Polscy PRO po mistrzostwach świata IM. Jak skomentowali zawody? 

W mistrzostwach świata IRONMAN na Hawajach wzięło udział, aż trzech polskich zawodników PRO – Kacper Stępniak, Robert Wilkowiecki i Tomasz Szala. Dla każdego z nich wyścig ułożył się zupełnie inaczej. Jak skomentowali zawody?

ZOBACZ TEŻ: Sabotaż na mistrzostwach świata IM? Ktoś uszkodził rowery innych zawodników? 

„Miałem wrażenie, że zaczynam się gotować” 

Najlepiej spośród Polaków na Wielkiej Wyspie poradził sobie Kacper Stępniak. W swoim debiucie na Hawajach zajął 14. miejsce z czasem 7:58:08. 

W rozmowie z Akademią Triathlonu przyznał, że wyścig do etapu biegowego przebiegał dokładnie tak, jak go sobie to zaplanował. 

Przed startem jak omawialiśmy taktykę z trenerem, idealnym scenariuszem było wyjście w pierwszej grupie z wody, a następnie utrzymanie się w pierwszej grupie pościgowej za kilkoma uciekającymi najlepszymi kolarzami. Dodatkowo miałem jechać z przodu grupy, tak aby uniknąć ryzyka kary za drafting i mocno szarpanego tempa – mówił. 

Mimo tego, że trzymał się taktyki, wjeżdżając do strefy zmian, Stępniak czuł, że: „organizm jest trochę bardziej zmęczony niż powinien”. 

Zaczynając bieg, miałem wrażenie, że powoli zaczynam się gotować, temperatura ciała jest zdecydowanie wyższa niż powinna, a przede mną do pokonania jeszcze maraton – tłumaczył. 

Przyznał, że po 5 km biegu myślał, że nie będzie w stanie ukończyć biegu. Jak sam mówi, przeszedł jednak z programu ścigania na  program dotarcia do mety. Oznaczało to dosyć spokojne korzystanie z każdej strefy bufetowej, pobierając jak największą ilość lodu i pakowanie go do koszulki chłodzącej, którą ubrał w strefie zmian.

Przebiegnięcie tego maratonu to były zdecydowanie najdłuższe trzy godziny w moim życiu – podsumował. 

„Nie jest aż tak hardcorowo” 

Tomasz Szala w Konie zajął 36. miejsce. i przyznał, że: „nie poszło tak, jakby chciał”.  

Pływanie jeszcze spoko, chociaż druga część bardzo wolna. Grupa się porwała. Nie było jej komu prowadzić. Ja też się do tego nie kwapiłem. 

Na rowerze Szala jechał z zawodnikami, z którymi wyszedł z wody, a następnie wymieniał się prowadzeniem z Peterem Hemeryckem. Przyznał też, że minęła go grupa, w której jechał m.in. Lionel Sanders, a tam, jak mówił: „chłopaki lecieli sobie na czerwonych światłach RaceRangera bez oporów”. [system mający walczyć z draftigiem; kiedy pali się światełko zawodnik znajduje się w nieprzepisowej odległości] 

Spłynąłem prawie że na sam koniec wyścigu na rowerze. Znormalizowane waty coś jak na mistrzostwach Polski w Malborku, więc nie jestem zadowolony. 

Szala miał zamiar utrzymać mocne tempo na biegu, jednak ta część wyścigu również poszła nie do końca po jego myśli. 

Wydaje mi się, że przyczyną mojego niepowodzenia jest to, że dzien przed startem się zbyt mocno zestresowałem. Już na carb loadingu miałem ściśnięty żołądek. Mało zjadłem. W nocy budziłem się bardzo dużo razy, oblany potem, aż zacząłem się zastanawiać, czy nie była to jakaś delikatna infekcja – mówił. 

Po starcie przyznał, że dał z siebie 100% i nie był w stanie wykrzesać. Warunki Wielkiej Wyspy były dla Szali trudne, jednak: „nie aż takie hardcorowe jak legendy to malują”. 

ZOBACZ TEŻ: „Aloha. We got married”. Tomasz Szala i jego partnerka wzięli ślub na Hawajach

„To wyjątkowo wymagający czas”

Robert Wilkowiecki w trakcie wyścigu wycofał się z rywalizacji, a przy jego nazwisku pojawiło się DNF. Kilka dni później triathlonista wyjaśnił sytuację. 

W sierpniowym starcie w zawodach IRONMAN Frankfurt Wilku również wycofał się w trakcie wyścigu. Powodem okazały się problemy zdrowotne. Zawodnik prawdopodobnie zasłabł. 

Po 3 km dość komfortowego pływania zdarzyło mi się coś w rodzaju zasłabnięcia, może omdlenia. Trudno mi to opisać. Próbujemy to zdiagnozować – mówił. 

Po wycofaniu się z mistrzostw świata na Hawajach przyznał, że po zawodach w Niemczech zdiagnozowano u niego arytmię napadową. Po licznych konsultacjach z zespołem lekarskim dostał zielone światło na start na Wielkiej Wyspie.

Cały okres przygotowań był monitorowany, a moje zdrowie pozostało pod stałą kontrolą specjalistów. Niestety, podczas startu objawy arytmii powróciły, co zmusiło mnie do podjęcia trudnej decyzji o przerwaniu rywalizacji. Moje zdrowie musi pozostać priorytetem – napisał. 

W rozmowie ze „Sportowymi Faktami” przyznał, że: „każda próba wejścia na wyższe obroty skutkowała objawami typu osłabienie, drętwienie rąk czy odcięcie prądu w nogach”.

Po jakimś czasie straciłem poczucie, że dalsze próby wejścia na swoje maksymalne możliwości są dla mnie bezpieczne. A bez tego, nie ma mowy o rywalizacji o wysokie lokaty na zawodach tej rangi – mówił.

Wilkowiecki po powrocie do Polski będzie kontynuować diagnostykę i ustali dalsze kroki. Zaapelował również do kibiców i społeczności, prosząc o wyrozumiałość sportową i wsparcie. Jak przyznał: „to wyjątkowo wymagający czas”. 

Nikodem Klata
Nikodem Klata
Redaktor. Dziennikarz z wykształcenia. W triathlonie szuka inspirujących historii, a każda z nich może taką być. Musi tylko zostać odkryta, zrozumiana i dobrze opowiedziana.

Powiązane Artykuły

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Śledź nas

18,455FaniLubię
2,753ObserwującyObserwuj
17,700SubskrybującySubskrybuj

Polecane