Jak co roku, końcem marca, witałem wiosnę na biegowo. Już 13 razy w Krakowie organizowany był Półmaraton Marzanny. Impreza z roku na rok przyciąga coraz większe rzesze biegaczy, kiedyś biegało się wokół Błoni, pętla ok. 3300[m], teraz impreza przeniosła się na „miasto’. Trasa ciekawa, biega się po centrum: Wawel, Rynek, planty, więc jest co zwiedzać, aczkolwiek technicznie dość trudna, ostre, wąskie zakręty, trochę podbiegów, kostka brukowa itp. Pogoda jak dla mnie idealna, 4-5 stopni, bez deszczu, może ciut za mocny wiatr, szczególnie przy Wiśle oraz powrocie na Błonia, ale nie ma co narzekać.
Start o godzinie 11, ustawiłem się tuż za balonikiem na 1:29. Założenie miałem żeby złamać 1:35, niestety takiego pacemakera nie było, więc nastawiony byłem samotną walkę. Założenie było proste, próbować utrzymać 4:20 jak najdłużej się da. Z treningów wynikało, że powinienem dać radę, no ale nigdy nic nie wiadomo, tym bardziej, że w ostatnim tygodniu, nawet na spokojnym biegu tętno było dość wysokie. Oznaczało to tylko tyle: potrzebuję chwilki odpoczynku, tylko czy nie jest na to za późno?
Jakby tego było mało teściu poprosił mnie abym w sobotę pomógł mu na działce, tzw. Propozycja nie do odrzucenia 😉 Z drugiej strony niezły rozruch na świeżym powietrzu, posadziłem 12 drzew i kilka krzewów, niby nie dużo, ale plecki trochę bolały 🙂 Na rozluźnienie wieczorem poleżałem 20 minut w zimnej wodzie, ale wróćmy do zawodów.
Dwa pierwsze kilometry co do sekundy według planu, później tempo następnych 3km skoczyło do ok. 4:13/km, zacząłem się zastanawiać kiedy to się na mnie odbije. Dogoniłem kolegę, który wypruł z grupą na 1:29, trochę osłabł więc przez chwilkę biegliśmy razem, tak się zagadaliśmy, że nim się obejrzałem był już 9km, a tempo cały czas w okolicach 4:13. Po kolejnym kilometrze zrobiłem szybką analizę, czułem się w miarę w porządku, połowa dystansu za mną, no cóż trzeba zaryzykować, pomyślałem sobie. Postanowiłem postawić wszystko na jedną kartę, jest szansa złamania 1:30 trzeba tylko resztę dystansu biec poniżej 4:10/km. Jak się nie uda, to czułem, że w najgorszym razie nie powinienem zwolnić bardziej niż do 4:25 więc założone 1:35 powinno pęknąć. Nie mniej jednak w głowie miałem już tylko wizję nowego super wyniku i z tą myślą biegłem przez resztę dystansu. Kolejne 5km zaskoczyło mnie nie bywale, każdy kilometr poniżej 4:10, zacząłem się zastanawiać kiedy braknie paliwa lub uda odmówią posłuszeństwa. Co ciekawe zaczęło mi się robić gorąco, pomimo takiego stroju
Jak na punktach odżywczych zacząłem się polewać wodą, wszyscy zaczęli się na mnie krzywo patrzyć 😉
4km przed metą sukcesywnie zbliżałem się do grupy na 1:29, gdzie tylko się dało chowałem się za osobami aby samotnie nie walczyć z wiatrem. Wbiegając na Błonia, byłem już pewny, że wynik będzie super, kolejny cel będzie zaliczony, nie sądziłem, że stanie się to w tym roku, ale cóż trzeba brać jak życie daje. Już myślałem, że tym razem w miarę spokojnie wbiegnę na metę, bez zbędnej spinki, no ale jak to u mnie włączył się gen rywalizacji. Tuż przede mną zobaczyłem innego triathlonistę, którego widuję na basenie, taki typ z gatunku ja trenuję tri więc patrzcie, podziwiajcie i uciekajcie z drogi (toru) bo ja mam trening 😉 Na starcie ustawił się prawie w pierwszej linii, więc myślałem, że będzie atakował miejsce na podium, a tu proszę dwa kilometry przed metą i jest w moim zasięgu, takiej okazji nie mogłem sobie odpuścić. Na ostatniej prostej, nieco ponad kilometr do mety zrównaliśmy się, już tutaj chciałem mocniej przycisnąć ale uderzenie wiatru było tak duże, że wstrzymałem się z tym jeszcze trochę. Kolega mnie rozpoznał, bo trochę przyspieszył, ale nie zostawałem z tyłu, czekałem na odpowiedni moment do ataku. Jakieś 500 metrów załączyłem „turbo’ i było po sprawie, finiszowałem w tempie 3:25, jakiś wielki sprint to nie jest, ale wystarczyło by wygrać małą rywalizację na koniec oraz złamać 1:29, oficjalny czas 1:28:55 – jest nowa życiówka, poprawiona od zeszłego roku o prawie 9 minut.
Podsumowując wynik o wiele lepszy niż się można było spodziewać, analizując treningi dawałbym sobie nie więcej niż 30% szans na złamanie 1:30, a tu proszę taka niespodzianka. Można powiedzieć, wszystko zagrało, to był „dzień konia’ plus odpowiednia pogoda, wszystkim życzę tylko takich startów w nadchodzącym sezonie tri.
@Human zajączki były co 10 minut, 1:29 później 1:39 itd.
A tak apropos Zajączków to byli co minutę, że się trafił taki na 1:29 🙂 ? No z wyjątkiem tego co zaniemógł na 1:35 😉
@Arek spokojnie nic złego, po prostu najpierw chciałbym zaliczyć inne rzeczy, np. zejść poniżej 40min na 10km. @human też myślałem, że szału nie będzie, ale atmosfera zrobiła swoje, wyciągnąłem więcej niż mogłem. Zresztą podobnie było w Bydgoszczy, też dostałem spida na koniec i poszło. Co do pleców to nie był bym taki pewny, to raczej ja muszę się poprawić aby Cię wyprzedzić @Jarek w moim przypadku to już tylko fantazja została,na wielkie pieniądze raczej szans nie mam 😉
No,no,no ci młodzi to mają fantazję, z której wychodzą potem takie wyniki 😉 Kuba wielkie gratujacje !!!
No brawo, brawo. Ja połówkę biegnę za 2 tyg., ale już widzę, że szału nie będzie 😉 U Ciebie takie postępy w bieganiu to w Wolsztynie oglądam tylko Twoje plecy… p.s. Ale będę walczył :))
,,Pytanie tylko czy chcę? ’ Kuba, przestań, bo zacznę podejrzewać Cię o różne dziwne rzeczy… :-)))
Dzięki wszystkim za miłe słowa. Wynik zacny, ale nadal można go poprawić 😉 Pytanie tylko czy chcę? 😉 Póki co zadowala mnie on i to bardzo, tak samo jak w maratonie więc nie mam ambicji poprawiania go w najbliższym czasie. No może za rok… :-)) @Marku dzięki za rozgrzeszenie, przyrzekam draftować tylko w wodzie i ewentualnie na biegu 😉
Ładne przywitanie wiosny:) Gratulacje!!!
Ojciec D. przyłącza się do gratulacji 🙂 zacny wynik!!!
Brawo Kuba! Gratuluję wyniku i daję rozgrzeszenie za drafting 🙂
Gratulacje. Piękny wynik
Brawo!!!
Brawo!!!
Dla porównania podam, że ja biegłem na średnim HR 157 a 174 max na mecie, także jedna cyfra nam się zgadza;))
bravoo 🙂
@Marcin jak zwykle znalazłeś błąd, fakt podałem tygodniowy. @Łukasz biegłem na średnim tętnie 174 maksymalnie 200
Kuba, jeszcze raz gratki, mega wynik, kosmiczny postęp w dwa lata, będę to powtarzał;))) Łukasz pytał o kilometraż miesięczny a Ty Kuba podałeś raczej tygodniowy, bo gdyby to był miesięczny to byłby rzeczywiście nie porażający… albo porażający inaczej biorąc pod uwagę wynik;)))
Kuba, ale i nie mały ten kilometraż jak na amatora triathlonistę. Mój największy objętościowo tydz przed IM to 67 km. A teraz to wstyd podawać….
Kuba a na jakim średnim tętnie pobiegłeś i jaki masz max ?
@Arek faktycznie to było dla mnie wielkie zaskoczenie, podczas treningów aż tak dobrze to nie wyglądało. Przy takich prędkościach miałem już dość po 12-14km, a tu dało się nawet ciut szybciej. Nadal jestem w szoku, że udało się zrobić taki wynik. @Łukasz średnio wychodziło około 60km, tylko raz zrobiłem 70. Więc nie jest to jakiś porażający kilometraż.
Się kokietuje na 1,35 a tu 1,28 przecież to kurna dwie klasy wyżej. Gratulacje. Przy jakiem kilometrażu miesięcznie?
Kuba, jak Ty prowadzisz sobie pogawędki przy tempie 4.13 to faktycznie to był dzień Konia! Piękny progres… Będziesz mocny w sezonie! Szacun!
Piękne otwarcie sezonu!. Gratuluję, Kuba! 🙂
Beawo Kuba!!!!!!:)