Prędzej czy później na bikefitting trafia każdy triathlonista czy kolarz, który chociaż trochę bardziej wkręci się w swoje hobby – takie zdanie słyszałem już od dawna, od kiedy tylko dowiedziałem się co to jest bikefitting. Powiem szczerze, że pukałem się w czoło. Jak można dać komuś kilka stówek tylko za to, że powie mi jak mam siedzieć na rowerze? Strata pieniędzy i tyle!
Możecie się domyślić, że zmieniłem zdanie. Liczne artykuły, wypowiedzi znawców i zawodników skłoniły mnie do zainwestowania i umówienia się na bikefitting z prawdziwego zdarzenia. Do tej pory sam ustawiałem się na rowerze. Nie muszę tłumaczyć jakie to jest męczące, czasochłonne i wkurzające. Jak pogodzić wygodę z aerodynamiką nie mając doświadczenia, wiedzy i odpowiedniego sprzętu? Zwykle kończyło się to na stracie połowy dnia i wielu nerwów (moich i mojej małżonki) a i tak zawsze coś było nie tak. To za wysoko siodełko, to noga nie tak zgięta, to bolą ręce, to bolą plecy, to nie wyglądam jak PRO i tak dalej, i tak dalej. Jednym słowem – MASAKRA. Nie mówiąc już o tym, że nieoptymalna pozycja może niekorzystnie wpłynąć na nasze zdrowie i zwiększyć prawdopodobieństwo kontuzji. Wiadomo, że robiąc to samodzielnie zawsze pójdę w kierunku mniej wygodnym, bardziej aero i niestety bardziej kontuzjogennym.
W końcu uznałem, że nie ma wyjścia i trzeba powierzyć swoje ciało i rower profesjonaliście. Postanowiłem zaufać firmie VeloLAB i Łukaszowi Szczęsnemu (www.velolab.pl). Umówiłem się na wizytę (z dużym wyprzedzeniem – Łukasz ma wielu klientów) i pozostało tylko czekać z niecierpliwością.
Wizyta wypadła na 7 rano w minioną sobotę. Pierwsze wrażenie jakie odniosłem to bardzo fajny lokal, w którym VeloLAB obsługuje klientów. 3 pokojowe mieszkanie w centrum Gdańska zamienione w gabinet bikefittowo – rehabilitacyjny z prawdziwego zdarzenia (salka gimnastyczna, gabinet ze stołem do masażu oraz salon, w którym jest platforma na rower oraz cały niezbędny i skomplikowany sprzęt do ustawiania pozycji na rowerze. Super!
Cały proces bikefittingu rozpoczyna się od wywiadu. Łukasz pytał mnie o przebyte kontuzje, jak dużo czasu poświęcam na trening rowerowy oraz od ilu lat trenuję. To tylko kilka zagadnień z tych, które poruszyliśmy – nie ma sensu wszystkich wypisywać. W każdym razie, Łukasz musi wiedzieć z kim ma do czynienia oraz na co zwracać szczególną uwagę. Już po takim krótkim wywiadzie był w stanie z dużym prawdopodobieństwem stwierdzić gdzie leży mój największy problem i jak to będzie się objawiało podczas kręcenia na rowerze.
Po kilku lub kilkunastu minutach rozmowy Łukasz zaczął mnie badać. Trwało to naprawdę bardzo długo. Badań i ćwiczeń, o które zostałem poproszony było mnóstwo. Skoki, przysiady, skłony, różne dziwne wygibasy – to tylko niektóre z nich. Leżałem, stałem, skakałem, zostałem przebadany z każdej możliwej strony, pod każdym możliwym kątem. No i byłem w każdym możliwym pomieszczeniu studia. Czułem, że mam do czynienia z profesjonalistą i z kimś kto rzeczywiście zna się na tym co robi (Łukasz jest z wykształcenia fizjoterapeutą oraz wielkim pasjonatem sportu – szczególnie kolarstwa, sam śmiga na maratonach MTB), cały czas bacznie mnie obserwował i skrzętnie zapisywał swoje spostrzeżenia.
Po części związanej z badaniem mojego ciała nastąpiła część główna, czyli ta w której zaczynam kręcić na rowerze. Na początek Łukasz przykręcił bloki do moich nowych triathlonowych butów. Oczywiście nie zrobił tego „na oko’. Moje stopy, sposób w jaki je stawiam oraz w jaki sposób ich używam zostały przebadane chyba najdokładniej. W sumie nie ma się co dziwić. Jest to jedna z najważniejszych rzeczy podczas jazdy rowerem. Od stopy się wszystko zaczyna. Gdy bloki są przykręcone nie tak jak powinny, można zrobić sobie niemałą krzywdę. W każdym razie, Łukasz wiedział jak je przykręcić. Ze względu na moje niesymetryczne ciało (oczywiście ma to związek z chorym kolanem, które już nigdy nie będzie normalne) bloki również przykręcone zostały niesymetrycznie (spora różnica pomiędzy prawym a lewym butem). Po tej czynności mogłem już w końcu usiąść na rower.
Na początek zacząłem kręcić w pozycji, w której jeździłem już od jakiegoś czasu. W pierwszej kolejności musiałem zostać obklejony znacznikami w punktach charakterystycznych ciała (kostki, kolana, łokcie, barki, nadgarstki). W taki sposób „oznakowany’ i „okablowany’ zacząłem kręcić. Okazało się, że moja wyjściowa pozycja nie była aż tak strasznie zła. Największym problemem był dla mnie ból tricepsów. Łukasz jednym sprytnym ruchem zniwelował tę dolegliwość. Po prostu zwiększył rozstaw padów lemondki (miejsca, w których opierają się przedramiona) i już było lepiej.
Pierwsze wyniki jakie wskazał system RETUL (specjalistyczny system komputerowy do bikefittingu) potwierdziły przypuszczenia Łukasza. Siodełko za wysoko, pozycja za bardzo wycofana. Nie będę tutaj wchodził w szczegóły. Generalnie, trzeba było obniżyć siodełko oraz przesunąć je mocno do przodu. Lemondka także powędrowała bardzo mocno w przód a kierownica została obniżona. W rezultacie moja pozycja stała się agresywniejsza, bardziej aerodynamiczna oraz wygodniejsza (aż się chce leżeć na lemondce, co wcześniej nie było takie oczywiste). Wychylenie boczne kolan zostało zredukowane do minimum. Ogólnie jest mi wygodniej, lepiej się czuję, jest bezpieczniej dla stawów i mięśni, bardziej aero oraz co istotne: w końcu wyglądam profesjonalnie na rowerze!
Chcąc od razu utwierdzić się w jakości usług VeloLAB, na drugi dzień wybrałem się na pierwszą w tym roku jazdę czasówką po szosie. Jestem bardzo zadowolony, 90km trasa została przejechana w bardzo dużym komforcie. Najważniejsze jest dla mnie ustawienie bloku w prawym bucie. Po raz pierwszy nie czułem dyskomfortu w prawym kolanie podczas kręcenia. Miałem takie przyjemne uczucie, że cała para idzie z mięśnia. Nie wiem jak to wytłumaczyć. Po prostu kręcę bardziej symetrycznie a nie jak do tej pory jedną, lewą nogą. Mam nadzieję, że to nie jest tylko moje złudne wrażenie.
Wracając do sesji w VeloLAB, po kilku poprawkach i ostatecznie dobranej idealnej dla mnie pozycji, można było poskręcać wszystkie śrubki w rowerze i powoli kończyć sesję. Trzeba było zrobić tylko jeszcze jedną rzecz – zeskanować rower by możliwe było zapisanie ustawień poszczególnych jego komponentów. W sprawozdaniu z bikefittingu mam zatem wszystko to co powinienem mieć: kąty oraz ustawienie roweru przed oraz po zmianach. Jest to bardzo szczegółowe zestawienie i powiem szczerze, że nawet nie miałem okazji i czasu się z nim dokładnie zapoznać.
Cała sesja trwała 3,5h. Może się okazać, że były to najbardziej efektywne godziny w moim treningu rowerowym w tym sezonie (nawet w dzienniczku treningowym wpisałem 60′ lekkiego kręcenia ;p). Uważam, że korzyści jakie czerpiemy z bikefittingu są bezcenne. Inwestując kilka (czasem kilkanaście) tysięcy zł w rower oraz komponenty do niego, warto się zastanowić czy nie zacząć od bikefittingu właśnie. Moim zdaniem będą to najlepiej zainwestowane pieniądze. W Polsce jest niewiele firm, które specjalizują w ustawianiu pozycji na rowerze. Ze swojej strony z wielką odpowiedzialnością mogę polecić firmę VeloLAB. W razie jakichkolwiek pytań oraz wątpliwości z chęcią służę wszelkimi informacjami i pomocą.
Pozdrawiam!
Fakt! Wycieniował się ! Nie ma co się dziwić treningi i całkiem niezużyta, nowa żona…. :-))) Też zafundowałem sobie ostatnio BF z Wertykalem…. Chwale sobie Krystyna!
Wygladasz jak prof Mateuszu:))) Bf jest istotny, sposoby jego wykonania rozne, robilem to w profesjonalnych firmach, teraz polegam na uzupelnieniach i poprawkach kolarzy. I jest dobrze:)))) Kazdy znajdzie odpowiedni dla siebie sposob. Wazne zeby zrobic BF. Wieksza efektywnosc, komfort i ochrona przed kontuzjami. Wycieniowany ten 'nasz’ (wlasciwie Kasi:)) Mateusz:))))