Dopiero zaczynasz swoją przygodę z triathlonem? A może ścigasz się już ładne parę sezonów i zastanawiasz się, czy nie warto zainwestować w kolejną maszynę? Posiadanie zarówno „kozy”, jak i szosy to często kwestia sporna. Mieć je obydwie, czy może nie mieć? Gdzie znaleźć odpowiedź na to nurtujące wielu triathlonistów pytanie? Tutaj. Zarezerwuj chwilę i sprawdź, czy warto wydawać wszystkie oszczędności po to, by w twojej „stajni” stały dwa sportowe rumaki.
Nie ma co ukrywać i warto powiedzieć to na głos: po prostu fajnie jest mieć możliwość wyboru, który z rowerów pojedzie z tobą na trening. W zależności od planowanego zadania, trasy, czy chociażby samego „widzi mi się” wybierasz ten, który będzie najbardziej ci odpowiadał.
Czy naprawdę jest ci to jednak potrzebne? Czy musisz wydawać wszystkie swoje oszczędności lub nawet zaciągać kredyt tylko po to, by móc żonglować pomiędzy rowerem szosowym a czasowym?
Czasówka czy szosa?
Jak to często mówią ekonomiści, wszystko sprowadza się do stwierdzenia: „to zależy”. Na sam początek należy zadać sobie pytanie, czego właściwie potrzebujesz. Najprościej w tym przypadku będzie zajrzeć do regulaminu zawodów, który jasno i precyzyjnie wskazuje, jaki sprzęt dopuszczany jest na zawodach, w których startujesz.
W pewnych przypadkach się to sprawdzi, a w niektórych niestety nie. W formule non-drafting najczęściej wykorzystywane są „kozy”, czyli rowery czasowe. Nie oznacza to jednak, że nie możesz wystartować na szosie. A nawet góralu. Wręcz przeciwnie. Masz wolną rękę co do tego, jaki rodzaj jednośladu wybierzesz.
Całe szczęście nieco łatwiej jest w przypadku wyścigów z draftingiem. Tutaj nie masz dużego pola wyboru – musisz startować na rowerze szosowym. Ta formuła jednak zarezerwowana jest w naszym kraju głównie dla zawodników PRO, a więc amatorów zazwyczaj ona nie dotyczy. Są jednak wyjątki, kiedy organizuje się zawody z draftingiem dla age-gruoperów. Wtedy bez szosy nie ma się co fatygować – z innym rowerem nie dostaniesz się nawet do T1.
Jeśli sama formuła zawodów nie rzuciła zbyt dużo światła na problem, co dalej? Kolejnym krokiem, jaki warto podjąć, jest zapytanie siebie, czego tak naprawdę oczekujesz od swojego roweru.
ZOBACZ TEŻ: Odkładanie na później… Czy to Twój przypadek?
Który rower jest najlepszy właśnie dla ciebie?
Jako triathlonista masz na pewno swoje założenia. Nieważne jest, czy posiadasz większe lub mniejsze doświadczenie. Może chcesz wykręcić 300 watów na „połówce” lub planujesz sprawdzić, czy uda ci się zmieścić się w limicie czasowym na swoim pierwszym starcie? A może zastanawiasz się, który z rowerów zapewni ci większe bezpieczeństwo na treningach?
Rower szosowy i rower czasowy różnią się względem siebie i dają inne korzyści, dlatego tak ważne jest, byś był świadomy tego, co zyskujesz, kiedy zdecydujesz się na któryś z nich. Dzięki temu znacznie łatwiej jest później wybrać właśnie ten, który w największym stopniu odpowiadać będzie na twoje rowerowe oczekiwania.
Czasówka – stworzona po to, by jechać jeszcze szybciej
„Koza” to rower, który tylko czeka na to, by przekraczać granicę swoich dotychczasowych osiągnięć. Każda nawet najdrobniejsza część zaprojektowana została po to, by stawiać jak najmniejszy opór powietrza oraz aby maksymalizować efektywność, z jaką pedałujesz.
Jest wiele technicznych niuansów, które zapewniają oszczędności w watach podczas jazdy. Ukryte linki hamulcowe, przystawka czasowa (lemondka), kierownica, która zapewnia chwyt daleko przed kokpitem, minimalizacja „wolnych przestrzeni” pomiędzy ramą a kołami. Nie mówiąc już o wysokich stożkach czy dysku.
To zaledwie początek, bo takich aspektów „przyspieszających” jazdę jest znacznie, znacznie więcej. By jednak wszystko zadziałało na trasie, jak należy, bardzo istotne w przypadku czasówki jest ustawienie prawidłowej pozycji. Bez niej tracić będziesz kolejne waty i nie pojedziesz już tak szybko. Nawet jeśli noga będzie naprawdę „podawała”.
Żeby nie było jednak tak kolorowo i pięknie, z użytkowaniem roweru czasowego wiążą się również pewne mniej przyjemne aspekty. Pierwszy to spora cena – za „kozę” trzeba często słono zapłacić. Drugi to większe trudności z opanowaniem roweru podczas jazdy, co przekłada się na mniejsze bezpieczeństwo. Trzeci – wykorzystasz ją jedynie na wyścigach bez draftingu oraz treningach po mało urozmaiconych trasach, bo najlepiej sprawuje się ona na płaskich, asfaltowych drogach.
Szosa – czy naprawdę nie może być tak szybka?
Jeśli chodzi o szosę, to jest to zdecydowanie bardziej wszechstronna opcja. Rower, taki jak ten, to doskonała opcja dla osób, które rozpoczynają swoją przygodę z triathlonem lub kolarskimi treningami. Dlaczego? Po pierwsze – zdecydowanie łatwiej jest go kontrolować i jest bardziej dynamiczny. Kierownica dodatkowo pozwala na dużo większy zakres ruchu. Wszystko to przekłada się na większe bezpieczeństwo podczas jazdy.
Na pierwszy rzut oka wydaje się więc, że jeśli chodzi o urywanie cennych minut, szosa nie może dać takich samych efektów, jakie niesie rower czasowy. Zaskoczę cię więc – trzeba bowiem tylko wiedzieć, co zrobić, by wydobyć z szosy to, co najlepsze. Doskonałym przykładem jest poniższy filmik.
Badano w nim i porównywano, jak na oszczędność w watach wpływają różne zmiany, jakie można wprowadzić w samym rowerze (szosie i kozie) oraz w sprzęcie. Po co? Po to, by udowodnić, które z nich dają największe korzyści.
Okazało się, że nawet na rowerze szosowym da się łatwiej generować większą moc. Opierając się na ukazanych badaniach, nasuwa się wniosek – relatywnie bardziej opłaca się zainwestować w szosę!
Wystarczy tylko wiedzieć, co zrobić, by nie marnować na niej niepotrzebnie zbyt wiele watów. Wystarczy, że nauczysz się jeździć w aerodynamicznej pozycji oraz zainwestujesz w lemondkę, czasowy kask i strój. To wystarczy, by twój rower szosowy dał ci porównywalny efekt do wyników osiąganych na kozie.
ZOBACZ TEŻ: Latająca wiewiórka – co to jest?
Oni udowodnili, że na szosie też jedzie się szybko
Jeśli wciąż ciężko jest ci w to uwierzyć, wystarczy kilka triathlonowych faktów, które dokumentują, że zawodnicy na rowerach szosowych wygrywali rywalizację, wykręcając przy tym całkiem ciekawe wyniki.
- Gustav Iden. To właśnie on wywalczył sobie na szosie tytuł Mistrza Świata na zawodach IRONMAN 70.3 w Nicei w roku 2019. Podczas gdy zdecydowana większość uczestników postawiła na rowery czasowe, wykręcił on drugi czas na etapie kolarskim, tracąc do najlepszego zaledwie 1 sekundę.
- Taylor Knibb. Rok temu na Collins Cup mogliśmy obserwować jej fenomenalny występ, podczas którego dosłownie zmiażdżyła swoje rywalki. 80 km odcinek kolarski pokonała w 1:52:16 – ponad 7 minut szybciej od samej Danieli Ryf.
- Nicola Spirig. Zaledwie miesiąc temu na słynnym #sub8 zawodniczka ta stawiła czoła wyzwaniu i złamała 8 godzin na pełnym dystansie. Pojechała na rowerze szosowym. I choć warunki różniły się od tych na prawdziwym wyścigu [na challenge’u jechała w peletonie], to nie powinno ujść uwadze to, że jako jedyna nie jechała na rowerze czasowym.
Wyświetl ten post na Instagramie
Nie zapomnij o wymogach twojego ciała
Liczby liczbami, ale poza samymi osiągnięciami powinieneś pamiętać także o tym, co podpowiada ci twoje ciało. Nie zawsze to, co najszybsze, będzie dla ciebie najbardziej efektywne. Kilka słów na ten temat przedstawia Tomasz Mickiewicz – były zawodowy kolarz, aktualnie fizjoterapeuta i bikefitter.
– Niewątpliwie rower czasowy przynosi dużo większe korzyści pod względem prędkości i czasu, który pokonujemy podczas zawodów czy treningów. Jednak odpowiednia aerodynamika niesie za sobą większe wymogi dla naszego ciała. Śmiało można powiedzieć, że pozycja TT jest „niewygodna” a na pewno mniej wygodna niż ta na rowerze szosowym. Ale problemu nie należy szukać w rowerze, lecz w swoim ciele. Nasze ciało, mięśnie i ścięgna podczas jazdy na rowerze pracują w dużym rozciągnięciu. Im bardziej wymagająca pozycja na rowerze, tym większy problem dla naszych mięśni. Dlatego, jeśli nie przygotujemy się odpowiednio do jazdy na rowerze czasowym, czyli nie wprowadzimy odpowiednich ćwiczeń MOBILITY, nie ma sensu myśleć o efektywnej jeździe na rowerze TT. Jest to wręcz niebezpieczne dla nas i bardziej narażamy się na kontuzje.
Co zatem w przypadku szosy?
– Rower szosowy dla ludzi o ograniczonej mobilności jest lepszym rozwiązaniem. Po przepracowaniu indywidualnie dopasowanych ćwiczeń można myśleć o przejściu na rower TT, ale i wtedy nie można zapomnieć o pracy nad mobilnością. Jeżeli już mamy obydwa rowery, oczywiście większość treningów wykonuje się na rowerze startowym, ale nawet dla najlepszych zawodników długa jazda na rowerze TT jest wymagająca, dlatego co jakiś czas powinno się zamienić go na rower szosowy, żeby ciało mogło odpocząć od pracy w dużym rozciągnięciu.
Szosa czy czasówka? Wybór należy do ciebie
Jak widzisz, posiadanie obydwu rodzajów roweru to żaden „must have” triathlonisty. Wiele dowodów wskazuje na to, że nie tylko na rowerze czasowym można jeździć naprawdę szybko. Dlatego, jeśli nie chcesz inwestować w dwa sportowe rumaki, z czystym sumieniem i grubszym portfelem możesz zdecydować się na jeden. Który? Wszystko zależy wyłącznie od ciebie.