Nareszcie sezon 2017 rozpoczęty! Jak dla mnie. W tym roku nieco później niż zwykle i niestety nie od półmaratonu w Krakowie, tylko w Dąbrowie Górniczej. Jak to ja, musiałem coś pomieszać z datami i dwa tygodnie przed startem uświadomiłem sobie, że muszę być gdzie indziej niż w Krakowie więc trzeba było zmienić tradycję i szukać innego biegu niż Marzanna. Dodatkowym utrudnieniem było, aby znaleźć coś nie daleko domu i jak najbardziej zbliżonego do pierwotnej daty, czyli 19.03. Nie chciałem aby wykonane przygotowania poszły na marne, start w wiosennym półmaratonie jest dla mnie cenną wskazówką i podsumowaniem zimowych „męczarni’. Dodatkowo 30.04 będę robił za zająca podczas maratonu w Krakowie, a dwa dni wcześniej mam w planie atak na życiówkę na 10km. Padło na Półmaraton Dąbrowski, choć patrząc na to teraz mogłem wybrać inny bieg, bliżej Krakowa i do tego, z teoretycznie bardziej zbliżoną trasą do Marzanny, ale nie uprzedzajmy wydarzeń.
Pierwszy sukces to to, że udało się namówić kolejną osobę aby zmierzyła się z tym dystansem. Rośnie nam w firmie naprawdę spora grupa osób biegających. Fajnie jest w jakiś tam sposób pomagać kolejnym osobom aby przełamały swoje słabości i zaczęły bardziej aktywnie żyć. Później przyglądać się jak same stawiają już sobie coraz to większe cele, ale nie o tym miało być 🙂
Po zmianie terminu tylko jedna rzecz mnie frapowała przed startem – pogoda. Na Marzannie pogoda zawsze jest dobra, przynajmniej dla mnie, chłodno 2-6 stopni, zero słońca, jeszcze przed przesileniem wiosennym, idealnie. Tu mogło być różnie. Na szczęście nie było najgorzej, lekkie słońce, słaby wiatr, wyczuwalny mocniej tylko gdy biegliśmy koło jeziora, czyli przez połowę trasy 😛 , coś około 14 stopni.
Plan był dość prosty, do 10km biec z balonikiem na 1.30 później przyspieszyć o jakieś 6-7s/km, a ostatnie 2-3km rura ile fabryka dała, a raczej ile zostało pary w kotle. Dałoby to minimalnie ten sam czas to w zeszłym roku, opcja optymalna zakładała 4.10/km przez cały dystans, wszystko poniżej byłoby sukcesem.
Na starcie okazało się, że trzeba zmienić założenia, wysypał się pacemaker i nie było osoby prowadzącej. W grupie miało być łatwiej przebiec ten wietrzny odcinek, na szybko szukałem jakiś osób którzy celują w 1.30. Po 1km udało się namierzyć 5-6 osób tempo oscylowało w granicach 4.13 – 4.15/km więc w zasadzie zgodnie z planem. Po 11km oderwałem się od tej grupy wraz z jednym gościem, który ewidentnie miał zakusy na ciut szybsze biegania, co było mi na rękę 😉 Do 17km wszystko szło jak w szwajcarskim zegarku, aż tu nagle okazało się, że trasa nie jest tak płaska jak mi się wydawało. O ile wiaduktu jeszcze się spodziewałem, o tyle dalej było tylko gorzej. Zamiast po 18km zacząć jeszcze bardziej przyspieszać, a po 19km zamknąć oczy i biec już z kosmicznymi prędkościami, okazało się, że walczę z podbiegami i ostrymi zakrętami o utrzymanie zakładanej prędkości. W zasadzie już nie patrzyłem na zegarek tylko cisnąłem ile się da, z tymże w moim odczuciu wlokłem się jak ślimak, głowa chciała, tylko nie miało to przełożenia na mięśnie nóg. Przed sobą widziałem gościa w stroju tri, co podziałało na mnie jak płachta na byka, więc wyprzedziłem go, tyle że na ostatnim podbiegu, w duszy mówiłem sobie, że chyb za wcześnie to zrobiłem i jednak przegram, wydawało mi się iż stoję. Nie wiedziałem ile jeszcze do końca, umysł nie pracował tak jak powinien , bo przecież widziałem już halę przy której była meta, zresztą na zdjęciu widać, że nie było ze mną najlepiej
Podsumowując, w sumie powinienem być zadowolony, zrobiłem to co zaplanowałem, idealnie 4.10/km, tyle, że po cichu liczyłem na ten końcowy zryw i urwanie jakieś minuty z końcowego wyniku. Nawet na tej trasie byłbym chyba w stanie pobiec lepiej, wiedząc jak wygląda końcówka można było bardziej zaryzykować na początku, ale cóż kolejna lekcja zaliczona.
PS.
Dajmond szacun za wynik z Sobótki, trasę miałeś bardziej pofałdowaną, a zrobiłeś jeszcze lepszy wynik, Kraków będzie Twój!
Brawo Kuba, czas rewelacyjny!
Kuba,noga,jak noga-trzeba zwyczajnie wyjść ze strefy własnego komfortu i Ty widze chłopie też to robisz-bedzie mocno w sezonie bez dwóch zdań!
brawo!
@Jarek tego się najbardziej obawiam 🙂
Kuba, jeszcze Ci podniesiemy trochę przyszłą poprzeczkę 😉
@Seba dwa lata temu dla mnie to też był kosmos, uwierz w siebie @Jakrek a nie powiedziałbym że bez umierania, a mnie się w marzy aby być w takiej formie jak Wy (@arek @marek @profesorre) w Waszym wieku 😉 @dajmon to co można powiedzieć o Twojej nodze 🙂 @andrzej Twoje wyzwania są bardziej wymagające ale też przyjemniejsze. Co do dychy to pewnie napiszę jak poszło 😉
Brawo Kuba-jest MOC! Najlepsze jest to ze zarazasz ludzi z pracy, na pewno kiedys Ci podziekuja. U mnie narazie strefa zmian to plastikowa mata, chusteczki i pieluchy wiec raczej zyciowek narazie nie bedzie, dlatego tym lepiej moc chociaz poczytac o sukcesach innych :). Powodzenia z ta dycha, dawaj znac jak poszlo.
Szacun!
Widze Kuba,ze noga jest na sezon juz,a to dopiero kwiecień!;-) mój plan zakłada 300km biegania w kwietniu,co ma dać jeszcze lepsza adaptacje biegowa moim nogom pod maraton. Sie zobaczy,co wyjdzie z tych kilometrów ;-)mam nadzieje,ze Twoja reszta sezonu bedzie równie udana, co start w Dabrowie i do zobaczenia u Wawelskiego Smoka za niecałe 3 tygodnie!
Kuba! Struś – byczek! 🙂 Szacun!
Brawo Kuba!!
Kuba wielkie gratki !!! Zrealizować wymagający plan, bez umierania, to duża satysfakcja. Troche mi szkoda, że łamanie 1:30 już nawet w marzeniach mi się nie mieści……
Jakub ciągle mnie zadziwiasz 🙂 jestem pod wrażeniem wyniku i Twojego zacięcia 🙂 dla mnie wynik kosmos 🙂