Robert Wilkowiecki podsumowuje swój tegoroczny sezon oraz dzieli się swoją opinią na temat głośnej decyzji IRONMANa o podzieleniu lokalizacji i terminów mistrzostw świata.
ZOBACZ TEŻ: Roksana Słupek: „Zazdroszczę zawodnikom, którzy nie mają takich problemów”
Kamila Stępniak: Od Twojego startu na Hawajach minęły ponad dwa miesiące. Sezon zakończyłeś 39. miejscem na mistrzostwach świata IRONMAN, rezygnując ze startu w Utah. Mówiłeś, że jednym z powodów były problemy ze stopą. Wszystko już pod kontrolą? Czy w rzeczywistości okazało się, że było to poważnego?
Robert Wilkowiecki: Na szczęście poważne kontuzje w dalszym ciągu mnie omijają. Oby tak zostało!
KS: Podczas naszej ostatniej rozmowy powiedziałeś, że kiedy wrócisz do Polski, przyjdzie czas na wyciągnięcie wniosków. Minęły ponad dwa miesiące, zacząłeś już przygotowania do kolejnego sezonu, więc podejrzewam, że te wnioski są. Zdradź nam, co okazało się najbardziej istotne do poprawienia. Do czego będziecie z trenerem przykładać największą wagę podczas rozpoczętej już pracy?
RW: Poza ciągłym progresem w zasadzie w każdym aspekcie, duże pole do poprawy widzimy w dopracowaniu pozycji na rowerze. Pracuję nad tym aktualnie z Janiszem Borczykiem przy pomocy firmy InTri. Na trenażerze ewidentnie widać, że pozycja jest coraz bardziej aero. [śmiech]
KS: Masz już kwalifikację na mistrzostwa świata IRONMAN 70.3. Postarasz się dołożyć do nich te na dystansie dwukrotnie dłuższym?
RW: Zdecydowanie. Szczerze mówiąc, nie skupiałem się zbytnio na walce o kwalifikację na połówkę. Jeśli chodzi o mistrzostwa świata celuję bardziej w pełny dystans. Niedługo podam pierwsze starty.
KS: Trochę ciężko jest ułożyć kalendarz startów na kolejny rok, gdyż nie znamy terminów sporej części imprez. Na pewno jednak jest kilka takich, które chodzą Ci po głowie. Które?
RW: Na tem moment przede wszystkim jest impreza sylwestrowa. Czekamy wciąż na kalendarz… Liczę na to, że wskoczę z powrotem na wysokie miejsce w rankingu PTO i będę mógł się ścigać na tych imprezach.
KS: Miałeś w tym sezonie kilka naprawdę dobrych startów. Który z nich oceniłbyś jako ten, który przyniósł Ci najwięcej korzyści. Który najbardziej podbudował Twoją pewność siebie? Dlaczego?
RW: Powiedziałbym, że dobre starty powinny być efektem dobrze zbudowanej pewności siebie, a nie jej determinantem. Bez wątpienia wicemistrzostwo Europy to mój najbardziej prestiżowy sukces. Poza tym zawody we Frankfurcie są naprawdę wyjątkowe, więc tym bardziej dobrze je wspominam.
KS: Niewątpliwie start w mistrzostwach Europy IRONMAN był jednym z tych, które wzniosły Twoją sportową karierę jeszcze jeden poziom wyżej. Stanąłeś na drugim stopniu podium, zdobyłeś slota na Hawaje i… Właśnie, trzeba było się do tego wyścigu przygotować i wystartować. A to nie był byle jaki start. Miałeś stanąć ramię w ramię z najlepszymi z najlepszych. Dawniej pamiętam, że presja potrafiła podcinać Ci skrzydła. Jak podszedłeś do całej sytuacji?
RW: Podszedłem do tego startu jak do każdej imprezy. Oczywiście z wielu względów wyścig na Hawajach wymagał nieco innego przygotowania, natomiast nie chodzi o to, żeby zrobić coś więcej niż zwykle,
KS: W jednej z rozmów przyznałeś również, że dużą rolę w Twoich przygotowaniach odgrywa psycholog. Kiedy był ten przełomowy moment i uznałeś, że potrzebujesz tego wsparcia?
RW: Nie było raczej takiego przełomowego momentu. Od dłuższego czasu dążę do wejścia na wysoki poziom sportowy i trening mentalny jest normalną częścią takiego przygotowania. Cały czas szukam również możliwości poprawy i praca z psychologiem jest jednym z elementów, który warto dopracować.
KS: Podejrzewam, że nie ma sztywnego schematu, jeśli chodzi o to, jak wygląda współpraca z psychologiem. Zdradzisz, nie licząc wizyt, jak to wygląda w praktyce? To codzienna praca nad sobą, czy raczej tylko w okresie przedstartowym?
RW: Myślę, że nie muszę nikogo przekonywać, że regularność i konsekwencja są kluczowe w treningu. Celowo używam słowa „trening”. Psycholog jest w pewnym sensie trenerem który pokazuje mi pewne narzędzia, edukuje. Ale ostatecznie to zawodnik musi wykonać swoją pracę.
KS: Na pewno słyszałeś o decyzji IRONMANa i podzieleniu mistrzostw świata na pełnym dystansie. Byłeś na Hawajach, poczułeś ten klimat. Bogatszy o to doświadczenie, co sądzisz na ten temat?
RW: Nie jestem fanem tej decyzji… Ale nie mam na to wpływu, więc trzeba się do tego po prostu odpowiednio przygotować.
KS: Myślisz, że PROsi się zbuntują? Mogłaby to być idealna okazja dla innych organizacji, chociażby PTO, by stworzyć równie prestiżową imprezę, na którą „przeniosą się” najlepsi? Zwłaszcza, iż potwierdziło ono, że od przyszłego sezonu w ich kalendarzu pojawi się dłuższy dystans niż ich autorskie „Ultimate” (100 km: 2-80-18 km).
RW: Jedni się zbuntują, dla innych będzie to szansa. Przypuszczam, że zawody PTO rzeczywiście będą zyskiwały na prestiżu. Kto wie, może to jest przyszłość zawodowego triathlonu w konwencji bez draftingu.
KS: Niesamowite jest to, że IRONMAN ceni się coraz bardziej, jakość organizacji imprez według opinii startujących spada, a chętnych na zapisy nie ubywa. Pomijając już Hawaje, które wiążą się z horrendalnym wydatkiem, wystarczy spojrzeć na Lahti. Już teraz nie ma praktycznie żadnych wolnych miejsc noclegowych w samej miejscowości, gdzie rozgrywane będą zawody. W tym roku mały bojkot przed Koną przeprowadził Joe Skipper, który głośno mówił, że graniczyło z cudem znaleźć nocleg w normalnej cenie. Sądzisz, że ludziom kiedyś znudzi się słynny znaczek z kropką?
RW: Szczerze mówić nie zastanawiam się nad tym zbyt wiele. Dla mnie nie ma znaczenia, czy jest to taka, czy inna marka. Skupiam się na tym, żeby rozwijać się w tym sporcie i będę starał się startować tam, gdzie będą najważniejsze zawody w triathlonie bez draftingu.
KS: Ciekawi mnie jeszcze Twoja opinia na jeden temat. Jeszcze do niedawna triathloniści specjalizowali się w danym dystansie. Od czasu, kiedy Norwedzy udowodnili, że można startować i zdobywać medale i na sprincie, olimpijce, połówce i na pełnym, mam wrażenie, że nieco inaczej patrzy się na startowe możliwości. Co Ty sądzisz o startowaniu i trenowaniu w sezonie na tak różnych dystansach? Ma to sens?
RW: Jak widać, jest to możliwe. Oczywiście konkurencja jest coraz mocniejsza, więc specjalizacja staje się większa. Czysto fizyczne przygotowanie nie jest aż tak inne w przypadku różnych dystansów, natomiast odpowiednie planowanie i ułożenie kalendarza na pewno jest tu wyzwaniem. Czapki z głów dla Norwegów, bo robią to dobre.
KS: Koniec roku się zbliża, a Ty tym razem spędzisz te dni w Polsce. Co potem? Planujesz wyjazd w jakieś zgrupowanie w cieplejszym miejscu?
RW: Na razie zostaje w Polsce. Więcej planów, w zależności od kalendarza startów, będę zdradzał z biegiem czasu.
KS: Dziękuję za rozmowę.