Bliskie spotkania III stopnia

Upływa szybko życie, jak potok płynie czas,

Za rok, za dzień, za chwilę, razem nie będzie nas.

I nasze młode lata upłyną szybko w dal,

A w sercu pozostanie tęsknota, smutek, żal.

 

Jako triatlończyk z kategorii 50+ często gdy nucę sobie tę piosenkę, myślę sobie, oj jak ten czas szybko leci. Młodsi koledzy z AT, którzy kiedy ja uczyłem się rosyjskiego, robili w pieluszki albo się jeszcze nie narodzili, pewnie nie mają takich trosk, no ale cóż, starość nie radość.

Broń mnie Panie Boże od popadania w jakiś nostalgiczno-melancholijny nastrój! Niemals, Never, Jamais! Tak się tylko czasami zastanawiam, jak dzisiaj wyglądało by moje życie, gdyby nie ten Triathlon. Zamiast chodzić do Klubu Seniora, biegiem lub na rowerze pokonuję odległości o których mi się nigdy nie śniło. Z pływaniem sprawa wygląda niestety troszkę gorzej, ale z dnia na dzień jest coraz lepiej i z optymizmem patrzę w przyszłość. Forma to jedno, podróże to drugie. Gdzież to ja  dzięki triatlonowi nie byłem, a gdzie jeszcze będę! Hoho! A odżywianie. Czegóż to ja, oczywiście dla poprawienia kondycji fizycznej, już nie piłem, a czego nie jadłem. Dzięki triatlonowi wcinałem takie potrawy, których nawet Pani Gessler i Pan Makłowicz do spółki razem wzięci, nigdy by nie wymyślili. A pisanie? Przecież ja w życiu nie napisałem tylu słów, ile przez ostatnie dwa lata!!! 20 wpisów na BLOGU!!! Po prostu Triatlon!

Nie tylko ja się zmieniam, inni również przechodzą dzięki triatlonowi transformacje…

Weźmy np. taką Akademię Triatlonu czyli pierwszy w Polsce serwis społecznościowy dla osób zainteresowanych triathlonem. Jak czytamy na stronie głównej: …Użytkownik AT w jednym miejscu znajdzie: aktualne newsy z kraju i ze świata, kalendarz imprez, porady i plany treningowe przygotowane przez znanych i cenionych fachowców, opisy i recenzje sprzętu sportowego oraz wiele innych. Uwaga ale nie tylko!!!

Ostatnio AT, a to głównie za sprawą IronManaMarka ale nie tylko, służy rodzinie Triatlonowej w zakresie  poprawiania humoru!!! Zdania typu: „Ale mi poprawiłeś humor od samego rana’, „czytałem i padłem ze śmiechu’ lub „ja tak jak Łukasz, popłakałem się ze śmiechu’, rosną w komentarzach do blogów, jak grzyby po deszczu. Tak to się porobiło ostatnimi czasy, że ATowcy wiją się po treningu nie z bólu ale ze śmiechu!!! Chichotamy i rechoczemy pełną gęba dzięki naszej AT! Mało tego, sikamy w piankę, nie tylko w czasie pływania ale ostatnimi czasy popuszczamy sobie w gatki czytając teksty kolegów! I tak ma być! Proszę o więcej, śmiech to zdrowie! Produkcja endofrin u ATowców ma eksplodować dzięki AT niczym Etna albo Stromboli!

Do wymienionych już wyżej dobrodziejstw płynących z uprawiania triatlonu, dorzucił bym jeszcze może największe dobrodziejstwo, jakim moim zdaniem, są Spotkania. Triathlon nas łączy!

Dzięki triatlonowi s p o t y k a m y nie tylko fascynujących, niecodziennych lub po prostu rewelacyjnych ludzi! My jeszcze z nimi rozmawiamy i nawiązujemy kontakty. Takie nasze Bliskie Spotkania III Stopnia! Nie ważne czy Polak, Niemiec albo Duńczyk (spotkałem nawet szczęśliwych Cyganów…). Spotkania triatlonowe pokonują wszystkie bariery, zmieniają nas i zmieniają nasze życie. Jako przykład podam spotkanie pewnego chirurga naczyniowego z pewnym redaktorem!!!!!

Aż strach pomyśleć, co by było gdyby się ze sobą nie spotkali

Ale na swojej drodze triatlonowej możemy spotkać nie tylko ludzi. Ja biegając po terenie, gdzie kiedyś było wysypisko śmieci, a teraz jest rezerwat przyrody, spotykam często rożne zwierzątka. Króliki, dziki, lisy i inne sarny wychodzą mi rano na spotkanie i z ciekawością a czasami nawet z zainteresowaniem śledzą moje postępy treningowe. Niektóre króliki nawet próbują się ze mną ścigać w imię hasła każdy goni swojego królika..

Jednak ze spotkania Watriata cieszę się najbardziej, a dzień w którym ujrzałem go po raz pierwszy pozostanie mi w pamięci do końca życia! On sam też opowiedział mi kiedyś o pewnym spotkaniu…..:

Watriat ubrał buty i wyszedł na poranny trening. Berlin powoli budził się ze snu, ale na dworze było jeszcze ciemno. Nienawidził tych poniedziałkowych treningów. W czasie kiedy inni dopijali jeszcze na imprezie ostatnie piwo lub tańczyli swój ostatni taniec (…To chyba nasz ostatni taniec dziś widzisz mnie ostatni raz, Wyruszam tam, gdzie nikt nie kłamie I gdzie przyjaciół każdy ma) on musiał zmagać się z kilometrami. Czuł się jak niewolnik Motywacja zero. Toczył swoje ciało w tempie, którego by się ślimak nie powstydził i intensywnie szukał w głowie jakiegoś argumentu, dzięki któremu mógłby natychmiast zawrócić do domu, ale dzisiaj nic konkretnego nie przychodziło mu do głowy. Dla motywacji, przypominał sobie sceny z ulubionych filmów sportowych, ale leń prawym sierpowym wymazywał z głowy fragmenty filmów Rocky i Maratończyk. Po prostu nie chciało mu się i już! Był zmęczony, niewyspany, w pracy był stres, w domu też mogło by być lepiej. Wszystko to powodowało, że chciał natychmiast zawrócić i wskoczyć z powrotem do ciepłego łóżeczka. Mimo to jakaś dziwna siła pchała go dalej. Po 2 km nawet już przestał ziewać i jego sylwetka zaczęła powoli przypominać kogoś kto biega. Nagle w krzakach, przy dróżce po której biegł, zobaczył leżący rower, a obok roweru leżała postać w garniturze. Był to mężczyzna w wieku Watriata. Co jest do licha? Pomyślał Watriat. Zatrzymał się. Facet leżał na plecach i nie dawał znaku życia. Watriat zbliżył się ostrożnie do niego i szarpnął za rękaw. Jegomość chrząknął, zamamrotał coś pod nosem i nagle huknął na cały regulator:

Co jest kur..a? W tym samym momencie w stronę Watriata poleciała wiązanka przekleństw rodem z Kleparza!

Swój -pomyślał. Nie przejął się za bardzo wyzwiskami i jeszcze raz pociągnął gościa. W tym samym momencie osobnik odwrócił się. Mieszanka odoru alkoholowo-tytoniowego buchnęła z mocą huraganu w nozdrza Watriata. O ześ ty, pomyślał WaTriat. Nachylił się nad delikwentem i równocześnie kropla jego potu spadła na czoło rodaka. Typek otworzył oczy. Watriat zamarł! Zapanowała grobowa cisza. Watriat nie mógł uwierzyć w to co zobaczył. A jednak! W oczach nieznajomego faceta zobaczył siebie! Odrzucił rękę nieznajomego  i zaczął uciekać. Jeszcze nigdy wżyciu nie biegł tak szybko. Nie czuł już żadnego zmęczenia! Nagle stanął jak wryty. Muszę mu pomóc, pomyślał. Zawrócił i pobiegł z powrotem na miejsce, gdzie przed sekundami zostawił gościa. Niestety miejsce było puste, a po rowerze i rowerzyście nie było nawet śladu. Facet wsiąkł jak kamfora! Co to miało być? Zjawa jakaś czy co? Przecież nie zapadł się pod ziemię! Dalsze poszukiwania nie przyniosły rezultatu.

A może w ogóle nikogo tam nie było? Może spotkał samego siebie…..

Powiązane Artykuły

2 KOMENTARZE

  1. Spotkania z samym sobą sprzed okresu triathlonowego rzeczywiście nie muszą być przyjemne ale chyba u każdego są zdrowym kopniakiem dla motywacji. Run WaTRIat! Run!

  2. Piotruś, z czegos to musi wynikac, prawdopodobnie z jednej ,, fali’…. postrzegamy podobnie…. 🙂

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.

Śledź nas

18,455FaniLubię
2,816ObserwującyObserwuj
22,000SubskrybującySubskrybuj

Polecane