Tak sobie często myślałem, że kiedyś nadejdzie i dla mnie TEN czas. Uwaga tekst nie odnosi się do PÓJŚCIA W VABANK kolegii Arkadiusza, więc dalej się wczytujemy… Zawsze byłem zdania, że da się tak ciągnąć do upadłego i udawać, że wszystko gra, a co najlepsze, że nic złego, jak np. kontuzja, się Nam nie przytrafi. Bo jak inaczej mozna określić życie żonatego, dzieciatego, zapracowanego age groupera, będącego w permamentnym treningu,ba-w pełnej gotowości startowej 365 dni w roku/24h? Idąc dawnymi śladami Ojca Dyrektora i nie tylko ,rzecz jasna, bo ten styl mocno pasuje i do mnie-przez ostatnie 5 lat, jak parałem się triatlonem, to ZAWSZE starałem się być w szczycie formy. Cały rok zapisywałem się to na wszelkiej maści biegi, triatlony, jak i od czasu do czasu nawet wyścigi szosowe, bo forma na sezon musiała zwyżkować. ZAWSZE. ZAWSZE było mi mało adrenaliny, jak i nie umiałem zrozumieć(nie chwaląc się, mimo kilku ukończonych fakultetów z uczelni państwowych), że wszystko w życiu wymaga rówowagi. Nawet ten cholernie uzależniajacy sport! Oj długo to do mnie docierało. Przez ostatnie 5 lata zero zrobionych badań profilaktycznych, a choroby chodzą po ludziach. W sumie dwójka wspaniałych dzieciaków w domu już jest, ale człowiek powinien żyć jak najdłuzej, by sie nacieszyć nimi i zasmakować tego krótkiego życia. Oczywiście zero wykonanych badań typu: badania krwi, moczu,itd, bo te wydolnościowe, to jak w zegarku-co rok rzecz jasna były. Co do smakowania, to pełna dyspenza od lat-unikanie, praktycznie wręcz chorobliwe, słodyczy, alkoholi, tłuszczy, zero wypadów ze znajomymi, bo oni się sportowo nie prowadzą, jak i o czym ja z nimi będę tam rozmawiał w tym pubie, gdy nikt z nich nie ma zielonego pojęcia o istnieniu karbonu, a co dopiero o kolejności dyscyplin w naszym najwspanialszym sporcie?
Do tego ciągła kontrola wagi. Tak, wagę sprawdzałem codziennie i odnotowywałem skrupulatnie na wykresie. Oczywiście w wadze startowej bywałem praktycznie 365 dni w roku, co wiązało się z tyloma wyzeczeniami, że sam nie wiem skad wziałem tyle sił,by w tym roku złamać 2 razy 3h w maratonie. Te wszystkie czynniki nakładały się na to, że chodziłem rozdrazniony, niewyspany, czasami odreagowywalem na najbliższych(niestety tak), moje zawodowe tematy potrafiły ‘’złapac poślizg’’, byle tylko trzymac się zielonego pola na kalendarzu lub dashbardzie(jak kto woli) na trainingpeaks.com. Jak jest na zielono, znaczy się robota idzie i będzie życiówka znowu i znowu, i znowu. Ostatnimi laty, jak się urlopowałem z rodzinką, to albo nad morzem,by pływac open water, albo nad jeziorami(ta sama przyczyna), albo w górach, by robić siłę kolarską,czy biegową. Nie było tzw spontanu, wyluzowania i czystej przyjemności z odpoczynku Razem z rodziną. Tak teraz, patrząc z perspektywy prawie już tygodnia, gdy pierwszy raz od tych 5 lat NIC NIE TRENUJE, tylko się byczę, powiem Wam, że byłem w cholernym błędzie w te wlaśnie lata. Nawet do mnie to dotarło w końcu. Od tygodnia prawie już jestem na roztrenowaniu.
Jest nadal lekkie oszołomienie(serio!), ale dochodzę do siebie i zaczęło mi się to podobać. Dziś finskie śniadanie w Tampere, weszło głównie na słodko i w sporej objętości, ale za oknem lekko śnieży, więc kalorie rzecz ważna 😉 Poza tym znalazłem czas, by się zbadać i zobaczyć, co ten triatlon ze mną zrobił przez ostatnie lata. Pamiętam nawet, jak na którymś ze swoich blogów, obiecywałem samemu Professore, że zrobię,co mi zaleca i to zaraz, bo czułem się osłabiony. Oczywiście wyszły z tego nici. A taka prywatna diagnostyka, bez kolejek naprawdę nie jest droga w naszej pięknej ojczyźnie-mi za podstawowe badania krwi, moczu, jonosfery(magnez,potas, sód) i kilku dodatkowych parametrów wyszło raptem niecałe 100 zł, a wyniki miałem na skrzynce email już wieczorem. Nie wspomnę już o tym, że znalazłem wiele wiecej czasu dla rodziny- nawet wybrałem się z Żoną, by Jej doradzić przy zakupie nowych mebli do salonu, co ja uważalem zawsze ze trwonienie czasu, a dla Niej okazało się to bardzo miłym gestem z mojej strony i mocno to doceniła. Ach te punkciki-żonaci wiedzą o co kaman 😉 Najlepsze jest to, że jakoś obecnie znajduję czas na wszystko. Rodzina zadowolona, praca wręcz wre, czuję się,mimo ciagłego latania samolotami, wypoczęty i odprężony. Nie zaglądam na parametry na garminie(normalnie robiłem to jakieś 10x w ciągu kazdej godziny!), Zacząłem znów czytać normalne książki, a nie tylko te związane ze sportami wytrzymałościowymi. Zaprosilem znajomych do siebie na towarzyski wieczorek przy alkoholu(tak jest) i ogólnie wypoczywanie pierwszego sortu! Oczywiście, wracam do treningów już za kilka dni, ale w tym roku pierwszy raz, tak na spokojnie i po pełnym odpuszczeniu. Kilogram,czy dwa, pewnie jest mnie już więcej, ale to są marginalne kwestie, patrząc na obecne zaawansowanie kalendarza i plany startów 2018. Treningi zacznę od budowania bazy zimowej, po 6-8h na tydzień maksymalnej objętości. Wiem,że wraca mi świeżość i będzie niezły fun od pierwszej sesji, a tego ostatnimi laty mi naprawdę brakowało. Treningi stały się niczym praca na 3 zmiany- po prostu rutynowym elementem życia. A jak jest z Wami?
Odpuszczacie w ogóle, czy tylko pozorujecie okres roztrenowania i z triatlonów swobodnie przechodzicie do biegów ultra???
Przychodzi etap w życiu niektórych triathlonistów gdy spadają mu różowe okulary a wkracza zdrowy rozsądek… U mnie przebłyski były już dawno. Nie omieszkałem o tym napisać na blogu ..Tri rozważania’. Proponuje przeczytać w tym wpisie komentarz Marcina Stajszczyka, który dużo wcześniej napisał super felieton zachowaniu równowagi…
Kuba,przez ja dobrze wiem,ze Ty juz w pelnym gazie jedziesz na 2018 😉 a swoja droga,to faktycznie,Andrzej masz racje, trzeba patrzec dlugofalowo na ta zabawe,bo to ma byc wlasnie dla Nas Rodzicow,Mezow,Zon, Pracownikow Roku, taka odskocznia od codziennosci,a nie jakis kierat bez wizji. wstyd,ale dopiero,po 5 latach takiego uprawiania triathlonu,jakos to do mnie powoli zaczyna docierac. jednak lepiej pozno,niz wcale 😛
Ja to jeszczcze krok dalej poszedlem i nawet od AT zrobilem sobie odpoczynek :). Musze przyznac ze gdyby rok temu mi ktos powiedzial ze w mojej przegladarce w pracy nie bedzie otwartych 5 roznych stron o triathlonie a ja nie bede czul sie winny ze w tym tyg tylko 4 treningi wyszly to bym nie uwierzyl. Troche trzeba co jakis czas od tego odpoczac bo inaczej to biegnie sie nie wiadomo za czym. Paradoksalnie mysle ze odpoczynek da Ci wiecej niz gdybys przez ten czas dalej nie zwalnial tempa – do mnie powoli dociera ze trzeba to wszystko planowac na lata i w takim kontekscie nawet tygodnie nie maja znaczenia.
Czy to ostatnie zdanie to przytyk w czyjąś stronę 😉 A tak na serio to szacun za te ostatnie 5 Lat rest się przyda j generalnie mam zamiar zrobić to samo do końca roku. Tylko pływanie i trochę roweru i biegu maks 6-8h w tygodniu.
Arku,haker ze mnie żaden,ale te metody znam na blogu. Niestety,gdy chce usunąć wcześniejsze wpisy,pojawia sie komunikat,ze strona nie istnieje,wiec jestem w kropce,bo nagłówki wszak widać na stronie głównej. Poza tym,dzis kolejny dzien luzu,a w ramach sportu wybieram sie z dworca pieszo do hotelu w Helsinkach-raptem 10min spacerku i leżenie z książka w planach na wieczór. Tego mi trzeba!:-)
Chyba tak z rutyny, wchodzę na stronę a tu na blogu Krzysztof dominator 🙂 Bardzo fajny wpis do którego spróbuję się odnieść później… Co zaś się tyczy likwidacji podwójnego wpisu to banalnie łatwe. Będąc zalogowany klikasz na niego, edytujesz a tam masz kilka opcji, min. ,,usuń’. miłego…
Z góry przepraszam Wszystkich za 3x to samo,ale jakimś cudem nie mozna edytować 2 pierwszych wpisów,by je usunąć 🙁 moze admin cos poradzi???