Po emocjach związanych z rywalizacją podczas sezonu, przyszedł czas na odpoczynek i relax, czyli mniej samotnych treningów więcej czasu dla rodziny, ale nie oznacza to rozbratu z ruchem i aktywnością fizyczną. Nie mniej jednak, nie ma spinki, nie trzeba codziennie wstawać o 4-5 rano aby wykonać trening, jest czas na podleczenie starych kontuzji, można mniej uwagi przywiązywać do tego co się je i w jakich ilościach 😉 Wszystko co dobre jednak się kończy, więc powoli wracam na „właściwe tory’ dodatkowo zakład z Mkonem wymusza jakby dodatkowe obowiązki, ale po kolei.
Pod koniec września miałem ostatni akcent sezonu- bieg na 10mil, dość nie typowy dystans, ale rozgrywany był w Amsterdamie, a u nich to ponoć normalka 🙂 Startowało ponad 40tyś osób i pomimo tego, że start był w falach to i tak na trasie było dość tłoczno. Nie zmienia to faktu, że dałem z siebie więcej niż powinienem, ale trochę na ten temat już pisałem.
Październik upłynął leniwie, miałem wystartować jeszcze w półmaratonie w Krakowie, ale ze względu na zakaz który otrzymałem od ortopedy musiałem zrezygnować. Okazuje się, że jakiś czas temu miałem pękniętą (złamaną) kostkę i nawet o tym nie wiedziałem. Kość się zrosła, zostały jakieś małe odpryski, ale w obecnej formie nie ma sensu ich ruszać, teraz przynajmniej wiem z czego dokładnie wynikają bóle przy dłuższym wysiłku, oraz dlaczego po graniu w piłkę 3-4 dni ledwo chodzę. Ku mojej uciesze lekarz zalecił rezygnację ze sportów gdzie jest gwałtowna zmiana kierunku biegu (piłka nożna, tenis, koszykówka itp.), a zalecił więcej pływania i jazdy na rowerze. Takich rzeczy dwa razy nie trzeba mi powtarzać 😉 Trochę gorzej z biegiem ogólnie, mogę ale raczej sensowne, jak to ujął, odległości lub powinienem stosować ortezę, jakoś to przeboleję. Wcześniejsza konsultacja mailowa z Arturem P., praktycznie się pokryła z tym co usłyszałem na wizycie, 4 tygodnie odpoczynku, czyli nie biegać w ogóle.
Listopad zaczął się dość przyjemnie, powolny powrót do biegania, oraz wspólny wyjazd z rodzinką w góry, padło na Krynicę. I tu wyjaśnia się przyczyna mojej nieobecności na Gali, zresztą w zeszłym roku było podobnie. Po części Marcin miał rację, trzeba zacząć odbudowywać sylwetkę , godną IM, a nie ma lepszego miejsca niż góry. Wolny czas, zmniejszenie aktywności oraz folgowanie w jedzeniu i picu poskutkowały nadbagażem, ale mam nadzieję, że zakład pomoże mi wrócić na odpowiednie tory.
Wracając do Krynicy, polecam ją o tej porze roku, o ile jest pogoda. Znajdziecie tu ciszę i spokój, zero tłumów, no chyba, że w hotelu …. ( bez krypto reklamy). W pierwszy dzień udaliśmy się na Jaworzynę, chcieliśmy ją zdobyć na pieszo a wrócić gondolą, tak żeby mała miał radochę, niestety nie działa więc szliśmy w obie strony. Jako, że dzień przed naszym przyjazdem padało, nie poszliśmy szlakiem przez las tylko wspinaliśmy się po nartostradzie, czyli dość stromo, ale za to nie było dużych kałuż i błota. W ¼ trasy było już ciut za stromo dla naszego maluszka, więc spakowałem ją w plecak i jazda na górze, jakież było moje zdziwienie po osiągnięciu szczytu, tak się małej spodobało, że usnęła
Chyba miała dość sapania taty, nie było z kim pogadać to poszła w spać 🙂
Następnego dania, tu pierwsze nawiązanie do tytułu, przypomniałem sobie co to znaczy ból czwórek, niby nic nadzwyczajnego, zwykły spacer a jak potrafi zmęczyć. Nie ma co narzekać trzeba zdobywać dalej, tym razem mniejsza górka, Parkowa, ale tylko w jedną stronę, obiecaliśmy córce wycieczkę kolejką, więc w jedną stronę musieliśmy się nią przejechać. Dobra opcja dla leniuchów, wchodzisz około 40 minut, a wjeżdżasz/zjeżdżasz ok. 3,5 minuty. Po za tym całkiem ciekawe doświadczenie, jazda kolejką która powstała w 1937 roku, a wagoniki jak nic są starsze ode mnie 😉
Jak galowicze szykowali się do wyjścia na imprezę, ja postanowiłem wbiec na Jaworzynę, a co skoro już tu jestem trzeba wykorzystać okazję, przynajmniej wiem jakiej długości mają stok narciarski (ok. 2600m). Lekko nie było, ale wiem teraz na czym powinienem się skupić, aby zdobyć lepszą formę na 2016. Wieczorem dostałem miłego sms z wynikami plebiscytu, moje przewidywania się nie sprawdziły, ale nie powiem, aby mnie to zasmuciło 😉 Jeszcze raz dzięki dla tych co oddali głos na mnie.
Po powrocie zapisałem się na lekcje doskonalenia pływania, bo to u mnie najsłabsza dyscyplina i już widzę, że dobrze zrobiłem. Uświadomiono mi że pływam stylem „węża’ i trochę trzeba to skorygować. Po za tym chciałbym również poprawić delfinka, gdzieś słyszałem, że bez dobrego delfina nie będzie dobrego kraula, nie wiem czy to prawda, może ktoś to zweryfikować?
Kolejne „zapomniane odczucie’ wróciło w zeszły piątek, jadąc po ciemku na rowerze, źle najechałem na próg zwalniający i prawie się wywróciłem. Udało się opanować rower, nie mniej jednak tak obiłem sobie kość ogonową, że do dzisiaj boli mnie jak siadam i wstaję.
Komplecik zaliczyłem dzisiaj rano- bieg w temperaturze poniżej zera stopni. Znacząco różni się od tego we Frankfurcie 😉 Dodatkowo gdy wbiegałem we mgłę przy Wiśle, czułem się jakbym wchodził do kriokomory, normalnie jakby mnie kuły małe igiełki, jak nic muszę jak najszybciej wybrać się pomorsować.
Najważniejsze, że chęci są i pomysły na 2016, czego wszystkim życzę.
To chyba i ja do tej Krynicy się wybiorę (choć znana nie jestem;)). Może już w czerwcu… Wytrwałości w treningach.
@Tomuś, Ty się chłopie ciesz, że nie byłeś w szczycie na szczycie 🙂 (śnieżkę mam na myśli)! dobrze, że człowiek oswoił się trochę z przepychanką… walka o kibelek jak start w tri.
Kurcze ale się wpisałem w mainstream triathlonowy ! Też byłem w Krynicy parę tygodni temu. Nikogo z rzeczonych nie spotkałem, chociaż da się to wytłumaczyć moim 'skupieniem’ się na fascynującej publicznej toalecie w samym centrum miasta. Po przebyciu parudziesięciu kilometrów w okolicznych górolasach miejsce to dało mi dużą ulgę, cenne chwile relaksu oraz możliwość znacznej przemiany zewnętrznej przed zalegnięciem w bezprzedziałowym wagonie który powiózł mnie do domu.
Marku, ukryty przekaz, ale może lepiej go usunę, bo jeszcze ktoś rozszyfruje i będzie lipa 🙂
Mnie zafascynował ostatni akapit 🙂
Jakaś modna ta Krynica w tym roku! Mkon, Petelski, ja, ty … sami znani zawodnicy :-))))