Jeden z uczestników kwalifikacji do e-sportowych mistrzostw świata chciał awansować tak bardzo, że postanowił pomóc sobie w nieregulaminowy i niesportowy sposób. Jak Zwift wykrył, że Eddy Hoole oszukiwał?
ZOBACZ TEŻ: Duża aktualizacja Zwifta. Nowe trasy i opcje
Zwift zwykle nie dyskwalifikuje zawodników, chyba że chodzi o ważniejsze wyścigi. Takim był zdecydowanie jeden ze startów, w którym wziął udział Eddy Hoole. Co ciekawe, zawodnik zdecydował się oszukiwać… będąc oglądanym przez tysiące osób? O co chodziło?
W połowie listopada Zwift przeprowadził wyścig kwalifikacyjny do UCI Cycling Esport World Championships, czyli e-sportowych mistrzostw świata. Startowało w nim ponad 120 zawodników. Zwycięzca miał otrzymać automatyczną kwalifikację na imprezę docelową. Dodatkowo 50 zawodników otrzymywało awans do kolejnego wyścigu.
Cały wyścig Roule Ma Poule wyglądał normalnie prawie do samego końca. Dwóch zawodników prowadziło, a z grupy pościgowej urwał się Eddy Hoole. Końcowe kilometry pokonał bardzo szybko, doganiając liderów i zostawiając ich w tyle przed metą. – Czegoś takiego jeszcze nie widzieliśmy. To jeden z najwspanialszych występów – mówił jeden z komentatorów komentując ten nieziemski wyczyn.
Zwift podejmuje decyzję
Kilka dni temu Zwift opublikował dokument, który zatytułowany został „decyzją po zweryfikowaniu występu zawodnika”. Dowiadujemy się z niego, że Hoole został zdyskwalifikowany za oszukiwanie podczas wyścigu. Dokument jest zbiorem danych i informacji odnośnie do komunikacji pomiędzy Zwift a zawodnikiem i jego drużyną. Nie ma tutaj mowy o pomyłce, która wynikałaby z błędnej kalibracji trenażera lub miernika mocy.
Całą sprawę dokładnie opisuje na swoim blogu DCRainmaker, który zwraca uwagę, że analiza Zwifta koncentrowała się na ostatniej części wyścigu, która trwała 4 minuty i 16 sekund, gdzie Hoole jechał ze średnią mocą 526 watów. Biorąc pod uwagę wagę zawodnika, dawało to 8,5 wata na kilogram, co odpowiada VO2Max wynoszącemu 90. Zwift zwrócił tutaj uwagę, że najlepsi zawodnicy Tour de France osiągali VO2Max wynoszące około 85.
Zwift zwrócił się z prośbą do Hoole’a, aby ten przeprowadził test, który udowodniłby, że potrafi jechać tak mocno. Dane, które profesjonalista wysłał do organizatora, były podobne, a więc pierwszą myślą była zła kalibracja miernika mocy. Dane, które Zwift zarejestrował podczas wspomnianego wyścigu kwalifikacyjnego, pochodziły jednak z trenażera, który kalibruje się automatyczne, a margines błędu wynosi tam 1%. Nie było szansy na to, że oba urządzenia są źle skalibrowane.
Gwoździem do trumny okazało się rozłączenie zawodnika z serwerami Zwifta, które trwało dosłownie chwilę, ale sprawiło, że przerwany został strumień danych. Zawodnik rozłączał się tylko przed wyścigami, ale nigdy podczas treningów. Organizator zaznaczył, że żaden z innych uczestników nie rozłączył się nawet na chwilę. Taka sytuacja uznawana jest za działanie dopingowe. Dzieje się tak dlatego, że zawodnik mógł w tym czasie połączyć się z serwerami Zwifta używając zewnętrznego urządzenia lub programu, które wysyła fałszywe dane. Był to tzw. atak man in the middle. Ten sposób na oszukiwanie opisany został między innymi na kanale Keitha Wakehama.
Brak wyjaśnienia i dyskwalifikacja
Hoole nie odpowiedział już na pytania Zwifta. Skasował za to nagrania ZwiftPower, a dodatkowo „zniknął” też z mediów społecznościowych. Wszystkie konta zawodnika mają teraz status „prywatne”.
Efektem było zdyskwalifikowanie zawodnika na 6 miesięcy z wszystkich imprez e-sportowych. Czemu tylko tyle? Dlatego, że złamał regulamin pierwszy raz. Dodatkowo na początku grudnia Esport Team Toyta CRYO RDT, dla którego ścigał się zawodnik z RPA, ogłosiło, że jeszcze przed publikacją wyników śledztwa, zerwało kontrakt z zawodnikiem, argumentując, że zawody e-sportowe wymagają uczciwej rywalizacji, czego w tym przypadku nie było.