W poprzednim sezonie debiut w sprincie rozbudził apetyt i nie mogłem doczekać się tegorocznych wyzwań. Zakupiłem szosowy rowerek i jeszcze jesienią sporo pokręciłem. Tymczasem w listopadzie, na początku przygotowań dopadła mnie kontuzja – na szczęście dwutygodniowa przerwa w aktywnościach biegowych wsparta solidnie pływaniem – kolejny raz postawiła mnie na nogi i w grudniu zacząłem systematyczne treningi – z mocnym planem startów w kilku imprezach na dystansie 1/4 i olimpijskim. Sezon otworzyłem, jak wielu z nas biegowo – życiówka w półmaratonie warszawskim i Orlen Warsaw Marathonie pokazała, że kierunek jest słuszny. W pracy, po opisaniu moich triplanów – dostałem dofinansowanie do stroju startowego 🙂 Ponieważ jestem niewymiarowy, strój kupiłem po przymiarce w Brodnicy. Producent stroju ogłosił konkurs na największe sportowe wyzwanie z fajnymi nagrodami – napisałem o moich planach zrobienia pełnego dystansu do 45 roku życia (czyli do 2018). W Brodnicy – pierwsze duże zawody – wszystko poszło gładko, trasa rowerowa była dość wymagająca i skupiony na jeździe, nie pomyślałem o piciu – kiedy sobie przypomniałem na biegu – było już za późno – ale dałem radę. W Nieporęcie było już bezbłędnie i kiedy na mecie zobaczyłem wynik poniżej 3h – popłakałem się z radości. W międzyczasie przyszła wiadomość niesamowita – w konkursie wygrałem pakiet startowy na IRONMAN 70.3 w Gdyni. Byłem gotowy mentalnie i fizycznie – objętościowo moje treningi były ustawione pod połówkę i stało się. Początek sierpnia był juz dawno zaplanowany – urlop w Kołobrzegu – co pozwoliło mi się dobrze przygotowaćw zakresie organoleptycznym (słona woda). No i kupiłem wreszcie piankę – nowa jakość w mojej triprzygodzie.
Kilka długich wyjeżdżeń i konsultacje z doświadczonymi kolegami (dzięki Bart) pomogły mi właściwie zaplanować odżywianie, wszystko było dopięte. Kilka dni przed zawodami w Gdyni, podczas szybkiej przejażdżki góralem po kurorcie z krzaków wybiegły dzieci – ostre hamowanie, klasyczny lot i na koniec uderzenie w tył głowy rowerem, ale co nas nie zabije to nas wzmocni – oprócz siniaków i otarć wsio w parjadkie. W Gdyni byłem dzień wcześniej – czuć było wielkie święto triathlonu – kolejka do stref nie dłużyła się ani ani, bo można było pogadać np z redaktorem Dowborem :). Wieczorem pasta party u Rodziny, trochę niespokojna noc – duszno było, rano fajny chłodek, lekki deszczyk i poszło… Wszystkie elementy układanki złożyły się w całość – byłem jak w transie – wszystko zagrało, choć był jeden moment zwątpienia, kiedy wbiegłem po raz pierwszy na Świętojańską do piekarnika, na szczęście trasa zakręcała w stronę morza i powiew wiatru rozciągnął me usta w uśmiechu, który dowiozłem do mety. Sezon zakończyłem olimpijką w Przechlewie, zimne, deszczowe zawody wynagradzał gorący doping i poczucie wypełnienia planu z nawiązką – bez kontuzji, z ogromnym apetytem na kolejne sezony. Po zasłużonym odpoczynku, zaczynam już treningi. W przyszłym roku zaplanowałem po jednym starcie miesięcznie od maja do września – w tym dwie połówki. Życzę wszystkim, aby każdy kolejny sezon przynosił niespodzianki, nie tylko wynikowe, ale tak motywujące jaką dla mnie był IRONMAN 70,3 w Gdyni. I oczywiście, żeby omijały nas kontuzje. Do zobaczenia na zawodach w 2016 – pozdrowienia dla całej społeczności TRI.
Jak Potal wpis poczynil, to i moze ja cos bym skrobnal…..Niezle, Gratuluja i dozobaczenia na TRIasie
Wykuwaj Potal, mieszaj i delektuj się! Powodzenia w realizacji planów.
Ładny sezon, rozsadne plany. Wpis pelny entuzjazmu a ten niezbędny do kontynuaci tridrogi. Tak trzymaj.
Gratuluję, fajny wpis pełen optymizmu i wiary w lepsze jutro. Powodzenia w realizacji celów, nie tylko tych na 2016, ale przede wszystkim ukończenia IM.