Malbork przywitał mnie dość dobrą pogodą, wydawało się, że będą to zawody idealne, niestety było inaczej. Niedziela pochmurna, wietrzna, ale nie za mocno, zresztą tutaj wieje zawsze, dość ciepło. Przed 6 rano, jak wychodziliśmy na rozgrzewkę, termometr wskazywał 17 stopni.
Startowaliśmy w trójkę: ja, Plati i Seba wicior.
Dodatkowo, jak się później na trasie okazało Krzysztof Stasiak, w czwórę reprezentowaliśmy AT na dystansie długim. Oprócz nas stratował też, Mazi, kolega Arka Cicheckiego, kolejny kozak a Aleksandrowa. Kurka co oni ta jedzą, piją lub coś jeszcze innego, ale co jeden to lepszy, Arek vice mistrz Europy, czołowy AG, ten znowu w debiucie łamie 11h, o co kaman? Na ½ IM startował Jarek Świniarski, kolejny mocarz, 5:07 i 1 m-ce w AG. Kurka wygląda na to, że wyniki robi się dopiero po 50, dla mnie ok, mam jeszcze chwilkę 🙂 Był ktoś jeszcze z AT, ale nie zapamiętałem numer, myknał mi tylko na rowerze i raz na biegu. Dogoniłem go na chwilę, na rowerze, by dać reprymendę, bo się nie przywitał z kolegą z drużyny 🙂
Przechodząc już do samych zawodów. Pływanie w Nogacie nie należy do najprzyjemniejszych, czystość rzek w Polsce pozostawia wiele do życzenia. Nie mniej jednak tragedii nie ma, trzeba się trzymać bardziej środka rzeki, wtedy minimalizujemy ryzyko spotkania z nie przyjemnymi wodorostami. Cztery pętle to dobre rozwiązanie, masz przynajmniej czym zająć głowę, możesz liczysz kiedy w końcu wyjdziesz z tego mętnego środowiska.
Dobieg do T1 dłuższy niż 2 lata temu, ale nie ma co się dziwić impreza się rozrosła i strefa „nieco’ większa niż wtedy. Trasa dobrze zabezpieczona, rozwinięte płótna, przy zbiegu wolontariusze ostrzegający przed niebezpiecznym miejscem.
Rower to było największe wyzwanie i nie tylko ze względu na pogodę. Wiatr, deszcz i przeszywające zimno. Jak zwykle to u mnie bywa, musiałem czegoś zapomnieć, tym razem padło na kurtkę. Kupiłem ją specjalnie na takie warunki, ale jej nie zabrałem z domu. Miałem ją w Poznaniu, Wolsztynie i oczywiście zapomniałem na start gdzie było największe prawdopodobieństwo, że się przyda, na szczęście miałem rękawki. Trzecie i czwarte kółko to już było apogeum, deszcz ciągle padał gdy się doda do tego wiatr i prędkość z jaką się jedzie, otrzymujemy wynik- przenikliwe zimno, stopy i ręce zgrabiały, zaczynałem mieć gęsią skórkę trzeba było działać. O gorącej herbacie lub jakimś posiłku można było zapomnieć, kurtki nie miałem trzeba było zacząć kombinować. Zawsze jak wpadam na metę i trzęsę się z zimna, medycy mówią o trzech rzeczach: zmienić ubiór na suchy, zjeść lub wypić coś ciepłego i wziąć ciepłą kąpiel. Dwie pierwsze od razu wykluczyłem została kąpiel, ale jak tu coś takiego zorganizować jadąc na rowerze? Eureka trzeba po prostu nasikać sobie na nogi. Mało to estetyczne, ale co tam ważne, że pomogło, dodatkowo nie musiałem się zatrzymywać. Raz w jedną nogawkę, raz w drugą i od razu lepiej, przyjemne ciepło które dotarło aż do stóp. Uda i łydki się rozluźniły, przez dłuższy czas nie czułem już zimna, no może po za dłońmi, nie odważyłem się aby w ten sposób i je rozgrzać.
Główne założenia sportowe, na tą część zawodów, to nie dać się nikomu podpuścić oraz pilnować żywienia i nawadniania. Skromnie powiem, udało się 🙂 Tym razem zamiast naleśnika, była bułka z pasztetem oraz bułeczki maślane z masłem orzechowym. W sumie zjadłem jedną bułkę, na 100km, jak już byłem porządnie zmarznięty, okazała się dodatkowym „rozgrzewaczem’. Dodatkowo 2 bułeczki, 2 batony energetyczne i dwa ze sprasowanych rodzynek z bananem. Co 10-15min popijałem różne płyny : izo, izo własnej roboty, elektrolity, cola i woda z rozpuszczonymi żelami.
Etap biegowy rozpoczynałem pełny nadziei, co widać na zdjęciu poniżej, nie mogłem się doczekać aby się przekonać czy wprowadzone zmiany przyniosą rezultaty.
Początek jak zwykle za mocno, ale to u mnie normalka 2-3km muszę się przestawić na tryb biegowy. Później zaczynam próbę utrzymania zakładanej prędkości. Zazwyczaj kończy się to nie powodzeniem, bo albo schrzanię odżywianie na rowerze, albo za mocno pojadę i po prostu brak energii. Tutaj miało być inaczej i faktycznie było, choć nadal daleko od mojego celu. Kręciłem się w okolicach 6:10-:6:20 i czekałem na rozwój wydarzeń, punktem granicznym jest 15-25km, mam kryzysy i zaczynam marszobieg. Tu było ok cały czas biegłem, wolniej, szybciej ale do przodu. Na początku pierwszej pętli poczułem, że mogą mnie dopaść skurcze w łydki, wypiłem magnez, miałem tylko jedną fiolkę, no ale od czego jest support. Jak zwykle w Malborku była to żona Platiego + tym razem, jej koleżanka i córka. Szybko zorganizowały następną, dodatkowo miały pizzę, red bulla i inne rzeczy. W okolicach mety dopingował Arek z małżonką, tu oprócz zagrzewania do walki dostałem ciepłą herbatę, co przy takich warunkach pogodowych było naprawdę kojące. Kończąc trzecie kółko postanowiłem, że zawalczę o oficjalną życiówkę, bo ta z Poznania, nawet po doliczeniu czasu za pływanie, dla mnie się nie liczy. Zacząłem delikatnie przyspieszać, pod koniec okrążenia łyk red bulla, później herbatka od Arka i kontrola czasu na zegarze przy mecie. Żeby to zrobić średnia musiała być po 6min/km. I tak mniej więcej było, na koniec tego kółka wypiłem resztę red bulla u dziewczyn i „pognałem’ po swoje. Nie zważając już na nikogo i na nic, zamknąłem się w swoim świecie, skupiłem się na zadaniu. Biegłem nawet poniżej 5:30, chciałem jak najszybciej to skończyć i się położyć.
Na metę wbiegłem po 11:52:47, poprawiając czas biegu o prawie 15min. i pływania o ponad 2. Jak zwykle słabo wyglądałem, trząsłem się z zimna i ciężko się było samemu ruszać, ale tu z pomocą przyszedł Jarek i jego rodzina. Załatwił masaż, ciepły makaron i odebrał moją bluzę, doceniam takie, niby drobne, gesty naprawdę. Ostatnio podziwiałem Kuźnię, ale u nas nie jest najgorzej. Może nie widać wsystkich jako jedna wielką grupę z AT, ale równie mocno możemy na sobie polegać podczas zawodów.
Co do organizacji to bardziej szczegółowo wypowiem się na ten temat w innym wpisie.
@Andrzej dzięki. Tu logistyka była bardzo potrzebna, na zawody pierwszy raz jechałem pociągiem i chyba ostatni. Co do odpoczynku to nie wiem czy długo wytrzymam… 😉
Czyli sie udalo- gratuluje wyniokow ale tez logistyki, same zawody wymagaja sporo organizacji, jesli dodac do tego treningi… Cel osiagniety teraz czas na zasluzony odpoczynek, bedzie pewnie ciezko teraz zwolnic do zera bo to uzaleznia ale mysle ze z czystym sumieniem mozesz przez jakis czas zasluzenie nie robic nic :).
@human tez mam takie odczucie ze jakbym się skupił na jednym starcie to mógłbym wykręcić lepszy czas. Póki co mam inne plany, po za tym musze się wzmocnić i wtedy wrócę żeby zaatakować 11h. To jest moj główny cel na IM po osiągnięciu którego powiem ze jestem spełniony na tym dystansie
Gratki Kuba za życiówkę !!! Tak jak wcześniej pisałem, w przyszłym roku zrobisz jednego to życiówka będzie o niebo lepsza. Tylko……..nie wiem czy Ci o to chodzi… ;-))
Do wszelkiej pomocy polecamy się na przyszłość 🙂 no i gratulacje – 3 IM w jednym roku – szacun!
@Piotr nie w tym roku, ale planuję zrobić taki challange 😉
Brawo i jescze raz brawo! Tak miedzy nami mowiac, widac w trzecim starcie duzy progres, zaryzykowalbym czwarty, Na Rugie pewnie nie zdazysz, ale Majorka albo Barcelona……pomysl -:))))
a z kolegą @Maciejem, to chyba nawet coś rozmawiałem na trasie biegowej…:)
Maciej spoko, strój mam według własnego projektu i szczególnie na rowerze, w ferworze walki, trudno rozpoznać i dostrzec czy tam jest AT czy nie. O wiele łatwiej wyłapać jak ktoś startuje w naszym oryginalnym trykocie. Do zobaczenia w przyszłym sezonie.
Kuba, GRATULACJE! nie było lekko, pomimo płaskiej jak stół trasy, szczególnie deszcz dał mocno w kość – tym większy szacun! to ja otrzymałem należną reprymendę na rowerze ;). No ale jak się nie startuje w stroju 'służbowym’ to nie dziw się, że Cię nie poznałem!! 🙂 kolejnym razem koniecznie piątka na mecie! do zobaczenia w kolejnym sezonie!
@Sebastian – zwracam honor oczywiście. Miałem na myśli 2 ostatnie IM Kuby, które miały miejsce w b.małym odstępie czasowym ale faktycznie, zawody w Poznaniu były raptem 1,5 miesiąca temu. Konstatacja jednak się nie zmienia – SZOK (drukowanymi tym razem) @Kuba – trzymam za słowo i czekam zatem na Twoją opinię wzg. pełnego dystansu w PL i nie tylko.
Sebastian dzięki. Byle nie Capem. Mułem mogę śmierdzieć tym bardziej że to współgra z dystansem IM 🙂
Poprawie swoich przedmówców bo wkradł się jakiś błąd, Jakub zrobił 3 IM – Poznań, Wolsztyn i Malbork @Tomasz woda w Nogacie nie jest zła, śmierdzi trochę mułem jak się wchodzi do wody bo wchodząc wzburzamy wode ale dalej jest już ok, ja pływałem w Nogacie już dwa razy i żyje, znam gorsze zbiorniki wodne.
Gratuluję! W tak krótkim czasie 2 IM, no szacun! Widać, że lubisz jak jest ciężko;) Teraz odpoczynek czy może jakiś maraton na horyzoncie widać?
@Arek według mnie to jest jakaś metoda, dlatego zdecydowałem się na ten krok, ale chyba nie polecam 😉 @Tomek, Marcin jak możecie chwilkę poczekać to wydam, swoją autorską, rekomendację na temat IM w Polsce, w następnym wpisie.
Kuba gratulując Ci wyniku oraz podziwiając hart Twojego ciała (2 IM w takim odstępie… – szok) a zarazem żałując, że nie było Cię na businnes run w Krk 😉 chciałem Cię (choć innych też proszę o poradę) zapytać o zawody, które Ty, bazując na swoim doświadczeniu, byś polecił. Czy ukończenie pełnego dystansu daję już taką frajdę, że nie trzeba szukać imprez w świecie ze znaczkiem IM czy jednak może Frankfurt jest Twoim najcenniejszym startem? Jakie jest Twoje zdanie, jakie masz odczucia?
efektowne zakończenie sezonu tri Kuba, jeszcze raz gratki 😀 Tomasz mi tam przejrzystość i czystość wody nie przeszkadzała, ale w przeciwieństwie do kolegów nie miałem przyciemnianych okularków :DDDD, coś tam napiszę jak pozbieram 😉
Kuba co wy żeście tam w siebie wleli przed startem? Oczy jakieś błyszczące. Miny dość zagadkowe. Poza tym wszędzie trąbią że alkohol tylko na krótka metę rozgrzewa. Nie dziw że gęsia skórka, dygot i tak dalej. Gratulacje i dodatkowe punkty z hardcorowe nutrition. Czuję w tym rękę albo rzekłbym raczej kopytko Nadblogera 🙂 Ps Zmartwiłeś mnie tym Nogatem. Nastawiałem się na Wolsztyn w 2017 ale po Twoim wpisie stwierdziłem że nie dam się zrobić w kajak i pojadę do Malborka. Ale może nie jest aż tak źle? Kto zaczerpnął z Piaseczyńskiego zdroju pewnie z Nogatem sobie też poradzi. Chyba że to Wasze zdjęcie to właśnie efekt przebywania w tej rzece a wtedy to już nie przelewki bo nasycenie organizmu metalami ciężkimi trudno się ot tak eliminuje. Chyba Plati startuje cyklicznie w Malborku i jakiś taki coraz bardziej zdawkowy w swoich wypowiedziach 🙂
Kuba, u nas nie ma miękkiej gry… 🙂 Mazi, to coś więcej niż kolega, jesteśmy przyjaciółmi. Wspólne wyjazdy, treningi… Chłop od długich latach startuje namiętnie w MTB i systematycznie staje na pudle. Treningi rowerowe z nim są zawsze wielkim wyzwaniem, wręcz bolą. Czasami rewanżuje mu się biegowymi… 🙂 Co do Twojej osoby… może w tym szaleństwie jest jakaś metoda… 🙂 Gratuluje życiówki!
Pięknie 🙂 jeszcze raz gratulacje!!! 🙂 P.S. ja aż tak nie zmarzłem 😉
Ogromny sukces!!! Gratuluje. Mysle,ze teraz powinienes solidnie odpoczac:)