Nie wiem, czy pisanie o sobie jest najlepszym tematem felietonu. Nie wiem, czy to, co chcę przekazać, nie jest tylko chwilowym uniesieniem, bo weryfikacja nastąpi w niedzielę. Ale wiem, że doprowadzenie się do stanu, że piszę płaczliwą wiadomość do trenera: „Nie poszedłem dzisiaj na trening, bo nie miałem siły” jest dość mocnym ostrzeżeniem. Ta moja absencja treningowa (opuściłem oczywiście pływanie), to wynik nawarstwienia się tego, co u amatora najgorsze: roboty, obowiązków rodzinnych i treningów oraz wytopu. Jak wiadomo chcę zostać mistrzem świata w kategorii wiekowej M-50. Wiem, że wtedy poza aspektami treningowymi zadecydują aspekty około treningowe takie jak regeneracja, stopień „rozwalenia” organizmu, zdrowie. No więc liczę na to, że w 2022 wśród 50 latków będę nie tylko dobrze wytrenowany, ale również wypoczęty i przede wszystkim zdrowy. Nie, że nic nie będzie bolało (w to nie wierzę), ale że zdrowy w sensie umożliwiającym mi realizację no… przynajmniej 99% planu treningowego.
Teoretycznie więc wszystko wiem, a w praktyce? Podwyższone tętno, słabe wyniki krwi, niedosypianie bo w wiecznej podróży, ciągle jeszcze wytop, a już ponad 20 godzin treningów – to wszystko spowodowało osłabienie, ale nie na tyle duże, żebym w Wiązownej pobiegł jakoś dramatycznie (1h14’). Jednak ostatnie 10km, gdzie w ogóle nie mogłem wejść na wyższe prędkości (mimo, że wiatr w plecy) dał mi do zastanowienia. Potem kolejny trening na basenie (10×200), gdzie do tej pory normalne pływanie kończy się podtopieniem, a właściwie prawie zawałem. W końcu trening rowerowy, który niby na tych samych prędkościach i tętnie, ale na zdecydowanie słabszym samopoczuciu. W tym samym czasie Krasus (Marcin Krasoń) w ramach programu mentorskiego pisze do mnie: chciałem pobiec 10km po 3:50 i dobiegłem do 6km. Co może być tego przyczyną? Gadamy i okazuje się, że to samo co u mnie. Przemęczony, niedospany, nie ma czasu na regenerację. Jak tu dawać radę, jak samemu daje się ciała? No więc ostatnie 14 dni przed Półmaratonem Warszawskim wygląda tak, że kończę z wytopem i jem wszystko, na co mam ochotę (poza rzeczami uważanymi za nieprzyzwoite), a w szczególności produkty mięsne (ciemne mięcho, wątróbkę). „Burakuję się” na maksa, po każdym treningu koktajl z dwoma owocami dzikiej róży, korzeń maka – czyli full wypas.
Cierpią na tym moje kontakty towarzyskie (przepraszam wrocławską GT RAT), ale ostrzegam wszem i wobec, że graniczną godziną położenia się do łóżka jest 21- 22 i zmuszam się do co najmniej 8-9 godzin snu. Codziennie(!) się roluję i elektrostymuluję. Innymi słowy przesadnie zaczynam dbać o siebie. W weekend zmusiłem się nawet do horyzontalnego odpoczynku po porannym treningu nie czytając, nie włączając komputera, tableta ani nawet telewizora. Po prostu 30’ nic nie robienia.
Przy jednoczesnym zejściu z objętości widzę, że przynosi to skutek. A nawet jeśli nie zrealizuję planu w półmaratonie (złamanie 1h13-14’), to przynajmniej wrócił mi humor, bo żona już nie mogła na mnie patrzeć, jak się tak snułem po domu nienadający się do niczego. W końcu muszę mieć siłę do porządnego trenowania. Tak więc na swojej skórze doświadczyłem jakie to jest proste, a jednocześnie trudne (bez kopniaka ze strony organizmu). Dobra micha, dobre kojo i sen!
Ojcze Dyrektorze. Poczytaj na fb 🙂 sensacje były 🙂
Jak się robi takie wyniki po nieprzespanej nocy i „dowborowej” sałatce, to ja się zastanawiam, co by było w pełni dyspozycji?! Do Olsztyna chyba przyjadę z własną michą, bo słyszałem plotki, że mkon w kuchni zaczyna eksperymenty z cieciorką, czy innym „maćkowym” przysmakiem 🙂 Ale jak to jest, że Maciek nie miał takich sensacji?! Pachnie jakąś intrygą!
na samym biegu było tak jak miało być, a że przed biegiem działo się wiele to już pewnie Red. Dowbor w jakimś felietonie opisze 🙂
Zapowiem tylko tak – spodziewajcie się przepisu na sałatkę, którą umownie nazwijmy „wytopową” 😉
o 8 rano mój bieg był pewien na 60%. czekałem na reakcję mojego żołądka na śniadanie bo po nocnych sensacjach tylko cola wypita o 5 rano mogła go uratować. Galaretka przedstartowa, bułka z miodem i sprawiało wrażenie, ze jakoś ujdzie. Ale i tak plan był taki, zeby pobiec w tempie 10km i potem zejść albo dotruchtać. Ale po 5 było dobrze, po 10 również. Po 15 pomyślałem, ze może się uda. No i się udało. Kluczowe były: modlitwa prawie na kazdym kilometrze, żeby nie zabolało albo nie przycisnęło do toytoya 🙂 oraz biegnięcie w grupie z braćmi Najmowiczami, którzy trzymali tempo – dokładnie takie jak zakładałem – w okolicach 3:25 na pierwszych 10. potem już kontrolowałem, żeby tylko nie biec wolniej niż 3:30 (poza podbiegiem na 19 się udało). No i tak…
A na podsumowanie felietonu i tej przepięknej wymiany myśli. Bez spania nie ma biegania – no chyba, że mówimy o braku snu w nocy przedstartowej 🙂
Gratulacje Marcin, świetny wynik. Jak znajdziesz chwilę napisz jak było.
Czas netto 01:13:21
Miejsce K-M / Rank F-M 37
Kategoria wiekowa / Age Category M40
Miejsce kategoria wiekowa / Age Category Rank 4
Mega bieg! Elita! Gratuluję!
Przy takim planie dnia i tak wyrozumiałej żonie, o dzieciach nie wspominam bo w tym wieku już raczej nie musisz się nimi zajmować (czytaj zabawiać wieczorami i kłaść spać ) te 20h to tylko kwestia motywacji, takie moje zdanie. Co nie zmienia faktu że nie każdy by tak wytrzymał tydzień w tydzień za co wielki szacunek. Powodzenia dalej.
Arek „szyder” C. jak zwykle odwraca kota ogonem. Wiem, że czas życiówek już prawie za mną i żeby pobiec jeszcze raz 1h11 w półmaratonie będzie mi cholernie trudno. O 32′ na 10 to szkoda gadać. Z jednej strony więc można nieskromnie powiedzieć, że 1h14 to przyzwoicie ale jak na moje samopoczucie d…y nie urywa. Teraz jadę z wonsem na tylnym siedzeniu raczej zmotywowany a nie przestraszony brakiem formy bo a -rzeczywiscie odpocząłem b -to ciągle start pośredni. Jednak przyzwoitośç wymaga ode mnie (mówię o swich standardach i ambicjach) nie pobiec gorzej niż co najmniej 1′ szybciej niż w wiązownej. TAK MAM i tyle. Jak wymagaç od siebie to na ostro. Z drugiej strony uśmiecham się szczerze jak słyszę życzenia złamania 1h12′. Życzący (choç pewnie z dobrymi intencjami) nie zdają sobie sprawy jak cholernie trudno jest urwać te 5″ na każdym km. To kompletnie inny trening na który nie ma czasu bo w tym sezonie inne priorytety. a odnośnie czasu na trening te 20 h wygladaja mniej wiecej tak:
5.30 pobudka (6 jeśli 1 trening to basen lub bieganie)
9 -17 robota
17 – 19 czasami 19.30 drugi trening. Po 20 nie trenuje.
22 lulu. Mam dzieci 19 i 24 i baaardzo tolerancyjną źonę. Poza tym w tzw. standardowym dniu treningi to pewnie maks 3h. Więcej jest w weekend 😉
Ale np. w sb i nd mamy świętą zasadę, że 9-10 jemy razem śniadanie i a muszę być po pierwszym treningu
Zgadzam się z Arkiem… W dodatku trochę w tym wpisie brak konsekwencji 🙂 z jednej strony – tu cytat – „wszystko spowodowało osłabienie, ale nie na tyle duże, żebym w Wiązownej pobiegł jakoś dramatycznie (1h14’)”, a z drugiej strony plan na jutrzejszy półmaraton to złamanie 1h13-14’… reasumując to jakaś podpucha :-DDD
20 godzin treningów? W marcu? MKON proszę Cię wrzuć tutaj jak wygląda Twój tygodniowy harmonogram (treningi, praca, rodzina itd.) Potrzebuję jakieś inspiracji w tym zakresie. Ja w porywach trenuję 10 godzin i mam sporo problemów, żeby to pogodzić z rodziną i pracą. Dzięki.
Kuurna! Analizowalem ten tekst w swojej malej glowie przed zaśnięciem! No i wybaniowalem, że Mkon przegina! Ogarnij się chlopie! 1.14 przed sezonem!!!! Faktycznie ,, tragedia”…. :-))) Nie będę wypominal wieku… ale niektórzy o wiele mlodsi nie zbliżają się do takiego wyniku trenujac tylko biegi!!!
Marcin mam do ciebie prośbę wzioł byś mój numer startowy w kieszeń ?. ;))))
Znam ten ból, łączę się w nim z Tobą Marcin 😉
Ten tydzień przed Półmaratonem Warszawskim, urlop nad morzem, miał mnie nakręcić na dobry wynik. A tu zamiast nakręcać się, było topornie i nogi z ołowiu. Dobrze, że to nie jest start docelowy w tym okresie. Ten dopiero za miesiąc – maraton. Ale powalczyć trzeba, choć o wynik w przedziale z cyferkami odwrotnie ustawionymi niż MKon 😉
Trzymaj się Marcin, co Nas nie zabije, to Nas wzmocni 😉
Jestem kompletnym amatorem o czym niejednokrotnie wspominalem ale mam na swoim koncie wiele glupot typu 30 km biegi w srodku nocy po calym dniu o kanapce i 6 kawach. Znam juz swoj organizm na tyle zeby wiedziec ze nie latwo go oszukac i moje zdanie jest takie ze trzeba go uwaznie sluchac. Bol glowy to nie jest sygnal ze mamy niedobor aspiryny we krwi- to sygnal ze cos sie dzieje nie tak. Tabletka oczywiscie usunie objawy ale nie zawsze zwalczy przyczyne. Dzieki wielkie za ten artykul bo nawet w mojej mikro skali ciezko czasem okreslic granice kiedy sie nad soba uzalam a kiedy faktycznie robie sobie krzywde, dobrze wiedziec ze zawodnicy na takim poziomie tez czasem musza korygowac plany :). Apropos soku z burakow to moze w koncu zmusze sie zeby napisac bo ostatnio sporo go w moim zyciu :).
Nie wątpliwie jedną z rzeczy jakiej nie jest w stanie przewidzieć nasz trener to jest nasze samopoczucie które jest uzależnione jak Mkon pisze od wielu czynników. Ja mimo że mam pracę stacjonarną ale bardzo aktywną latam całe dnie załatwiam sprawy, spotkania, pomiary na dachach na który nie jednokrotnie trzeba wejść, do tego stres niedojadanie przede wszystkim nieregularne jedzenie bardzo często wracam do domu siadam w kuchni i oczy mi się zamykają. Trener zdziwiony pisze czemu na GC nie ma treningu 😉 odkąd zacząłem trenować na samopoczucie po którym jest dopiero rozpiska jest mi o wiele lepiej.
Marcin, Cenny tekst potwierdzający regułę, że nawet najlepsi mają słabsze momenty wynikające z zajechania i tak jak powiedziałeś czynniki wpływające na taki stan to nie tylko sam trening, ale cała otoczka stres w pracy, problemy życia codziennego, rodzina, obowiązki. To wszystko się kumuluje i system potrzebuje resetu. Najlepszym rozwiązaniem jest dać na luz i po prostu odpocząć nie myśląc, że przez kilka odpuszczonych treningów straci się całą forma. To trzeba sobie w głowie wyraźnie uświadomić i jak tętno rośnie a prędkość spada nie próbować przyspieszać, tylko zastanowić się co jest nie tak.
Ja już właśnie po resecie z przełomu lutego/marca 🙂
Marcin, Cenny tekst potwierdzający regułę, że nawet najlepsi mają słabsze momenty wynikające z zajechania i tak jak powiedziałeś czynniki wpływające na taki stan to nie tylko sam trening, ale cała otoczka stres w pracy, problemy życia codziennego, rodzina, obowiązki. To wszystko się kumuluje i system potrzebuje resetu. Najlepszym rozwiązaniem jest dać na luz i po prostu odpocząć nie myśląc, że przez kilka odpuszczonych treningów straci się całą forma. To trzeba sobie w głowie wyraźnie uświadomić i jak tętno rośnie a prędkość spada nie próbować przyspieszać, tylko zastanowić się co jest nie tak.
Ja już właśnie po resecie z przełomu lutego/marca .
Marcin, jeden browar mniej i będzie OK
kurcze. już raz to pisałem napisze raz jeszcze i za każdym razem również. zwykłym robaczkiem czuję się również..
Tego co ty doświadczyłem w zeszłym tygodniu. 3 tygodnie max cyklu. sobota zawody 10 km cross. Do 4 km wspaniale póżniej zejście z 3:41 do 4:20. Why?…. Brak buraków …. 🙂 . Zobaczymy co będzie po tygodniu regeneracji
Nie wiem czy na otuchę, ale nam zwykłym robaczkom też się tak zdarza. Dlaczego?? Ciągle chcemy więcej, więcej i szybciej …… A my jesteśmy już nie najmłodsi i sport to dodatek do życia, a nie odwrotnie. Więc żyjmy życiem. Marcin powodzenia w realizacji planów, nóżka będzie się w Warszawie kręcić :), tego życzę. Ale też bez głupiego pocieszania – najwyżej tym razem się nie uda:)
Mistrzom świata też się zdarzają słabsze momenty. A ilość nie zawsze przechodzi w jakość. Czasami trzeba dać sobie (organizmowi) nawet teoretycznie destrukcyjną przyjemność i odpuścić. Powodzenia!
Marcinie, zwykle podnosisz na duchu… Czy przy Twoim treningu, na dłuższą metę można liczyć na dobry stan zdrowia w późniejszym okresie? Nawet gdyby bylo oczywiste, że nie – nie opuścił byś…. Tak ma większość prawdziwych sportowców! Nawiasem, skąd masz taką fajną bufke :-))))
No nie. Nie piłem soku z buraków. Dzisiaj 😉