a teraz staje sie rutyną…….wcale nie jestem przekonany czy i jak przełoży sie to na wyniki:):). Tak wiec spij spokojnym snem. Bo na razie to ty sie bawisz tym sportem a twoj rozmówca biedny trenuje i najczęściej jest sfrustrowany kolejnymi startami i niemożnością pokonania swoich zyciówek. ( I tak juz jak na amatora wyśrubowanych). A my mamy jeszcze pare lat zabawy i poprawiania naszych ’ rekordów’.