A jednak Ironman Competition

Triathlon z powrotem możliwy. Historia mojego leczenia w pigułce: po pomocy w Stocerze w Konstancinie wybrałem się na konsultacje do jednego z najlepszych ortopedów w Warszawie (tak przynajmniej wyczytałem w internecie). Lekarz, może i jest jednym z najlepszych, ale w moim przypadku okazał się jednym z największych konowałów w swojej dziedzinie, jakich spotkałem. Przy brakującym zdjęciu, na którym było faktycznie widać skutki złamania, polecił mi ćwiczyć kolano przez 5 tygodni i przyjść do niego po tym czasie. Lekarz wykonujący mi obdukcję, zaniepokoił się moim rentgenem i uznał, że należy go wykonać jeszcze raz. Okazało się, że 2 tygodnie od wypadku stracone, 3 różnych ortopedów wypowiedziało się, że rzepka wymaga operacji, łącznie z owym wspomnianym specjalistą, któremu wysłałem nowe zdjęcie.

 

Trafiłem w końcu do Warszawskiego CMS, gdzie specjalizują się w tego rodzaju wypadkach sportowych. Lekarz zaordynował operacje dwa dni później (inni lekarze bali się ja wykonać tak wcześnie, żeby na nowo nie otwierać rany). Przy tak sprzecznych diagnozach postawiłem wszystko na jedną kartę i zdecydowałem się na to by zaufać słowom lekarza mówiącego mi, że będę zadowolony. Po dwóch dniach byłem właścicielem 2 pięknych śrubek w kolanie. Lekarz odpłacił mi za to, że męczyłem go przed operacją wypytując o każdy możliwy detal. Tuż po operacji, kiedy działanie różnych przyjemnych substancji jeszcze bylo aktywne, zapytał mnie czy odpowiadają mi narządy płciowe owczarka niemieckiego które mi przyszyli. Jako że nie miałem za bardzo czucia, trudno było to zweryfikować, przyszło jedynie czekać.  🙂 Dodatkowo podobno jedynym słowem przed narkozą jaki tuż po niej było magiczne powtarzane jak mantra: IRONMAN w październiku.

 

 

IMG-20150908-WA0000

 

 

Tuż po operacji rozpocząłem mozolną rehabilitację po nawet kilkanaście godzin w tygodniu  i na 2,5 miesiąca po niej biegam, pływam i jeżdżę na rowerze. Na razie jeszcze ostrożnie, ale z coraz większym apetytem. Wczoraj, na delegacji w Londynie po raz pierwszy przebiegłem 10 km i była to dla mnie podobna radość, co maraton wiosenny z nieszczęsnym czasem: 3:00:16… Biegłem przy zachodzie słońca przez Tower Bridge, przy Modern Tate, London Eye aż do Big Bena. Nie przeszkadzały mi tłumy, schody, tracony GPS. Uśmiechałem się do swojego wolnego człapania i tego, ze znów się ruszam, że noga boli mniej, a jako że biegam bez muzyki w uszach to coraz mocniej w nich dudniło z każdym krokiem: I-RON-MAN. I jeszcze jedno słowo, które umiem coraz mniej wyciszyć: BAR-CE-LO-NA. Cóż slota na ten rok już mam… 🙂

 

Powiązane Artykuły

3 KOMENTARZE

  1. Ostatnio gdzieś wyczytałem, że poniżej 3h maraton robi tylko 2% z trenujących! Takie tempo to jednak duże obciążenie dla aparatu ruchu, łatwo o kontuzje…. Niemniej zazdroszczę potencjału! 🙂 Życzę zdrowia i powodzenia w walce o slota!

  2. WOW! powodzenia. ale czy ja rozumiem dobrze, że już w tym roku za miesiąc chcesz startować w Callela (to w tej miejscowości a nie w Barcelonie są zawody)? nie mówię, że się nie da, nie mówię że zniechęcam, ale czy dobrze rozumiem?

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.

Śledź nas

18,455FaniLubię
2,815ObserwującyObserwuj
21,600SubskrybującySubskrybuj

Polecane