Sportowy weekend….

   Jak już pisałem, ten rok ma być głównie biegowy, myśląc o tri, ten element muszę poprawić. Głównie chodzi o wzmocnienie, siłę biegową oraz poprawę sfery mentalnej, czyli potocznie mówiąc głowy. Dlatego też, startem AA ma być bieganie w Krynicy, kolejnym etapem przygotowującym mnie do tego były dwa weekendowe starty, czyli mocne 10km w piątek wieczorem oraz „zającowanie’ na maratonie w niedzielę.

Zacznijmy od tego, że mogłem przećwiczyć zdolności logistyczne ponieważ w środę wyjechałem z Krakowa i miałem tam wrócić bezpośrednio na bieg w piątek. Tak prezentował się mój bagażnik:

 

baganik

 

   W środę, już po trasie, trening na basenie w Sosnowcu, popołudniu sauna w Pabianicach. Następne dwa dni, szkolenie w Radomsku, koniec w piątek około 16 i walka z czasem aby pomimo korków, długi weekend, zdążyć wrócić do Krakowa odebrać pakiet i od razu naszykować się na walkę.  Trasa po wioskach i tak, według googla, była o 40min. szybsza niż „gierkówką’ + A4. Na stadion zajechałem o 19, start o 21, więc spokojnie miałem czas aby odebrać pakiety, ciut odsapnąć po jeździe za kółkiem, oraz dowiedzieć się, iż z powodu trzydniowych opadów trasa została zmieniona. Zamiast normalnego biegu do miasta i z powrotem, były trzy okrążenia wokół Błoni. Biorąc po uwagę, że startowało blisko 2000 osób, perspektywa bicia życiówki w takich warunkach nie napawała optymizmem 🙁 Dokładając do tego pogodę, ciągły, ulewny deszcz i temperatura nieco ponad 4 stopnie, zacząłem się zastanawiać czy jest sens startować. Nie mniej jednak cel nadrzędny, który mi przyświeca, przeważył aby pobiec najmocniej jak mogę, tak by „skatować’ nogi przed maratonem. Nie było wydzielonych stref więc ustawiłem się jak najbliżej startu, aby zminimalizować ilość wyprzedzanych. Dwa kółka biegło się super, bez ścisku, w okolicach 4.02-03/km, ciut za mocno, bo powoli musiałem już walczyć z głową, aby nie zwolnić. Jak zacząłem wyprzedzać coraz więcej ludzi powinno mnie to motywować, a tu wręcz odwrotnie, slalom jak między tyczkami, który okropnie wybijał z rytmu, do tego wszystkiego zegarek dobitnie mnie uświadamiał, że nie przyspieszam, choć wydawało mi się iż biegnę mocniej.  Ostatni kilometr postawiłem wszystko na jedną kartę, biegłem prawie na ślepo, po trawie, żeby ominąć tłum, na ostatniej prostej już tak dyszałem, że ludzie sami schodzili na bok. Wpadłem na metę, z lekkim opóźnieniem zatrzymałem Garmina który pokazał czas 40.05. No k%$!* mać, pomyślałem, trudno powalczę kiedy indziej, pocieszające, że choć plan styrania nóg się powiódł. Szybko po rzeczy i pod prysznic żeby się nie przeziębić, jakież było zdziwienie, jak dostałem sms z wynikiem:

 

PB 10km

 

    Sobota upłynęła pod znakiem treningu ogólnorozwojowego, czyli remont, Małgorzata wie coś na ten temat 😉 Skakanie po drabinie i takie tam, z tymże ja akurat sobie niczego nie złamałem.

    Niedziela czas próby, jak w takich warunkach i na takim zmęczeniu wyjdzie mi maraton, tym bardziej, że zadeklarowałem pomoc na bieg w okolicach 5:25/km. Pierwsza dycha klasycznie, spokojnie i w miarę równo, na 12km wypatrzył mnie Dajmond, jest kozak, biegł na złamanie 3h, mija 17km, a wyglądał jakby dopiero co zaczął wyścig, szacun, ciężka praca popłaca. Biegniemy dalej, ciut za chłodno się ubrałem, jak na taką pogodę, zapomniałem, że to nie będzie wyścig na maksa i nie grozi mi przegrzanie, powoli zaczynam odczuwać chłód. Jednak co jakiś czas robię sprinty, zbaczam na boki aby przynieść picie lub jedzenie koledze, dla mnie podniesienie temperatury, jego natomiast nie wybija to z rytmu. Na 25km czuję, że jednak to nie będzie sielanka, nogi trochę robią się drewniane, ból ud powoli doskwiera, ale co tam, nie ma nie mogę. Po 30 rzucam do kumpla, że zabawa właśnie się zaczyna, teraz zaczynamy oddzielanie ziarna od plew i takie tam sentencje 🙂 Piotr powoli zaczyna marudzić, że coś tam go boli, że może jednak nie da rady tak szybko, zagaduję go jak mogę, przy okazji siebie. Od 37km wyczułem szansę na fajny wynik, delikatnie przyspieszam, mówię mu, że nie ma już co patrzeć na zegarek tylko spiąć poślady i gnać przed siebie. Spotykam znajomych, cykam z nimi fotę i biegnę dalej, coś się dzieje, choć na chwilę odrywamy myśli od bólu.

 

chopaki na_CM

 

Zostaje już nam tylko coś ponad 1km. Zaczynam krzyczeć OZD pokazuję kogo jeszcze mamy wyprzedzić, podaje mu zaniżoną ilość metrów do mety, byle tylko jeszcze chwilę wytrzymał, biegnę tyłem, kręcę ostatnie metry jego wysiłku, wpadamy na metę 3.49.40! Super, takiego wyniku się nie spodziewał, padnięty, ale szczęśliwy.

 

Peter Meta

 

    Dla mnie to był równie udany test, wiem gdzie jestem i czego mi jeszcze brakuje przed wrześniowym Ironrun. Nad czym muszę popracować aby osiągnąć mój cel, póki co średnio widzę powodzenie tej misji, ale jest jeszcze trochę czasu więc na pewno łatwo się nie poddam i przygotuję się jak najlepiej potrafię. A, że weekend długi to łączę przyjemne z pożytecznym i treningi mam urozmaicone, czyli nadal ogólnorozwojówka w połączeniu z bieganiem oraz trochę roweru.

Powiązane Artykuły

8 KOMENTARZE

  1. @Andrzej ani jedno, ani drugie. Waga ciut za wysoka, a forma mam nadzieję, że pójdzie jeszcze trochę w górę 😉 @Artur jakie eksperymenty, zwykłe przygotowania do Ironrun 🙂

  2. Ale mnie tu z Dajmondem katujecie- wszystkie moje rekordy miazdzycie w czasie kiedy ja ciesze sie ze moge 5 km bieg wcisnac gdzies po nieprzespanej nocy :). A tak powazniej to mega czas, mi nigdy nie udalo sie oficjalnie udokumentowanej dychy ponizej 40 zrobic, tylko nieoficjalnie wg moich urzadzen pomiarowych – ogromne gratulacje! Mysle ze to dobry wyznacznik ze waga i forma optymalne na rekordy w tym sezonie :).

  3. Brawo Kuba! Dycha pyszna!!! A eksperymenty…. To już całkowita jazda bez trzymanki!!!!! Plati przy Tobie to 'dzieciak’:)

  4. @Arek to tylko bieganie, w tri już tak fajnie nie jest. Ja muszę się jeszcze wiele nauczyć żeby Ciebie dogonić

  5. @Małgorzata w sumie poszło gorzej bo byliśmy za Tobą, ale dla Piotra to był wielki sukces. Ja Mocarz to co powiedzieć o Tobie? po takich perypetiach, ukończenie to sukces, a Ty jeszcze złamałaś 3:45. @Dajmond myślałem żeby jeszcze z Tobą walnąć, ale nie chciałem z rytmu wybijać, 3h to już nie przelewki

  6. Kuba-40min na dychę,to jest spory potencjał do rozbudowy wg mnie. Mądrze rozplanuj treningi i pokażesz na pewno w tym sezonie mocne bieganie jeszcze. No,ale te sweetfocie,ja myślałem,żeście tam biegali obok mnie,a tu taka zabawa odchodziła?!;-) no i Małgorzata ma racje-brawo za motywowanie kumpla,niewielu to potrafi! Do zobaczenia na 1/2 IM w katowickim piekiełku!:-)

  7. Kuba!!! A ja się już ucieszyłam, że poszło Tobie gorzej, bo masz gorszy czas od mojego 😉 No.. te 10 km to zrobiłeś w tempie Pendolino (jak dla mnie). Mocarz!. Gratulacje za motywowanie kolegi, to też nie każdy potrafi. Super!

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.

Śledź nas

18,455FaniLubię
2,772ObserwującyObserwuj
19,300SubskrybującySubskrybuj

Polecane