Progres, progres i… regres :-/

 

Mniej więcej miesiąc temu pod jednym z felietonów doktora Marcina napisałem, że progres to jest coś co mnie najbardziej motywuje w tri… Napisanie tego zdania przyszło mi wtedy bardzo łatwo bo do tegorocznych zawodów w Suszu włącznie każdy mój kolejny start, niezależnie od tego czy to triathlon czy tylko bieganie, to była kolejna „życiówka’. Moje sportowe „dokonania’ do połowy lipca 2015 roku wyglądały następująco (2013 to rok stracony z powodu kontuzji):

 

Maratony:
2012-09 – czas 4:29 (maraton warszawski)
2014-05 – czas 3:47 (Cracovia maraton)
2015-04 – czas 3:32 (Cracovia maraton)

 

Półmaratony:
2014-03 – czas 1:44 (półmaraton warszawski)
2014-08 – czas 1:37 (półmaraton warszawski)

 

½ IM:
2014-06 – czas 5:43 (Serock)
2014-07 – czas 5:19 (Susz)
2014-08 – czas 5:05 (Gdynia)
2015-05 – czas 4:57 (Sieraków)
2015-06 – czas 4:48 (Susz)

 

W międzyczasie zrobiłem tez pełnego IM i jedną ćwiartkę tj.:
2014-10 – czas 11:27 (IM Barcelona)
2015-07 – czas   2:17 (¼ IM Nieporęt)
Ponieważ były to jedyne zawody na tych dystansach to automatycznie ich ukończenie było jednoznaczne z życiówką 😀 Reasumując 12 startów i 12 życiówek…

 

W dodatku wyniki w Suszu 2015 i 2 tygodnie później w Nieporęcie były dobrym prognostykiem przed głównym moim startem w tym roku tj. ½ IM w Poznaniu (tu przedstawiciele serii Challenge pewnie nie są zadowoleni z użycia przeze mnie literek IM…).

 

Do Poznania przyjechałem z nastawieniem bojowym i z celem złamania 4:45. W Suszu było już przecież blisko…Poznań na łamanie głównego celu na rok 2015 wybrałem jeszcze w 2014 ze względu na szybkie trasy i bliskość strefy zmian… I tu nastąpił pierwszy „zonk’ – po przyjeździe okazało się że strefa została przeniesiona na górkę i wcale blisko nie jest… W dodatku pogoda w dniu startu też raczej życiówce nie sprzyjała – silny „w mordę wind’ na najdłuższym odcinku pływackim dał mi się mocno we znaki… Jak popatrzyłem na zegarek po wyjściu z wody (42 min) to wiedziałem że na złamanie 4:45 nie ma już szans… Trochę mnie to zdołowało, a wiedząc że 2 tygodnie później czeka na mnie jeszcze Gdynia resztę zawodów w Poznaniu postanowiłem potraktować bardziej treningowo… W efekcie skończyłem w 5:14 i oczywiście nie byłem zadowolony…

 

Pocieszałem się tym że faktycznie nie walczyłem na maksa…. Co nie zmienia faktu że gdybym walczył na full to może skończyłbym w okolicach 5:05 czyli też bez rewelacji…. Ponieważ jednak zdawałem sobie sprawę że passa życiówek prędzej czy później się skończy, a w dodatku świadomie trochę te zawody odpuściłem, miałem dobre wytłumaczenie dla tego wyniku :-). (dobra wymówka to przecież podstawa :-DDD).
Nie pozostało mi nic innego jak powalczyć w Gdyni, choć wiedziałem że tam dobieg z morza do strefy też szybki nie jest… Tak czy siak w Gdyni postanowiłem walczyć bo to odpuszczenie w Poznaniu jednak mi później trochę przeszkadzało… Chyba nie jestem do odpuszczania stworzony 😀

 

Już początek zawodów w Gdyni nie zwiastował jednak nic dobrego – pływanie znów zajęło mi ok 42 minuty – tym razem głównie dlatego że nadłożyłem trochę dystansu (podobnie jak część innych zawodników twardo przymierzałem się do opłynięcia statku dopóki nie zobaczyłem przed sobą kajaka z ratownikiem…). T1 jak zwykle u mnie wolno i po blisko 50 minutach ruszyłem na rower. Jechało się całkiem dobrze, wynik też ok (2:29) nie rokował źle. Pozostał mi jeszcze bieg – standardowo w głowie przeliczam czas i zaczynam na 1:40 (skoro w Poznaniu nie walcząc na maksa pobiegłem w 1:44, a wcześniej w Suszu 1:38 to 1:40 wydawało się realne). Ukończenie biegu w 1:40 dałoby mi łączny czas w okolicach 5h czyli całkiem, całkiem biorąc pod uwagę długie pływanie i długą zmianę w T1. Niestety po pierwszej pętli odcięło mi prąd (do tej pory nie bardzo wiem dlaczego) i w efekcie dwa kolejne kółka to już nie walka o wynik, a walka o przetrwanie… Czas na mecie 5:11 to już bardzo duży zawód i stąd tytułowy regres…

 

I na koniec parę słów wyjaśnienia dlaczego o tym piszę?
Otóż dlatego, że regres też może motywować :-). Pewnie w tym roku już 4:45 nie uda mi się złamać ale za to w przyszłym sezonie spróbuje zaatakować 4:35. I tego będę się trzymał 🙂

 

Powiązane Artykuły

17 KOMENTARZE

  1. Dobra, przyznaje – to była taka mała prowokacja bo sam nie jestem przekonany czy do dobry pomysł… 🙂 Chociaż 4 dni po Sierakowie zrobiłem tą trasę z godziwą średnią (ok 28 km/h), a potem jeszcze w ciągu kolejnych 3 dni dorzuciłem kolejne 150 km mocnego roweru po górach (w tym ustanowiłem swój rekord wjazdu na Magurkę z Wilkowic), do tego w ciągu tych samych 3 dni dorzuciłem jeszcze pawie 30 km biegu też po górach i 5 km na basenie (tu już nie po górach :-). W sumie w tygodniu bezpośrednio po Sierakowie miałem 18h treningu (!). W kolejnych 2 tygodniach trenowałem tez mocno po ok 12 h i dopiero w ostatnim tygodniu przed Suszem trochę zluzowałem… Pisze o tym tylko po to żeby pokazać że mimo totalnego braku regeneracji po Sierakowie (nie miałem ani jednego dnia przerwy) w kolejnych zawodach miesiąc później uzyskałem życiówkę…. Wiem, wiem – napiszesz teraz że to się zemściło w Poznaniu i Gdyni – pewnie tak… Chociaż teoretycznie już w Suszu i Nieporęcie powinienem być 'zajechany’ a nie byłem…

  2. Grzegorz… chyba Cie pogięło;))) ja sie do końca tyg regeneruje a nie dobijam po Gdyni:) widzę, ze jeszcze nie siegnąłeś dna regresu i nadal regeneracja jest Ci obca, a tak na poważnie to na pewno na taką trasę sie nie piszę, Maciek moze da się namówić;) jak bede sie kręcił na rowerze w weekend (szykuje sie jednak rodzinny wyjazd) to na moich trasach miedzy BB a Gocz.

  3. @ Marcin – odezwę se jakoś w piątek. Może namówimy też Maćka? Na dłuższy rower chce pójść w sobotę – planowana trasa to Jaworze, Szczyrk, Salmopol, Wisła, Istebna, Koniaków, Żywiec, Przegibek i Jaworze – tak żeby nie było za łatwo :-). Biorąc pod uwagę mój regres jeszcze mnie objedziesz…

  4. Arku wskazuje, bo po pierwsze primo jako osoba trenująca samodzielnie i osiągająca takie wyniki jesteś nim, a po drugie primo przecież nie bede siebie pokazywał jako przykład ze swoimi osiągnięciami, bo jak powszechnie wiadomo mój progres nie imponuje;)))) co do meritum to oczywiście temat jest trudny, nie zawsze da sie to jednoznacznie stwierdzić, bo tzw objawy jak zawsze można interpretować rożnie, mam juz zaczęty pewien tekst na AT poruszający rożne ew pomocne wskaźniki ale brakuje czasu na dokończenie, spreze sie;) Grzegorz moze uda sie 'zjechać’ w weekend ale nie wiem jeszcze dokładnie jakie plany rodzinne mamy;) tylko, ze ja jeżdzę wolno;)) na razie pozdrawiamy z Sopotu;)) (Kasia ma nr do mnie, wyślij mi swój)

  5. Dobrym wskaźnikiem który ostatnio się coraz bardziej upowszechnia ( przynajmniej na zgniłym zachodzie) jest poziom HRV ( Heart Rate Variability).

  6. O matko! Marcinie, wskazujesz na mnie niemalże jak na jakiś autorytet! A ja tylko z tych co poszukują optymalnych dróg. A propos periodyzacji to w tym roku zastosowałem 2:1, czyli dwa tyg w dupę i jeden luźniejszy ale z krótkimi elementami mocniejszymi i jakoś poszło…. 🙂 Co wcale nie musi oznaczać, że trzeba iść tą drogą…. zwłaszcza młodsi. Grzesiu, najprostszym sposobem kontroli jest pomiar tętna od rana…. Tylko to trzeba robić systematycznie. Na necie jak rzucisz hasło np. ,,przetrenownie – objawy’ znajdziesz info. Pamiętaj, nieraz wolniej znaczy szybciej… 🙂

  7. @ Marcin – zakładam że to przemęczenie (choć nie do końca nie wiem jak wygląda przetrenowanie :-)) i na pewno nie wzoruje się na Krzyśku 😀 objętości Krzyśka to dla mnie kosmos – plus naprawdę trzeba lubić bieganie, a ja akurat biegać nie lubię :-). W tym tygodniu odpocznę a na weekend jadę do BB stąd zapakuje rower i trochę się 'powspinam’ na bielskie górki 🙂 @ Tomek – tykanie w Poznaniu to nie moja sprawka… bardziej człapanie 🙂 co do kropek, przecinków faktycznie jest ich sporo ale najwięcej namordowałem się żeby ładnie wyrównać dane z zawodów. Nawet edytowałem tekst już po opublikowaniu :-DDD

  8. Grzegorz tak myślałem, ze nie stosujesz. Udało Ci sie osiągnąć takim treningiem bardzo dużo, choc z zasadami treningu nie ma to nic wspólnego, u mnie było podobnie w pierwszym roku treningów choc zdecydowanie mniej i wolniej. Masz duże predyspozycje wytrzymałościowe i warto na przyszły sezon przygotować sie wg usystematyzowanego planu. O periodyzacji nie raz było na AT, Arek tez o tym pisał i zobacz ile osiagnął;) czyli nawet jak nie zdecydujesz sie na trenera to podziel trening na makro i mikrocykle i sie tego trzymaj, nie kazdy start w sezonie moze byc biciem zyciowek i do tego trzeba przywyknąć jak sie choc na jednych taką zrobic, bo bedzie co raz trudniej. Twoja granica nie jest tak daleko jak myślisz;) a jak na każdym treningu biegasz w tempie startowym lub nawet szybciej to regres nie powinien dziwić;) zdecydowanie musisz zwolnić, nawet Arek zwalnia na treningach a Krzysiek Górecki jest tylko jeden i nie możesz sie na nim wzorować;))) a co do startu na pełnym za 4 tyg biorąc pod uwagę to co sie dzieje od Poz do teraz… moze jakimś cudem Ci sie uda ale większa szansa ze nie i skończy sie bardzo źle także w perspektywie następnego sezonu, to juz nie sa żarty. A 'samopoczucie’ nie bedzie żadnym wyznacznikiem, bo jak sadze przed Gdy złego nie miałeś… przemysł to poważnie. Jeśli to co teraz sie dzieje to zwykle zmęczenie to pal licho ale jak jesteś na granicy albo juz za nią przetrenowania (a to jak trenowałes niesie takie duże ryzyko) to nie podniesiesz sie z tego przez wiele miesięcy.

  9. Marcin, ja nie stosuje żadnych mikrocyklów 🙂 Objętości treningowe (może z wyłączeniem 2-3 dni przed zawodami i 2 dni po zawodach) mam tydzień w tydzień bardzo zbliżone… I pewnie to się zemściło 😀 W dodatku trenuje to – przynajmniej jak na mnie – mocno – np średnia biegowa z lipca (ok 150 km) to 4:36 na km. Mam wrażenie że tak jak wspomniałeś (zresztą nie tylko Ty) zabrakło regeneracji i organizm powiedział po prostu veto 🙂 ps – w Gdyni miałem nie startować ale uległem owczemu pędowi… A w planach rozważam jeszcze na deser pełny Malbork – żeby zakończyć sezon życiówką 🙂 (ale tu dużo zależy od samopoczucia…)

  10. Nie ukrywam, ze mnie tez zaskoczyło jak bardzo forma Ci spadła, miałeś szczyt w Suszu a potem zabrakło pewnie dobrej regeneracji przed ostatnim mocnym mikrocyklem treningowym w czym na pewno nie pomógł start w Poz, ta 1/4 to był dobry bodziec przed Gdy ale Poz był niepotrzebny, raczej na przyszły rok musisz wybrać jedne z tych dwóch zawody i na nie szykować formę w drugiej części sezonu a w pierwszej nastawić sie na Susz. I zastanowić sie czy dalej samemu czy moze z trenerem? Dobrze wypocznij po tym sezonie bo bez regeneracji nie da rady a teraz jak juz nie planujesz startów to oczywiście jakieś roztrenowanie zanim zupełnie wyluzujesz. Pozdr.;)

  11. Zgadzam się z Bogną szczególnie jak patrzę na te wszystkie statystyki Grzegorza. Musiałbym dużo trenować zeby to tak ładnie ułożyć i nie pomylić sie w tych minutach,sekundach, minutach, przecinkach, kropkach, dwukropkach, sekundach, minutach …. Grzegorz czy to przypadkiem nie Twój zegarek tak głośno tykał w Poznaniu. To był taki dziwny dźwięk który przykuł moją uwagę na moim pierwszym okrążeniu – które pewnie było w czasie Twojego ostatniego. Pozdrawiam

  12. Nasz ekspert Marcin niewątpliwie ma rację, nie sposób utrzymać wysoką formę non stop… A widzę, że startów masz sporo…. Podobają mi się plany na przyszły rok! Z pewnością nie powiedziałeś ostatniego słowa… 🙂

  13. Każdy start, każdy sezon czegoś nas uczy. Wyciągnięcie wniosków (oby dobrych) pozwoli na realizację przyszłorocznych celów. Niemniej gratuluję progresów.

  14. Wiedziałem, że będziesz pierwszym komentującym :-). Co do samego wpisu – nie miałem problemu z jego napisaniem – biorę to na klatę :-DDD. Wyniki mocno 'siadły’ – ale prędzej czy później musiało to nastąpić – chociaż przyznaję, że skala 'spadku’ mnie zaskoczyła… Może trochę za dużo startów i mocnych treningów się 'zemściło’ :-DDD. Jednak zgodnie z przytoczoną już kiedyś dewizą 'co Cię nie zabiję to Cię wzmocni’ czyli jeszcze nie powiedziałem ostatniego słowa 🙂

  15. W końcu! W końcu cos napisałeś choc wiem, ze łatwo nie było;) jak sie domyślasz Grzesiu wyniki z Poz i Gdy znam dokładnie i niestety trochę czuje sie winny, bo po naszej dyskusji pomyślałem sobie tak, tym mówieniem o progresie w końcu sie doigra, no i stało sie;))) inna sprawa to, ze formy nie da sie utrzymać na wysokim poziomie przez cały sezon. U mnie bez rewelacji chociaż na rowerze zyciowka a gdyby nie opływanie statku i strefa kilka minut dłuższa niz w Suszu to byłby progres tez na mecie;) gratuluje bardzo dobrego sezonu a ten prysznic na koniec wyjdzie tylko na dobre i juz wiesz, co by było jak progres sie skończy;) teraz jesteś sportowcem kompletnym a o progres w przyszłym roku bedzie o wiele trudniej o czym juz Ci pisałem i tego sie trzymaj;)

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.

Śledź nas

18,455FaniLubię
2,811ObserwującyObserwuj
21,500SubskrybującySubskrybuj

Polecane