E/ sierpień 2017 – X Terra – dystans krótki – cross tri, do boju !!!!!!!!
Przygotowań nie było z uwagi na obrana strategię zawody–regeneracja-zawody-regeneracja……
Cele startowe takie jak w Dąbrowie Górniczej. Za łatwo, powiecie. No nie, bo to po górkach. Inna, nieznana skala trudności.
Skusiłem się natomiast na objazd trasy w przeddzień zawodów. Taki mini objazd. No dobra, przejechałem 4 km bo się bałem, że następnego dnia nie wstanę z łóżka.
Rower górski pożyczyłem od syna. Ktoś później powiedział, że wyglądałem jakbym jechał na osiołku. To prawda. Chociaż słowo jechałem jest lekkim nadużyciem. Osiołka głównie pchałem.
Start na luzie. Pływanie styyyylem klasyyyyycznym. Dzięki mini objazdowi wiedziałem co mnie czeka na rowerze, więc najczęściej prowadziłem osiołka tam gdzie inni wjeżdżali lub zjeżdżali bez problemu. Ale za to nie rozpłatałem sobie czaszki o kamienie. Było też miejsce gdzie osiołka trzeba było nieść. Tam postanowiłem się wywrócić i potargać sobie jedyny porządny sprzęt – gatki triathlonowe. Druga część trasy była przyjemniejsza. Moim osiągnięciem było wyprzedzenie gościa, który zerwał łańcuch i prowadził rower. Wyprzedzam, więc nie będę ostatni. A nie, czekaj. Pewnie dostanie DNF.
Bieganie było najłatwiejsze. Trochę wyprzedzałem trochę byłem wyprzedzany.
Cross tri rozklepany. Był to mój drugi triathlon i zauważyłem, że po obu zawodach nic mnie nie boli. Było mocne zmęczenie, ale bólu nie. Po zawodach biegowych zawsze coś uszkodzone. A tu nic. Chyba to dyscyplina dla mnie. Tylko kto mądry by to trenował.
Miejsce: 88 na 114
Odkrycie roku 2017 nr 5 – słowo cross zaczyna mi się źle kojarzyć.
F/ październik 2017 – Cracovia Półmaraton – się biega już od 1,5 roku, nie?
Krótkie przygotowania do połówki w Krakowie zniweczone zostały miesięczną chorobą układu oddechowego. Ale się zapłaciło, to się pobiegnie. Cel złamania magicznych 2 godzin uleciał. Ale na starcie nagle obudził się lew i pokazał pazur. Taka myśl naszła biegacza. Weź wystartuj 5:40 i zobaczymy dokąd dolecisz. A potem wyszło słoneczko i wystartowaliśmy. Rewelacyjne samopoczucie skończyło się na 10 km. Baloniki z napisem 2:00 odjechały jak ferrari na autostradzie. Zostało tylko powolne umieranie. Egzystencję przedłużyłem do 15 kilometra. Po 17 było po mnie. Kończyłem w tempie 6:50 chociaż wydawało mi się, że pędzę 5:00. Animuszu nie dodawał mi wcale widok reanimowanych uczestników na 20 i 21 kilometrze. Trup padał gęsto, a ja miałem być następny. Zaliczyłem normalną ścianę maratońską na półmaratonie. To jest osiągnięcie.
Czas: 2:04:54
Miejsce: 5094 na 8332.
Odkrycie roku 2017 nr 6 – na każdym dystansie można się fajnie skatować do nieprzytomności.
Nasuwa się pytanie czy miałem w roku 2017 jakieś normalne starty. Tak, ale zawodów bez historii nie opisuję. Tylko kamienie milowe. Tylko.