Obudziło mnie furkotanie helikoptera. Zanurzony w półśnie próbowałem łączyć wątki. Paparazzi? – ale kogo by tu szukali na tym pustkowiu? Rosjanie przedarli się przez Przesmyk Suwalski ? A może nasze Służby? Każdy wariant miał jakieś uzasadnienie.
Kilka lat temu w ruinach pobliskiej stodoły, którą dostałem w spadku po wujku Pegeerze, Straż Graniczna natrafiła na kryjówkę Tamilów. Przycupneli tam przed dalszą wędrówką na zachód. No i zrobiła się mała, lokalna chryja.
Helikopter odfurkotał a ja połączyłem go z 73 edycja Rajdu Polski.
Po Monte Carlo i Sardynii, w poszukiwaniu jeszcze bardziej prestiżowych i malowniczych terenów kierowcy postanowili pościgać się wokół gospodarstwa braci K. I wszystko byłoby pięknie i sympatycznie, gdyby nie to, że trasa rajdu odcięła mnie od asfaltu. A ja dzień później miałem stanąć na starcie w Lidzbarku.
Po śniadaniu bezalkoholowym potruchtałem do zagrody braci K. Z ławeczki pod poniemieckim kasztanowcem widzieliśmy tumany kurzu, przez które nic nie było widać. Poza tym bracia K. jako dawni, ale już nie praktykujący kłusownicy (co podkreślam z całą mocą na użytek służb wszelakich), mogli podpowiedzieć, jak się wydostać z naszego matecznika.
Bracia K.to typy zmyślne, przedsiębiorcze, życzliwe i innowacyjne. Są niewysychającym źródłem miejscowych anegdot i przypowiastek. Dla ilustracji przytoczę jedną.
Mroźna zima, przed wstąpieniem Polski do UE. W nocy temperatura spadają w okolice -30 Celsjusza. Odwiedzam zagrodę w celach aprowizacyjnych. Ze starszym bratem idę do obory. Wnętrze przytulne, ciepłe i ryczące. Ostatni raz wapnowane przez przedostatniego właściciela, tuż przed ucieczką przed Rosjanami w 1944 roku. Na jednej ze ścian biała, duża plama w kształcie Batmana lub kondora ze złamanym skrzydłem. Pytam, skąd się to wzięło. Dialog cytuję z pamięci, pomijając słowa niecenzuralne.
Starszy brat K.: – „Poidła w nocy zamarzali i kciałem je odmrozić na zasadzie grzałki’
Ja: – ?
Starszy brat K.: – „No wziunem i owinułem zamarzłe rury drutem, podłączyłem do prądu i na zasadzie grzałki lód miał się roztopić’
Ja: – „No i….?’
Starszy brat K. : -„Iiiii, Stasiek (Młodszy z braci K.) wlazł do obory, złapał za rurę i go grzmotło na ścianę. Przeleciał dobre 3 metrów. Dobrze, że miał kufaję. No i dwie krowy prąd zabił’
No, ale kto powiedział, że innowacyjność jest bezpieczna.
Potem weszliśmy do Unii, chociaż nie wszyscy w tym samym momencie. Teraz obora braci K. lśni czystością, jak za Niemca.
Kiedy zadałem wujowi Googlowi pytanie o trasę do Lidzbarka, okazało się, że Lidzbarki są co najmniej dwa. Trochę mnie to bogactwo zaskoczyło. Jeden Welski – drugi Warmiński. I tu jezioro – i tam woda. W tamtym zamek biskupi – a tu patronem jest Św. Wojciech. W końcu wybrałem Leutenburg ponad Heilsberg. Czyli Welski.
Po odebraniu pakietu, a przed odprawą przespacerowałem się do strefy zmian. Spacer uwznioślały rzeźby strategicznie umieszczone w parku. W sposób syntetyczny pokazywały historię i dokonania regionu. Był Jagiełło, Konopnicka i Rybak duszący w swych objęciach leszcza. Uznałem to za dobrą wróżbę.
Na plaży było jeszcze sporo ludzi, choć organizatorzy przezornie ukryli słońce za chmurami dając im znak do odwrotu. Teraz na plaży mieli rządzić triatlonerzy i triatlonerki.
Na molo przygrywał powiększony oktet dęty.
Na mój widok pociągnęli „Szła dzieweczka do laseczka’. Kiedy doszedłem do nich, byli w połowie utworu. Pomyślałem – poczekam i następny utwór nagram od początku. Ale jak często bywa w życiu, drugiej okazji nie było. Pojawił się za to szkwał. Zrywał plażowiczom czapeczki a koce i materace zamieniał w latające dywany.
Nie zdążyłem przed ulewą uciec na odprawę.
Odprawa była poprowadzona w bardzo przyjaznej atmosferze. W powietrzu czuło się duże stężenie entuzjazmu przyprawionego szczyptą niewiedzy. Organizatorzy byli otwarci na sugestie uczestników co do wielu kwestii: godzin startu, otwarcia i zamknięcia strefy zmian, etc. Zmiany były wprowadzane na bieżąco i widoczne na slajdach. Stanowisko usztywniło się jednak, kiedy ktoś zaproponował zwiększenie puli nagród, a ktoś inny oczekiwał honorowego obywatelstwa Lidzbarka dla swojego trenera.
W pakiecie startowym był gustowny ręczniczek anonsowany z dużym wyprzedzeniem na FB. Na specjalne uznanie zasługuje jednak kunsztowna puszka z wodą, której do dziś nie udało mi się otworzyć. Wynalazcy zamknięcia radzę skontaktować się z producentami biustonoszy dla nastolatek. To może w dużym stopniu rozwiązać problem wczesnych, niepożądanych ciąż.
Nocna burza schłodziła powietrze, za to naniosła na trasę rowerową połamanych gałęzi, żwiru i martwe egzemplarze lokalnej fauny. Nieliczni martwili się o integralność swojego układu kostnego, a większa grupa martwiła się o swoje rowery. Zupełnie bezpodstawnie. Organizatorzy ze służbami miejskim wystartowali o 5-tej rano i zrobili dobrą robotę. Można się było ścigać.
Najtrudniejszym etapem zawodów był dystans między T1/T2 a trasami kolarską i biegową. Odcinek naprawdę selektywny, jedynie dla najtwardszych. Dobre ćwierć kilosa, ostro pod górę. Szczególnie wdrapanie się tam z rowerem przysparzało sporo emocji. Niektóre rowery rżały wystraszone jak pod szarżą pod Kircholmem. Ja sprawę rozwiązałem tw ten sposób, że w połowie podbiegu założyłem bazę przejściową. Pogadałem ze znajomym, przegryzłem ofiarowanego mi gofra (info dla zainteresowanych: trochę powideł i cukier puder). I ruszyłem na trasę.
Kilka spostrzeżeń podsumowujących.
Nowy cykl, ciekawa inicjatywa. Bardzo serdeczna atmosfera. Duże zaangażowanie lokalnych władz i biznesu. Polecam szczególnie początkującym. Jedna uwaga dla oficjeli – wyluzujcie trochę. Zostawcie te granatowe marynarki i krawaty w biurach i przyjdźcie w przyszłym roku na sportowo.
Ciekawym elementem było pokonanie dystansu ¼ przez Marka Pałysę z fundacji NEGU z córeczką Alą, która z godnością przyjmowała fanaberie dorosłych. Był to wstęp do pomysłu terapii dzieci niepełnosprawnych. Warto obserwować i wspierać tę ideę.
Wystartowałem na dystansie ¼, ale udało mi się ukończyć połówkę w przyzwoitym czasie 4:44h, o czym świadczy poniższe zdjęcie.
Połowa wywołanych przez Ciebie postaci spotkała się wczoraj w ogrodzie piwnym na Malcie. Tej poznanskiej. Przy Kopytku Łosia. Po butelce na łeb. Ze względu na wiszące nad nami starty Arek wprowadził prohibicję. Był to bardzo smutny wieczór.
A Jakub M będzie kolporterem – oczywiście na rowerze – i to będzie nowy pomysł nr 3 :-). Mam w zanadrzu jeszcze inne wspierające 'naszą’ akcję nazwiska, ale za też nie chcę za dużo osób do podziału z zysków :-).
Marek – nadal jesteś w wyśmienitej formie :-). Czy mogę wydać Twoje felietony w postaci książki? Tytuł będzie mój a treść Twoja. Słowo wstępne napisze Ojciec gdzieOnjest Redaktor , pobłogosławi Pan Papierz , obrazami okrasi Arek C. zwany szybkim, recenzję wystawi dr. Marcin aka Sherlock H., prawami autorskimi zajmie się Tomek K, a czytelników załatwi prof. Arturro. Poszukam jeszcze tłumacza na inne języki. Jedziemy jeździć po Polsce (w sezonie) i Świecie (poza sezonem w Polsce) i promować Książkę wraz z Kopytkiem Łosia :-). Wchodzisz w to? 🙂 🙂 🙂
@Marcinie – parówki, nie pulpety 🙂
Grymas bólu na twarzy, dłonie zaciśnięte w pięść… widać sporo Cię kosztowało te 4.44;) Mogło zabraknąć energii na końcówce. Na śniadaniu brakowało nie tylko napojów ale chyba także pulpetów;)))
Lidia, życie takie długie – będzie jeszcze okazja 🙂
Ominąłeś Warmiński a szkoda… Ominęły Cię wieczory jazzowe,termy warmińskie, jeziora i dobry asfalt :D.
Tomku, niewiele brakowało żebyś napisał, że za 9 miesięcy spodziewana jest niezwykła eksplozja popularności imienia 'Marek’….
Tomuś, dobrze, że nadworny pisarz będzie w Poznaniu… może w swojej relacji poświęci jakiś wersecik naszym skromnym osobą … 🙂 Piotruś, nie ma powodu do zazdrości! Twoje pióro jest równie dobre i bardzo oryginalne. Nie wiem czy nie powinieneś dostać tytuł NadOrginał-a … 🙂
Historie braci K. juz raz slyszalem, morowe chlopaki. Wynik na polowce rewelacja, gdzie mi tam do niego!!!! Zycze powtorzenia w Poznaniu i nie zapomnij wziac sprezarki!!! @AREK nie popadaj w taka euforie, bo bede (jestem) zazdrosny.
Arek- już tam jest o czym. Moja córka spędziła prawie dwa tygodnie w Lizbarku po przetoczeniu się przezeń trifali. Na każdym kroku, a dużo chodzili, napotykali się na wspomnienia mieszkańców w postawnym mężczyźnie który zanim ruszył w trasę, wzruszył wielu swoim zainteresowaniem o historii miasta, życia mieszkańców ich bolączek i radości a nawet dostępności niektórych produktów ( córka coś kojarzyła że chodziło o jakieś pamiątki z łosia). Podobno robił dużo notatek i obiecywał że wykorzysta je w swoich publikacjach.
@ Kuba, pierwszy raz z pojęciem 'maraton’ zetknąłem się na studiach i było to w wyrażeniu 'maratony picia’ @ Arek, spróbuje pociągnąć oba tematy razem jeszcze kilka sezonów …
@Łukasz fakt od razu do regulaminu @Arek zawsze się znajdzie jakiś temat do opisania, to jak z kabaretem, tyle rzeczy się dzieje, że zawsze jest się z czego pośmiać @Marek myślę, że 3 dni to za dużo, jakbyś zrobił 1 góra dwa, to mógłbyś w połówce zejść poniżej 4:30 😉
Marek, rzuć ten triathlon w cholerę i weź się za pisarstwo…. Tak, tylko o czym wtedy byś pisał? 🙂
Panie Redaktorze, 3 ostatnie dni przed startem – pelna abstynencja!
Bezalkoholowe śniadanie? Skandal! Rada dla oficjeli – przyjdźcie na sportowo – bezcenna! To powinno być wysyłane do wszystkich oficjeli, na wszystkich zawodach sportowych! Przepraszam, to powinien być punkt regulaminu zawodów 🙂