Po dekadzie rywalizacji o wymarzony tytuł Lucy Charles-Barclay została niekwestionowaną królową Kony. Jak wyglądała jej droga do triumfu na Wielkiej Wyspie?
ZOBACZ TEŻ: Kona odczarowana! Lucy Charles-Barclay została mistrzynią świata IRONMAN!
Startując na mistrzostwach świata na Hawajach, cztery razy zajmowała miejsce tuż za podium. Kiedy na początku 2023 roku doznała poważnej kontuzji część środowiska wątpiła w jej start na Wielkiej Wyspie.
Dzięki swojej sile i determinacji Lucy Charles-Barclay nie tylko wystartowała w Konie, lecz także została mistrzynią świata, kompletnie dominując rywalizację. Charles prowadziła wyścig od samego początku do końca, a metę przekroczyła z czasem 8:24:31, poprawiając rekord sprzed czterech lat o ponad dwie minuty. Wszystkiego tego dokonała… z towarzyszącą kontuzją Achillesa, o której poinformowała dopiero po starcie.
Wszystko musi być rywalizacją
Najwcześniejsze wspomnienie związane ze sportem? Rodzinne wakacje. Kiedy rówieśnicy małej Lucy kąpali się w płytkim basenie przeznaczonym dla dzieci, Lucy wybierała skoki do głębokiego basenu dla dorosłych. Podczas gdy wszyscy inni rodzice panikowaliby, widząc takie zachowanie swoich dzieci, rodzice Lucy odpoczywali spokojnie na leżakach. Wszystko dlatego, że od 8 roku życia Lucy Charles trenowała pływanie w lokalnym klubie pływackim Hoddesdon. To właśnie tam odkryła nie tylko swój talent, lecz także chęć nieustannej rywalizacji.
– Opisałabym siebie, jako urodzoną do rywalizacji. Kiedy byłam mała, niezależnie od tego, co robiliśmy – czy to było bieganie po schodach, czy gra w planszówki – musiałam wygrywać – wspomina triathlonistka.
Treningi w klubie pływackim również nie były dla Charles wystarczającą formą rozrywki. Młoda zawodniczka musiała czuć, że konkuruje z innymi, dlatego prosiła swoich trenerów, żeby pozwalali ścigać się jej ze starszymi chłopcami i dziewczynkami. Najlepiej stylem motylkowym, ponieważ ten sprawiał jej największą trudność. Szybko okazało się, że pokonywanie starszych zawodników nie było żadnym problemem.
Charles karierę pływacką kontynuowała przez następne 11 lat. Startowała w krajowych i międzynarodowych zawodach, skupiając się przede wszystkim na długich dystansach. Największym marzeniem nastoletniej zawodniczki był oczywiście udział w igrzyskach olimpijskich.
Koniec kariery?
W składzie na igrzyska olimpijskie w Londynie dla pływaczek długodystansowych było jednak tylko jedno miejsce. Mimo świetnych wyników w miejsce Charles wybrana została Kerri-Anne Payne – srebrna medalistka z Pekinu i mistrzyni świata z 2011 roku. Brak możliwości udziału w imprezie było dla Charles ogromnym rozczarowaniem. Zawodniczka zdała sobie sprawę, że kolejna szansa może przyjść dopiero za 4 lata, a jej miłość do pływania powoli się wypalała.
– Niewiele zabrakło mi do udziału w igrzyskach olimpijskich. Musiałam zdecydować, czy kontynuować treningi przez kolejne cztery lata, czy zakończyć karierę. To był trudny czas. Zdałam sobie sprawę, że straciłam miłość do pływania. Nie dawało mi to już takiej radości. Kiedy nie ma tej miłości, niemożliwe jest kontynuowanie pływania na tym poziomie – wspomina.
Zamiast kończyć karierę Charles postanowiła rozpocząć jej zupełnie nowy rozdział. Zgodnie ze swoim zamiłowaniem do stawiania sobie nowych wyzwań, postanowiła spróbować swoich sił w triathlonie. Jako pierwszy z dystansów wybrała dystans… pełnego Ironmana. Po zaledwie 11 miesiącach przygotowań Charles spełniła założony plan. Na mecie poczuła, że pasja do sportu ponownie wróciła.
– Nie mogłam sobie wyobrazić, jak wielkim wyzwaniem był ten pierwszy wyścig. Początkowo chciałam tylko go ukończyć, odhaczyć to pole i ruszyć dalej. Ale po przekroczeniu linii mety byłam już uzależniona. Nigdy wcześniej nie czułam takiej ekscytacji. Wiedziałem, że chcę rozwijać się w tym sporcie.
ZOBACZ TEŻ :Lucy Charles-Barclay: „Poświęciłam całą swoją karierę, próbując zwyciężyć w tym wyścigu”
Triathlon, czyli nowy początek
I zaczęła się rozwijać. Rozwijać niezwykle szybko. W 2015 jako amatorka Lucy Charles zadebiutowała w mistrzostwach świata IRONMAN na długim dystansie oraz w zawodach 70.3. W obu startach zwyciężyła w swoich kategoriach wiekowych. Triumfy uznała za wystarczający powód do rozpoczęcia kariery PRO. Rok później na starcie stała już z licencją profesjonalnej triathlonistki.
W pierwszym profesjonalnym wyścigu podczas zawodów IRONMAN Lanzarote stanęła na najniższym stopniu podium. W 2016 pojawiły się też pierwsze poważne problemy zdrowotne. Triathlonistka doznała złamania zmęczeniowego stopy. Po wyleczeniu kontuzji wróciła głodna mocnego ściągania. W 2017 Charles postanowiła w pełni skupić się na triathlonie i rzuciła pracę trenerki personalnej. Pierwsze efekty tej decyzji pojawiły się bardzo szybko. Charles wygrała zawody IRONMAN Lanzarote i ustaliła tam nowy rekord trasy. W tym samym sezonie zdobyła srebro na mistrzostwach Europy IRONMAN we Frankfurcie i zapewniła sobie kwalifikację na mistrzostwa świata na Hawajach.
Klątwa Hawajów
W październiku 2017 Lucy Charles mimo problemów z biodrem stanęła po raz pierwszy na starcie mistrzostw świata na Hawajach. Zawody rozpoczęła od mocnego pływania i jako pierwsza triathlonistka wyszła z wody, co na przestrzeni lat, stało się jej znakiem rozpoznawczym. Mimo świetnego pływania i dobrego roweru Charles została wyprzedzona podczas maratonu. W debiucie na Wielkiej Wsypie musiała zadowolić się tytułem wicemistrzyni świata.
Tytuł ten stał się w pewnym sensie klątwą Lucy Charles. Triathlonistka przez kolejne lata zostawała w kręgu najlepszych zawodniczek na świecie, jednak startując na Konie w 2018, 2019 i 2022 roku jeszcze trzy razy stawała tuż za najwyższym stopniem podium.
W międzyczasie lista sukcesów Charles nieustannie się zwiększała. W 2019 roku triathlonistka po raz pierwszy zwyciężyła w kultowych zawodach Challenge Roth (w 2018 roku zajęła tam 2. miejsce), wygrała IRONMAN African Championship, triumfowała na dystansie średnim podczas IRONMAN 70.3 Staffordshire i zdobyła 5. miejsca na mistrzostwach świata IRONMAN 70.3 w Nicei.
Brakujące tytuły
W 2021 po licznych sukcesach na długim i średnim dystansie Charles znalazła dla siebie kolejne wyzwanie. Postanowiła przenieść się na krótsze trasy. W 2021 zadebiutowała na Super League Triathlon Arena Games London, a kilka miesięcy później w WTCS w Leeds. W obu wyścigach jako debiutantka zajęła 2. miejsca.
Po krótkiej przygodzie z nowymi dystansami Charles doszła do wniosku, że na jej liście osiągnięć brakuje dwóch najważniejszych tytułów: mistrzyni świata IRONMAN na długim dystansie oraz dystansie średnim.
Na zmianę tego stanu rzeczy nie trzeba było długo czekać. We wrześniu 2021 Charles zdominowała mistrzostwa świata IRONMAN 70.3 w St. George, kiedy dobiegła do mety blisko 8 minut przed rywalkami.
W marcu 2022 roku realizacja jej kolejnego marzenia stanęła pod znakiem zapytania. Charles doznała poważniej kontuzji – złamania zmęczeniowego biodra. Jednak po kilkumiesięcznym okresie rekonwalescencji Charles powróciła do triathlonu z przytupem. W sierpniu 2022 została mistrzynią świata w triathlonie na długim dystansie w Samorin w Słowacji, a miesiąc późnej stanęła na najniższym stopniu podium w zawodach PTO US Open.
Udany powrót był zapowiedzią świetnej formy na Wielkiej Wyspie. I chociaż Charles faktycznie zaliczyła mocny wyścig, po raz czwarty wróciła do domu ze srebrnym medalem.
Do pięciu razy sztuka
Rok 2023 rozpoczął się dla triathlonistki niezwykle obiecująco. W maju zdobyła brąz na zawodach PTO European Open oraz srebro na wyścigu IRONMAN 70.3 w Kraichgau. Dobra passa została jednak przerwana przez kontuzję stopy. Jej start na mistrzostwach świata w oczach niektórych osób ze środowiska triathlonowego wydawał się niemożliwy.
Historia Lucy Charles to jednak historia upadków i powrotów do sportu. Nauczona determinacji i poświęcenia Charles, nie tylko zjawiła się na Wielkiej Wyspie, lecz także po fenomenalnym występie została nową mistrzynią świata. Brytyjka jako pierwsza kobieta w historii była liderką wyścigu od samego początku do końca. Ponadto poprawiła rekord trasy Danieli Ryf o ponad dwie minuty, kończąc zawody z czasem 8:24:31.
Tysiące godzin spędzonych na treningu ukształtowały Charles nie tylko fizycznie, lecz także mentalnie. I to właśnie mental jest zdaniem mistrzyni świata jednym z najważniejszych składowych jej sukcesu.
Na swojej drodze Lucy Charles-Barclay spotkała ludzi, którzy nieustannie w nią wątpili. Jako pływaczka, trener mówił jej, że nie jest wystarczająco dobra, jako triathlonistka środowisko ze względu na częste kontuzje spisywało ją na straty. Po latach obecności w sporcie Charles zrozumiała jednak, że: „to, że inni uważają, że nie możesz czegoś zrobić, nie oznacza, że tego nie potrafisz”.
„Akceptuje ból do poziomu, którego większość normalnych ludzi nie może sobie nawet wyobrazić”
36 godzin po zakończonym wyścigu mistrzostw świata IRONMAN do internetu wypłynęło zdjęcie czerwonej i opuchniętej nogi Charles. Okazało się, że zawodniczka od tygodnia zmagała się z bólem w ścięgnie Achillesa, który zaczęła odczuwać na tydzień przed startem, podczas jednego z treningów.
Kontuzja pogarszała się z dnia na dzień. Charles na Wielką Wyspę przyleciała nawet ze swoim prywatnym fizjoterapeutą, który do ostatnich dni walczył z bólem. Ten był tak duży, że Charles przyznała, że zastanawiała się nad rezygnacją ze startu.
Triathlonistka stwierdziła jednak, że: „nie można żyć bez próbowania”. Po niecałych 2 kilometrach na maratonie mistrzostw świata Charles krzyczała do swojego męża, że ból jest nie do wytrzymania i że jest „naprawdę niedobrze”. Mimo tego przebiegła kolejne 40 kilometrów.
– Lucy jest kimś, kto akceptuje ból do poziomu, którego większość normalnych ludzi nie może sobie nawet wyobrazić. To jeden z jej znaków rozpoznawczych i powód, dla którego Lucy jest tym, kim jest. Lucy powiedziała, że wielokrotnie myślała o rezygnacji podczas maratonu, ale w jej umyśle ból związany z rezygnacją byłby jeszcze gorszy niż ból w Achillesie, więc przezwyciężyła go – brzmi komentarz TheTriathlonHour.
Kolejne wyzwanie?
Chociaż po mistrzostwach świata na Hawajach Lucy Charles-Barclay przyznała, że wyścig był: „wszystkim, czego kiedykolwiek chciała” to można spodziewać się, że Brytyjka szybko wyznaczy sobie nowy cel. W jednym z wywiadów przyznała nawet, że jedno z jej marzeń nieustannie chodzi po jej głowie.
– To palące pragnienie żeby pojechać na igrzyska wciąż we mnie jest. Nie mogę go uciszyć. Wierzę, że mogę zdobyć złoty medal, o czym nigdy nie marzyłam pływając. Chcę być niesamowitą zawodniczką – mówi Barclay.
Czy po zdobyciu tytułu mistrzyni świata na długim dystansie nadszedł więc czas na dominację w triathlonie olimpijskim?
„Startując na mistrzostwach świata na Hawajach, cztery razy zajmowała miejsce tuż za podium„ – drugie miejsce nie jest poza podium 😉