– W K40 dzieją się cuda – tak więc wszystko jeszcze przed nami, dziewczyny! Tymi słowami Agnieszka Kropiewnicka zachęca rówieśniczki do realizowania swoich marzeń w triathlonie. W wywiadzie przed startem w Abu Dhabi opowiada m.in. o tym, z czego najbardziej jest dumna po tym sezonie.
ZOBACZ TEŻ: Maria Cześnik: „Już w tym sezonie mogłam nie pojawić się na starcie”
Akademia Triathlonu: W tym roku kilkakrotnie używałaś stwierdzenia: „Niech ten sezon trwa, niech się nie kończy”. Ono chyba w najlepszy sposób oddaje to, jak dobrze sobie radziłaś. Z czego jesteś najbardziej dumna?
Agnieszka Kropiewnicka: To był fantastyczny czas, pełen emocji i osobistych sukcesów. Ten sezon pokazał, że systematyczna praca przynosi efekty i pomimo upływających lat można nadal rozwijać się sportowo i poprawiać swoje życiówki. Wszystkie zawody kończyłam na podium w kategorii open. Zdobyłam też srebrny medal na mistrzostwach Europy w Olsztynie. To właśnie z tego startu jestem najbardziej dumna i te zawody wspominam bardzo miło. Liczyło się dla mnie to, że na trasie był mój mąż Przemek, a w roli kibiców nasze córki. Dużo radości sprawił mi też rodzinny start w Triathlon Kozienice organizowany przez Jerzego Górskiego, w którym obie z córką stanęłyśmy na najwyższym stopniu podium. Było to jej drugie zwycięstwo w aquathlonie, które dało motywację do dalszej pracy.
AT: Właśnie o córkę chcieliśmy zapytać. Jak wspominałaś, masz teraz partnerkę do treningów. Czy to stało się samoistnie, że złapała sportowego bakcyla, czy na skutek namów i uświadamiania z Twojej strony?
AK: To jest dla mnie ogromy sukces, że moje dzieci chcą wyjść ze mną na trening. Być może dzieje się tak dlatego, że sport jest w naszej rodzinie od zawsze. One widzą, jak codziennie trenujemy, jeżdżą z nami na zawody i same też startują. Oboje z mężem ukończyliśmy AWF i różne formy aktywności sportowej towarzyszą dziewczynkom od najmłodszych lat. Obecnie trenują pływanie i lekkoatletykę. Czy pójdą w tym kierunku? Nie wiem. Nie mamy od nich takich oczekiwań. Zależy nam, by aktywność ruchowa stała się dla nich nawykiem na całe życie.
Od 15 lat pracuję jako nauczyciel wychowania fizycznego i na co dzień obserwuję, jak przez te lata spadła sprawność ruchowa młodzieży. To jest bardzo niepokojące zjawisko. Skutki zamknięcia dzieci w domach i ograniczenia aktywności ruchowej w czasie pandemii będziemy obserwować przez kolejne lata. Myślę, że obecnie bardzo ważną rolą każdego rodzica jest uświadamianie dzieci o pozytywnym wpływie ruchu na zdrowie człowieka.
Wyświetl ten post na Instagramie
AT: Duże wrażenie zrobiła na nas liczba Twoich startów w tym sezonie. Wielokrotnie zapraszałaś swoich obserwatorów na kolejny i następny „race weekend”. Wyobrażasz sobie, że mogłabyś funkcjonować bez tej aktywności?
AK: Wychodzę z założenia, że po to trenuję całą długą zimę i wiosnę, by móc jak najczęściej cieszyć się startami. W mijającym sezonie bez zawodów miałam tylko 2 weekendy. To dużo, ale ja tak lubię. Startami „A” w tym sezonie były mistrzostwa Europy w Olsztynie i mistrzostwa Polski w Rzeszowie. Obie imprezy odbyły się na przełomie maja i czerwca. Kolejne starty były już tylko dla przyjemności, bez presji na wyniki. Bardzo często zapisywałam się na zawody spontanicznie, tj. na kilka dni przed zamknięciem list startowych. Startowałam w Suszu w drodze na rodzinne w wakacje, a w Bydgoszczy w drodze powrotnej, bo skoro już mieliśmy sprzęt i znajomi chwalili imprezę, to czemu nie… Duża w tym również zasługa trenera Przemka Szymanowskiego, który potrafił tak ułożyć plan treningowy, by moja forma sportowa utrzymywała się na możliwie stabilnym poziomie.
AT: Mniej więcej w połowie roku zadebiutowałaś w nowej kategorii wiekowej. Rzut oka na Twoje wyniki tylko na StartList ujawnia niekończące się pasmo sukcesów. Specyfika nowej kategorii wiekowej, czy po prostu Ty byłaś w tak dobrej dyspozycji?
AK: To fantastyczne, że my 40-stki możemy rywalizować z młodszymi koleżankami i stawać na podiach w kategorii open. Pokazało to w tym sezonie wiele kobiet z mojej kategorii, między innymi Angelika Kowalska, Kasia Jonio, Ania Giżyńska, Magda Ciołczyk. Może to szczęśliwa kategoria, bo właśnie po awansie do niej pobiłam swoje życiówki na każdym dystansie w triathlonie oraz zaczęłam biegać w tempie poniżej 4min/km na dystansach 5 i 10 km. W K40 dzieją się cuda – tak więc wszystko jeszcze przed nami, dziewczyny!
AT: Większość Twoich startów odbywa się na dystansach krótkich. Wyjątkiem jest połówka w Malborku, w której regularnie występujesz. Co sprawia, że wracasz akurat do tego miejsca?
AK: Startuję głównie na krótkich dystansach, ale moim ulubionym jest dystans standardowy. Bardzo żałuję, że w Polsce jest stosunkowo mało imprez, gdzie można ścigać się na olimpijce. Na dystansie ½ IM startowałam trzykrotnie i zawsze w Malborku. Marcin Waniewski i Labosport robią imprezę z niepowtarzalną oprawą i pomimo tego, że zazwyczaj jest trudno przez temperaturę lub wiatr, to i tak chce się tu wracać. W tym roku długo wahałam się przed zapisem, bo nie miałam dobrych wspomnień z ostatniego startu z powodu „ściany”, która dopadła mnie na ostatnich kilometrach wyścigu. Potrzebowałam tego startu, by odczarować ten dystans. Pierwszy raz tak bardzo bałam się przed zawodami, być może też dlatego, że nie robiłam praktycznie żadnych przygotowań pod dłuższe ściganie. Finalnie wyszło bardzo dobrze. Zajęłam 2. miejsce w kategorii open, czas 04:48:16 jest moją nową życiówką na ½ poprawioną o ponad 10 min. W przyszłym sezonie na pewno tam wrócę.
Wyświetl ten post na Instagramie
AT: Gdy Edyta Litwiniuk składała Ci urodzinowe życzenia, pisałaś, że kasa się przyda na triathlonowe fanaberie. Zakładając brak ograniczeń budżetowych: czy masz jakieś marzenie związane z posiadaniem konkretnego triathlonowego sprzętu/gadżetu? Co określiłabyś mianem sportowych fanaberii?
AK: Edytka zawsze dobrze mi życzy… Nie ma co się oszukiwać, triathlon to bardzo kosztowny sport i jako nauczyciel nie mogę sobie pozwolić na zakup jakiś sprzętowych nowinek. Na pewno marzy mi się rower i osprzęt z wyższej półki. Nigdy też nie jeździłam z dyskiem i jestem ciekawa, jak przełożyłoby się to na wyniki na trasie rowerowej.
Staram się „bawić” w triathlon z rozsądkiem. Nie wydaję na sprzęt pieniędzy, których mogłoby mi zabraknąć na wakacje z dziećmi lub na opłacenie ich zajęć dodatkowych. To jest moje hobby. Czasem myślę, że my amatorzy zbyt ambitnie do tego podchodzimy i wydajemy krocie na rzeczy, które może pozwolą urwać kilka sekund na krótkich dystansach. Czy warto?
Zamiast zakupu lepszego sprzętu wolałabym wydać te pieniądze na podróże, oczywiście połączone z triathlonowym startem. To moje małe marzenia.
AT: Czego oczekujesz po starcie w Abu Dhabi?
AK: Mistrzostwa świata w Abu Dhabi to będzie jedna z piękniejszych sportowych przygód w moim życiu. Moje oczekiwania względem tego startu sprowadzają się do tego, żeby wywieźć z tego miejsca niezapomniane wspomnienia. Planuję dotrzeć na metę z poczuciem, że zrobiłam wszystko, na co mnie było stać tego dnia. Przez ostatnie dwa miesiące mocno pracowałam, by stanąć na linii startu w jak najlepszej formie. To są tylko plany, a co wyjdzie, zobaczymy już za kilka dni. Jak pokazały w tym roku międzynarodowe zawody – świat jest mocny i o miejsca w czołówce będzie niezwykle trudno. Nie kalkuluję i na nic się nie nastawiam. To są mistrzostwa świata age-group, a my jesteśmy amatorami, dlatego największą nagrodą po tym starcie będą przeżyte emocje.
Dziękujemy za rozmowę.