Kilka posiłków bogatych w tłuszcze i cukry oraz drzemka w saunie zrobiły swoje. Pamięć wróciła jak weksel. Dużą pomocą okazały się okolicznościowe fotki pojawiające się zewsząd. Na kilku z nich rozpoznałem siebie.
Sala w kształcie prostokąta kwadratowego była pełna mistrzów Europy i potencjalnych mistrzów świata różnych kategorii wagowych i wiekowych. Do tego piękne kobiety towarzyszące. Sponsorzy, animatorzy ruchów sportowych oraz znajomi ochroniarzy, którzy weszli na krzywy ryj.
Oczekiwanie na część oficjalną nie podnosiło mi tętna. Kilka lat temu, szukając oszczędności oraz chroniąc prowadzących przed ewentualnymi pomyłkami wynikającymi ze zmian laureatów, organizatorzy zamówili większą liczbę takich samych statuetek. Nie było dla mnie więc zaskoczeniem, że zwycięzcy byli ci sami, co w roku ubiegłym. I tak będzie prawdopodobnie przez najbliższą dekadę.
Dużo bardziej intrygowała mnie zapowiedziana część artystyczna. Wystąpić bowiem miał Bryan Adams. Ten legendarny kanadyjski gitarzysta, od lat 80-tych wzrusza kobiety na wszystkich kontynentach swoją cherubinkowata urodą, oryginalnym głosem i wegańską dietą. Chciałem skonfrontować legendę z rzeczywistością.
Okazało się, że w pośpiechu źle odczytałem treść zaproszenia. Zamiast szczupłego, kanadyjskiego blondynka pojawił się kipiący energią, muskularny Szkot o nazwisku Brian Allan. Żeby przykuć uwagę kobiet, Brajanek (bo tak o sobie mówił w łamanej polszczyźnie) ubrany był w kraciastą spódnicę zwaną kiltem. Po sali poszedł szmer, że bieliznę zostawił w Glasgow.
Szkoci to w ogóle fascynujący naród. Gdy w XIV wieku w Anglii wybuchła epidemia dżumy, Szkoci napadli na Anglików. Liczyli, że osłabieni chorobą nie będą w stanie skutecznie się bronić. Zamiast złomotać Anglików Szkoci zawlekli dżumę do siebie. A ta wybiła połowę populacji. Protoplaści Brajanka przeżyli, co świadczy o sile genów i odporności na dżumę.
Ale zanim scena została oddana w krótkotrwałą dzierżawę Brajankowi, przemówił główny organizator. Przedstawił się jako Redaktor Naczelny Business Insidera, Ojciec Dyrektor Akademii Triathlonu, Prowadzący „Na Czasie’ oraz Łukasz Grass, mąż opatrznościowy żony Anny. Trójca Święta spłonęła ze wstydu, że jej tak mało.
Szkot Brajanek, aby uniknąć dwuznaczności politycznych, nie miał ze sobą tradycyjnego instrumentu narodowego. Powiedział, że dudy, szczególnie w liczbie pojedynczej, są przereklamowane i do bani. Wydają dźwięk nieczysty i nie trzymają tonacji. Zaproponował gitarę. Sala przyjęła propozycję z ulgą.
Multimedialna część artystyczna rozpoczęła się projekcją filmową. Film zapowiedziany przez Brajanka, wzruszył prawie wszystkich. Dotyczył zmagań triathlonowych. Morał był taki, że jeśli chcesz odnieść sukces, to weź ze sobą kogoś z rodziny, kto na ostatnich metrach dramatycznie zasłabnie. Wskazane są umiejętności w zakresie gry mięśniami twarzy, wywracanie oczami oraz zataczanie się. Teraz nie dziwi popularność tego sportu wśród aktorów.
Potem Brajanek śpiewał. I to nieźle. A nawet bardzo dobrze. Rozochocony pozytywnym przyjęciem publiczności, chcąc dostać kilka dodatkowych lajków, zadeklarował, że w przyszłym roku też wystartuje w triathlonie. Stwierdził, że …’moja dupa jest bardzo sensytywna’ i obawia się twardych siodełek rowerowych. Obawa jest wzajemna. Związek Siodełek Rowerowych z siedzibą w Siedlcach wystosował pismo, w którym żąda wprowadzenia obowiązkowej bielizny dla Szkotów.
Co do etapu biegowego, to Brajanek nie ma żadnych problemów, bo przecież kiecka w szkocką kratę jest zrobiona z tartanu.
O etapie pływackim, gwiazda wieczoru odpowiedziała, że w poszukiwaniu Nessie przepłynąła jezioro Loch Ness, a ma ono niebagatelne 37 km. Zapytany, czy spotkał legendarną Nessie, odpowiedział rumieniąc się, że tak, ale są to bolesne wspomnienia i nie chce do nich wracać.
Nową postacią wśród laureatów był Michał Podsiadłowski. Jego wystąpienie zrobiło przygnębiające wrażenie na zebranych. Poproszony przez Prowadzącego, aby wymienił kilka swoich najlepszych osiągnięć na różnych dystansach, zrobił to. Po każdej kolejnej informacji (najlepszy czas maratonu, półmaratonu, pół-ironmana, cały dystans, rower, pływanie, skok o tyczce, żużel, bojery oraz dyscyplina dodatkowa) po sali przebiegały komentarze plasujące się pomiędzy: -„ja pierd……’ i „o qrva’ !!
Tenże amator niewysokiego wzrostu i oszczędnej fryzury oświadczył, że trenuje dwa razy więcej tygodniowo, niż zawodowa atletka Jeżyk, która też została laureatką.
Laureat Podsiadłowski zapytany o wymierne korzyści ze startu na Hawajach, odpowiedział, że urodziło mu się dziecko będące efektem bezsennych nocy po powrocie. Z tego względu, chcieli nadać mu imię Jet Lag albo Kona, ale rodzina się nie zgodziła.
Na pocieszenie informuję, że osobliwy styl biegania laureata Podsiadłowskiego, można było również rozpoznać w jego kroku tanecznym.
Zostaliśmy też poinformowani o sformowaniu się nowej grupy zawodowej. Lekarzem grupy jest specjalista w randze profesora, co świadczy o wysokich aspiracjach grupy. Zakończono już pierwsze zgrupowanie, na którym wszyscy powołani przeszli test trzeźwości. Rokuje to bardzo dobrze na przyszłość. Trzymamy kciuki za następne testy.
Trudno jest wymienić wszystkich przybyłych więc ograniczę się do tych, którym jestem/lub byłem winny pieniądze, oraz tych, którzy są mi winni pieniądze. Oraz tych, których pamiętam.
W tej ostatniej grupie jest legendarny Mkon. Niestety, nadal ma problemy z odróżnieniem nogi lewej od prawej. Tyle razy mu tłumaczyłem, że noga lewa to ta, która ma duży palec po prawej stronie. I odwrotnie. Na razie problem rozwiązał nosząc buty różnych kolorów.
Najbardziej wysportowany stroiciel fortepianów Marek M. od dłuższego czasu chwali się zdjęciami swojej malutkiej córeczki. Ma ona być dowodem na jego żywotność i formę. Chciałem pogratulować, ale jego własna żona zdemaskowała kawalarza. Powiedział, że promowana na FB dziewczynka jest wnuczką a nie córką, a wkład Marka ocenia na nie więcej niż 25%.
Potem zeszliśmy do podziemi.
Tam natknąłem się na mojego prawie rówieśnika. Jarek S. przyjechał z Gdyni w towarzystwie atrakcyjnej kobiety. Tym razem blondynki. Konsekwentnie przedstawia te kobiety jako swoje żony. Strategia ta wydaje mi się być coraz bardziej niebezpieczna, biorąc pod uwagę internet i liczbę wykonanych fotek.
Pojawił się też wątek Płocka, mojego rodzinnego miasta. Dziennikarz sportowy Kamil „Cwany Gapa’ Gapiński, z uporem godnym lepszej sprawy utrzymywał, że muszę znać jego mamusię. Wszyscy troje kończyliśmy ten sam ogólniak, chociaż w różnych epokach historycznych. Od tego czasu upadły imperia, wynaleziono smartphony i schabowe z tofu. Poza tym Szanowna Mamusia jest dużo młodsza. Widząc jednak łzy w jego oczach kiedy opisywał mamę, jako drobniutką blondyneczkę z kucykami, ubraną w granatowy mundurek, przyznałem, że chyba ją pamiętam i kilka razy pomagałem jej nieść tornister. Trzeba było zobaczyć wyraz szczęścia na jego twarzy.
Gapiński, kiedy się dowiedział, że znałem jego mamę i Grass szalejący z radości, kiedy przyznałem, że jego mamy nie znam
Dopełnieniem Dyptyku Płockiego było spotkanie z Łukaszem Kalaszczyńskim i jego seksowna żoną. Dla odmiany, ojca naszego Champa pamiętam bardzo dobrze. Nie wszystkie nasze wspólne przeżycia niestety, nadają się do publicznego przytoczenia. Prawdę powiedziawszy, to prawie żadne. A były ekscytujące i nadawały sens naszej cmurnej młodości. Po wzajemnej prezentacji, moja małżonka (Sponsor i Kierownik Ekipy) popatrzyła na Łukasza i powiedziała: -…’ Hm, jesteś nawet przystojniejszy niż twój ojciec’…
Żona widziała Jarosława K. dawno temu, kilka razy i to w półmrokach klubów dyskotekowych. Każdy, kto znał płockie dyskoteki końca lat siedemdziesiątych wie, że nie były dobrym miejscem dla przeprowadzenia obiektywnych ocen. Nie mniej wysoka ocena atrakcyjności Jarosława K. była powszechnie znana w całym mieście. A syn jest jeszcze wyższy.
Na parkiecie brylował RunEat. Wykonywał dynamiczne wygibasy i rytmiczne podskoki. Podobno ma rozszerzyć zakres bloga na RunEat & Dance. Następnym krokiem będzie RunEatDance & Fashion.
Tuż przed północą, jak przystało na Kopciuszka, musiałem się ewakuować. Trudno było się wyrwać się z objęć Prowadzącego, który siłą trzymał mnie przy barze, a Adam G. zamawiał kolejne drinki kierując się kolorami.
Na zewnątrz Chris już drugą godzinę siedział w vanie i non-stop naciskał klakson. Przed północą musiał oddać czapkę do rekwizytorni, a ja pantofelki. Musiał też zacząć się pakować. Pierwsze zawody bowiem ma na Nowej Zelandii już w marcu, ale chce tam pojechać kilka miesięcy wcześniej. Chce sprawdzić jak wygląda trasa kolarska. Podobno po ostatnich trzęsieniach ziemi mocno się pofałdowała.
Z perspektywy wieczór uważam za więcej niż udany, a Galę za najlepszą w jakiej uczestniczyłem.
Tradycyjnie super relacja i super dawka humoru za co wielkie dzieki :). Tak sobie mysle ze ze wieczor moglby sie inaczej potoczyc gdyby jednak bracia Brownlee dotarli- ludzie pewnie mniej by sie oszczedzali wiedzac ze na sali jest ktos kto potrafi bezwladne cialo kilkaset metrow do taksowki zaniesc, ale wtedy mogloby byc trudniej o powroty pamieci :).
Bawcie się bawcie, Wasz czas jest policzony. Już niedługo i do Triathlonu zawita dobra zmiana. Wypasione orgi będą musiały każdemu kto się zapisze na zawody dać 500 złotych (no może trzeba się będzie zapisać na co najmniej dwie imprezy). Dziwadła w spódnicach w kratę się deportuje. Sędziowie na zawodach nie będą dopuszczani na trasę przejazdu 'naszych’ narodowych zawodników a transmisje i relacje z zawodów będą zastrzeżone dla tych mediów które nie uprawiają dezinformacji. Zresztą jak wynika z właściwych wyliczeń na zawodach triathlonowych typu Gdynia z reguły nie startuje więcej niż 50 osób. Dla takiej garstki nie będzie się zamykać ulic i robić całego tego zamieszania.
Piotrze, pytałem Brajanka w interesującej Cie kwestii. Z tego co pamięta to bielizna została w depozycie u Nessie
@Marek, nie śmiałem się pytać o nr tel pod Twoim bokiem 😉 @ Piotr, ad.3 tu chyba Nadbloger jest najbardziej kompetentny 😉 i nie musi mnie kryć 😉 jest za mną moc pomroczności jasnej :-)))
z niecierpliwoscia czekam na Prequel i oczywiscie Midquel!! po za tym wyjasnione musza zostac nastepujace kwestie: 1. Czy Brajanek zostawil bielizne w Glassgow, czy moze jednak zdarto mu ja w podziemiach? 2. co dokladnie oznacza zdanie: amator niewysokiego wzrostu i oszczędnej fryzury 3. ile zon ma Jarek.S.
Jarek – zapytaj. Przecież się już znacie 🙂
Marek , mnie usprawiedliwia pomroczność jasna dość popularna w moim regionie 😉 i nie zawsze ogarniam swoje najbliższe otoczenie, ale nie wiem co sądzi Twoja Atrakcyjna Żona na temat Twojej spostrzegawczości dotyczącej innych kobiet :-)))
Opowiem ze szczegółami kiedy się spotkamy 🙂
Nigdy się nie nauczę żeby nie pić kawy podczas czytania Twojego bloga! Bryznąłem na biurko …!!! 🙂 Żałuję, że nie byłem!
@Grzegorz – pozdrawiam 🙂 @ Łukasz – trochę mnie martwi tak silna reprezentacja stolicy na mojej ukochanej Suwalszczyźnie bez odpowiedniego nadzoru. Nie wiem, czy Wojtek to wszystko ogarnia. Zaraz zjem wysokokaloryczne śniadanko i ruszam w Wasza stronę!
No i co ja moge napisać?! 😉 siedzę sobie u Wojtka Masalskiego na Suwalszczyźnie, nad jeziorem Serwy, czytam Nadblogera i płaczę ze śmiechu! Za rok naleję Nadblogerowi więcej wina… widzę pewną zależność – jakość felietonów rośnie wraz z ilością napitku 😉 Meisterstück! Non multa, sed multum.
Jak zwykle tekst z kategorii 'power play’… Myślę, że Nadbloger powinien wydać książkę ze swoimi opowieściami 🙂 W 'światku’ tri to byłby bestseller 😀
Dzięki, Bogi 🙂
Po wpisie można poznać Kto był Twoim dłużnikiem, a Kto wierzycielem ;-). Sequel dorównał dziełu pierwotnemu :-).