Sytuacje kryzysowe wymagają wyjątkowych rozwiązań.
Lawina kontuzji u progu sezonu oraz zmiana kategorii wiekowej zmusiły mnie do szukania radykalnego remedium.
Wszystkie te powiedzonka (niektóre z nich sam wymyślam) typu:
„Wszystko co najlepsze w chłopie to po kopie’*,
„nigdy nie jest za późno na młodość’
to dyrdymały o krótkim terminie przydatności i zerowej wartości praktycznej.
Prawda jest dużo bardziej brutalna.
Na szczęście długotrwałe okresy zaniku pamięci pomagają spojrzeć na życie optymistycznie.
Ale co tu robić?!? Jak sobie pomóc?!?
Żona widząc moje rozdarcie pomiędzy złą pogodą a zniechęceniem rzuciła: Czarterem na południe!
Treningi w cieple z wymagającymi partnerami!! – to jest droga, która zawiedzie jeszcze raz na podium i nie zawiedzie oczekiwań!
Poważne propozycje były dwie: albo zgrupowanie z maratończykami przygotowującymi się do złamania bariery 2h, albo treningi pod patronatem Chicham El Guerrouj w górach Atlas z możliwością pływania w Atlantyku.
Postawiłem na tę drugą opcję. Na lotnisku wszyscy się dziwili, że walizka rowerowa jest aż taka lekka. Z duma informowałem, że to karbonowa „czasówka’ produkowana w USA w oparciu o technologie kosmiczne. Prawda była inna. W hotelu okazało się, że walizka jest pusta. Kolejny dowód na okresowe zaniki pamięci.
Pierwszym przystankiem było Agadir w Maroku. Piękny kraj łagodnych ludzi, bogatej historii i herbaty miętowej.
Już w drodze z lotniska poczułem się jak w domu. Przywitało nas arabskie graffiti, które przewodnik przetłumaczył: „Tusku musisz!’
Była jeszcze jedna wersja. Dojrzała szatynka o nieagresywnej urodzie i poglądach prawicowych, stwierdziła, że pracowała wiele lat na kontrakcie w Libii i zna arabski. Napis przetłumaczyła jako:
„Piłkarze Hassania** mają krzywe nogi jak wielbłądy’.
Zanim spór został rozstrzygnięty w drodze demokratycznego głosowania, a jak wiemy, większość zna nawet arabski, dojechaliśmy do strefy hotelowej. Tam poczęstowano nas herbatką miętową mocno słodzoną.
Problemy pojawiły się przy wejściu do hotelu. Oprócz stylizowanych drzwi rzeźbionych w palmy daktylowe i wielbłądy w pełnym galopie na tle oazy i zachodzącego słońca, była bramka do wykrywani metali. Kiedy tylko się zbliżyłem – bramka zapiszczała, jakbym jej stanął na odcisk. Natychmiast się poderwało kilku wąsatych Mahmetów i Abdulahów. Wyjaśniłem, że to Żelazne Ramię Polskiego Triathlonu.
Co prawda mam ostro-zakończony przedmiot długości 15 cm, ale trudno go wyjąć błyskawicznie za każdym razem, kiedy mam ochotę kogoś dźgnąć. Na zgodę wypiliśmy po litrze herbatki miętowej ze stylowych filiżanek.
W czasie pobytu jeszcze kilkakrotnie wchodziłem do różnych wielogwiazdkowych hoteli, żeby badać czas reagowania ochrony. Bywało różnie, ale zawsze śmiesznie.
Jeśli chodzi o ciekawostki lokalne, to nie wolno wypasać kóz i wielbłądów na drzewach między czerwcem a wrześniem. Może wtedy odlatują na północ?
A może chodzi o ochronę drzew arganowych, znanych również jako olejara żelazna?
Olej arganowy, tłoczony z owoców tych drzew jest dobry na wszystko. Może być kosmetyczny lub spożywczy, redukuje głód, powiększa piersi i penisa, chroni przed urzędem skarbowym i wścibskimi sąsiadami. Najlepszy wyrabiają Berberowie.
Według przewodnika potrzeba 32-34 kg na jeden litr oleju, chociaż najlepsi tłoczą 3-4 litry z jednego owocu, co ma być dowodem na wyższość własności prywatnej nad państwową. Chyba Jeffrey Sachs dotarł i do nich.
Marokańczycy mają ciekawe podejście do prawdy. Najpopularniejsze kłamstwa, które udało mi się zdemaskować to:
1. „Jestem potomkiem Mahometa’
2. „Ta baba to sąsiadka, w ja w domu mam harem’
3. „Tylko pomagałem tej kózce przejść przez płot’
Mają też inne odchyły, które przypominają trochę chrześcijańskie. W swoich świątyniach modlą się o zdrowie do martwych ludzi, a na drzwiach przyczepiają „Łapkę Fatimy’ – prawdopodobno przynosi szczęście.
Następnego dnia chciałem skorzystać z bogatego doświadczenia biegaczy marokańskich i zacząć budowę mojej formę biegowej.
W klubie bardzo się ucieszyli na mój widok. Byłem nawet zaskoczony, że tak bardzo. Ale tylko do momentu, kiedy zamiast na stadion lekkoatletyczny zaprowadzili mnie na siłownię. Okazało się, że wzięli mnie za rosyjskiego trenera podnoszenia ciężarów, na którego przyjazd czekają już od wielu tygodni. Pokazali mi nawet jego zdjęcie – nawet podobny. Wypiliśmy po herbatce miętowej, mocno słodzonej.
Kiedy wyjaśniłem, że chcę trenować z nimi bieganie w różnych zakresach tlenowych, interwały, a także ostre podbiegi w terenach górskich, byli mocno skonsternowani. A nawet zdumieni na granicy szoku. Po dynamicznej wymianie poglądów we własnym gronie oznajmili , że mam zaburzone proporcje między wzrostem i wagą. Jeżeli średnia wzrostu w moim kraju jest mniejsza niż 2 m 75 cm i nie mam szans, że jeszcze podrosnę, poradzili mi, abym najpierw dostosował wagę.
Dietetyczka–alergiczka, miejscowa guru błyskawicznego odchudzania bez przerywani snu, wypytała mnie o historię rodzinną, grupę krwi, cele sportowe i wiek. Przygotowała wstępną propozycję i nie różniło się to zbytnio od posiłków szpitalnych. Plus dużo herbatki miętowej, ale bez cukru.
Na diecie tej wytrwałem 2 dni, a potem zacząłem tracić przytomność.
Zostało mi pływanie. Od Atlantyku wiał zimny wiatr powodujący wysokie fale na basenie. Prułem je dynamicznie i z wigorem. Ponieważ używałem tylko jednej ręki (nowy styl: „Żabka z przetrąconą łapką’) pływałem w kółko.
Pierwszego dnia obserwowano mnie podejrzliwie, drugiego – z zainteresowanie, trzeciego pływali tak już wszyscy.
Mewy zaskrzeczały, psy zaszczekały i karawana ruszyła dalej. Odwiedziłem Marrakesz, gdzie próbowano mnie uwięzić pod błahym pretekstem.
Podobno dopytywałem się na bazarze o narkotyki miękkie, a ja tylko pytałem, czy znany jest im Ojciec Dyrektor Grass. Jakieś nieporozumienie fonetyczne.
Pomimo niewypełnienia założeń treningowych oraz klęski programu odchudzania wyjazd uważam za pouczający chociaż w tym roku więcej tam już nie pojadę.
*młodszym czytelnikom wyjaśniam kopa=pięć tuzinów=60 ☺
** Hassania Agadir – miejscowy klub piłkarski
Arek, będę trzymał kciuki za Twój start w Samorin 🙂
Jak zwykle pierwsza klasa 🙂
Oj tam, oj tam… trochę popływałem, trochę, pobiegałem i pojeździłe. Tudzież zajmowałem się innymi przyjemnościami, którymi na tym forum nie należy się chwalić… Idąc w ślady Nadblogera, idola czytelników i ryczących czterdziestek… zwiedzałem, podglądałem obyczaje i próbowałem zintegrować się z tubylcami… Szczególnie zależało mi na spotkaniu z jakimś Abogerynem. Po wyczerpujących poszukiwaniach, udzielono mi informacji, że wszyscy dawno przenieśli się na inną znacznie większą wyspę… 😉
Ty Arkadiuszu- Czarusiu, nie czaruj…. Juz my wiemy po co wyjechałeś na Majorkę – przeciez nie wąchać machorkę….Będziesz pewno ostry jak brzytwa i tego Ci wszyscy życzymy!!
Tomasz… Puchar Polski to dopiero po wszystkich (czterech) zawodach się przyznaje… Tak nawiasem… Cieszę się ze spotkania i wspólnego startu… Bo rywalizować chyba nie będziemy, są młodsi, wyrywniejsi, niech prują żyły.. np. P.P i A.P :-)))
Jeszcze co do wieku, własnie przeczytałem że Puchar Polski w Olsztynie przypadł Marcinkowi !
Arek. Marek się wybiera wirtualnie ( jako komentator eurosportu czy czegoś takiego ) a ja fizycznie. Chciałbym się nauczyć paru przekleństw po słowacku ale nie będę ich używał w trakcie zawodów żeby ze śmiechu nie puściło mi to i owo.
Co do wieku… już w tamtym roku stwierdziłem, że w naszym wieku już samo wystartowanie to sukces. Ogarnięcie tych wszystkich niezbędnych klamotow… A propos, Marek i Tomek, wybieracie się do Samorin czy nie? W takim towarzystwie byłaby motywacja…
W przypadku Papierza to w miarę naturalne choć wygląda na nieudolną próbe wskazania że Papierz powinien być wiecznie młody. Ale co powiedzieć na to ( z oficjalnej listy startowej Susz 2017) 597 ZIEMIANEK MARCIN 2016 STARY SĄCZ RASO WAY2CHAMP VACC – POLSKA Biedne dziecko. Nawet nie wyobrażam sobie jak temu rocznemu zawodnikowi ciężko będzie lawirować pomiędzy zamaszystymi łapami takich np. nie przymierzając jak Ty Marku żabkarzy, albo pędzić na swoim trójkołowym malutkim rowerku pomiedzy huczącymi czasowymi maszynami trikolarzy. Jedyne co to malutki wzrost niemowlaka może go uchronić przed osmaleniem przez zawodników biegających zgodnie z zaleceniem 'ogień z dupy’
Marku, w zeszłym tygodniu to pryszcz!!! W Niedzielę zrobiłem takie zamieszanie, źe w ogóle nie zrobili kwalifikacji 55-59. No ale to Francja, tam teraz babcie, są pannami młodymi….
Tomek, z tym wiekiem to się rózne dziwne rzezy ostatnio dzieją…. Nasz znajomy Piotr Sisu Papierz został tydzień temy sklasyfikowany w kategorii 55-49 ?!? Zdiagnozowali u niego proces dziecinnienia?
Marku w pewnym tak ale ostatnio widziałem naszego rodaka na liście na nadchodzącą połówkę w Słowacji w wieku 74 czy nawet 75. Więc nie kryguj się tylko zaiwaniaj!
Marek, to chyba rehabilitantka musiała mieć bardzo wysokie kwalifikacje, skoro tak Cię zubozyła :-)))
Jarek, ja w tym roku to raczej zubożała klasa średnia 🙂 Tomek, w pewnym wieku powinniśmy mieć prawo do medalu za zrobienie jedynie rundy honorowej !
Tomek, co prawnik, to prawnik :-)))
Marku i Jarku może by się dogadać z orgami co do dziedziczenia zapisów na listy startowe i zrobić otwarte stowarzyszenie tri dziadków którzy by przekazali do puli rozporządzenia testamentowe umożliwiające ocaleńcom start w miejsce poległych
Marek, z tego wynika, że pławimy się w luksusie :-))))
@Dajmond, w tym sezonie pierszeństwo maja zawody, gdzie etap pływacki mogę przebiec po dnie @Andrzej, thnx @Jarku, w naszym wieku startujesz w zawodach, do których dożyłeś, a nie w tych, do których jesteą przygotowany. To jua jest luksus 🙂
Marek, jeżeli bierzesz sezon za rogi prawie w pierwszym możliwym terminie, to jest super wiadomość, nawet lepsza od właściwości oleju arganowego :-)))
Zabka z przetracona lapka 🙂 🙂 🙂 poplakalem sie!
Jak dobrze jest wczytać sie w tak poetycko opisana prozę naszego żelaznego sportu/zycia. Ueberblogger moze byc tylko jeden!dobrze,ze wracasz do Nas,do tego bardziej aero i do tego wzmocniony ta śruba! Nic,tylko oczekuje nowej zyciowki z Twojej strony(przynajmniej w T1),jak i rozpropagowania nowego stylu pływackiego na jednej z imprez tri,by zimna woda,nierzadko pokryta lekka kra jeszcze w Polsce,nie była tak straszna 😉
@Piotr, co Ci będę ściemniał – działo się!! @Łukasz, na bazarach w Agadirze i Marrakeszu Twoje nazwisko kojarzy się z jednym….. @Tomek, zaprzeczam zdecydowanie, jakoby mój tekst miał służyć promocji chyżo-żelu, mylnie zwanego hydrożelem. Co to prawidłowego zastosowania oleju z olejara żelaznego, to smarujesz obficie miejsca, które chcesz, żeby urosły 🙂
Tuż przed lekturą tego wpisu przeczytałem na lewej stronie o jakimś nowym szwedzkim żelu który pozwala biegać niewiele ponad dwie godziny maraton. Już miałem go wpisać do 'must have’ ale po przeczytaniu Marka dużo bardziej zaintrygował mnie olej arganowy. Marku prosiłbym tylko o doprecyzowanie czy on powiększa penisa razem z piersiami u tego samego osobnika czy jakoś działa wybiórczo zależnie od płci? Jestem na etapie rozmiarówki nowego stroju triathlonowego i nie chciałbym czegoś co się okaże za ciasne tu i tam w połowie sezonu
Marek, a wspominali może coś o niemieckich mediach? 😉 Bo wiesz… z moim nazwiskiem to na wielu frontach mam pod górkę dzisiaj 😉
Straszna historia. Narkotyki, Grass, bazar, mafia futbolowa? Ogladajac zdjecia i widzac cie za kratkami, myslalem, ze to twoj odciety palec lezy na talerzu!!! O zgrozo!
Arek, odpowiedź będę znał za 12 dni po Piasecznie. Zobaczę, czy dam radę dopłynąć do T1 🙂
Widzę Marku, że tytuł żelaznego to dla Ciebie za mało!? Tytanowy, czy coś Panie… 🙂 Spotykamy się w Samorin?
Łukasz, a gdzie masz napisane, że nie znali? Znali, znali – i duzi i mali. Jedna Arabka nawet mi opowiedziała ze szczegółami, jak tańczyliście taniec brzucha. Ja po prostu za często szeptem powtarzałem słowo 'Grass, Grass’, a oni zrozumieli 'grass, grass’. Ot i całe nieporozumienie 🙂 Kuba, jak rower nawali na trasie, to z długiej śruby mogą zrobić nawet ośkę….
Marku jak zwykle perełka, musisz wydać książkę pt. podróże małe i duże, czyli przewodnik po najlepszych miejscach do trenowania tri. Śruba wygląda poważnie, na oko jakieś M12, teraz to już Ci nikt nie podskoczy, jak pociągniesz z bara to będą tylko fruwali … @Łukasz całe szczęście, że nie chcieli wypróbować na Tobie jednego z tych kłamstw…. 😉
Nie znali mnie? Skandal! A ja tam tyle towaru na te bazarki przywiozłem. Czasami musiałem się kamuflować, a ponieważ grass to moje drugie 'imię’, przybierałem postać kozy, łatwiej było ukryć towar. Nikt się nie dziwił, kiedy koza z trawą w zębach spacerowała między straganami 😉