Chelsea Sodaro: „Czuję, że całe swoje życie trenowałam do triathlonu”

Chelsea Sodaro ma za sobą wspaniały rok. W rozmowie z Bobbem Babbitem opowiadała o tym, jak znalazła się w triathlonie, a także jak łączy rolę matki i sportowca. Mówi również, że zamierza w 2023 powrócić do Kony i walczyć o obronę tytułu mistrzyni świata.

ZOBACZ TEŻ: Zmiany w drużynie BMC. Sodaro i Matthews odchodzą 

Chociaż Chelsea Sodaro przed triathlonem była biegaczką to w rozmowie z Bobbem Babbitem mówi, że sportem jej dzieciństwa była… piłka nożna! Grała w młodości, a dopiero na studiach jej kariera biegowa się rozwijać. Trapiły ją jednak kontuzje i musiała czekać kilka lat na swój przełomowy sukces. Na piątym roku studiów zdrowie pozwoliło na to, aby skoncentrować się całkowicie na sporcie. Sukcesy przyszły dość szybko. Wygrała prestiżowy bieg na 10 kilometrów.

Otrzymałam 12.000$. Wow! Pomyślałam, że w końcu mogę normalnie zapłacić czynsz. Poczułam się niczym profesjonalny sportowiec. Potem wygrałam kolejny krajowy tytuł i pokonałam kilka dziewczyn, które startowała na olimpiadzie. Niestety w kolejnych latach zmagałam się z kontuzjami. Chciałam awansować do drużyny olimpijskiej w 2016 roku, ale w kwalifikacjach poszło mi fatalnie. Byłam wtedy całkowicie pogubiona.

Kiedy wraz z mężem oglądała w telewizji występy amerykańskich triathlonistek, partner powiedział, że byłaby w tym sporcie świetna. Wtedy Chelsea skwitowała to śmiechem, ale w ciągu kilku przyszłych miesięcy wyposażyła się w rower, zapisała do klubu i całkowicie zakochała w tym sporcie.

Sodaro wspomina, że rozpoczęła naukę triathlonu. Jej pierwszym występem był Tritonman w San Diego. Wspomina, że podczas wyścigu padał deszcz, organizatorzy odwołali pływanie, a ona zastanawiała się wtedy, czy podjęła dobrą decyzję. Pamięta, że wtedy jej celem był występ na olimpiadzie, bo chciała iść tą samą sportową ścieżką, którą planowała jako biegaczka. Później te plany się zmieniły. Podróżowała po całym świecie, startując w wyścigach ITU. Pojawił się jednak moment, w którym poczuła zmęczenie takim stanem.

Przybyłam do Huatulco na puchar świata. Przed wyścigiem nie czułam się dobrze, samo ściganie też nie było świetne, ale to był niesamowity występ. Wygrałam, ale po przekroczeniu linii mety czułam totalną pustkę. Zrezygnowałam z triathlonu na kilka tygodni.

Chelsea Sodaro
fot. Chelsea Sodaro i PTO

Kona? Wspaniała pogoda

Kluczem do powrotu okazało się ściganie na długim dystansie. Chelsea polubiła ściganie się na rowerze TT i zaczęła odnosić sukcesy. Wygrała kilka wyścigów, mogła wybierać, gdzie chce trenować i występować. Nie żałowała też tego, że jej trening nie był w młodości bardziej urozmaicony. Fakt, że wcześniej trapiona była kontuzjami sprawił, że na rower wsiadała bardzo często i uważa wręcz, że do triathlonu trenowała całe życie.

Wielu zawodników opowiada o tym, jak przeraża ich wysoka temperatura w Konie. Wysiadając z samolotu, odczuwają gorące powietrze. Sodaro poleciała na Hawaje po raz pierwszy i poczuła od razu, że jest w wymarzonym miejscu. Koniecznie chciała tam wystartować. Podczas tej wizyty poczuła atmosferę mistrzostw, bo chociaż nie startowała, to dopingowała zawodników i zawodniczki.

Ironman na takim dystansie to walka z samym sobą. Łączy nas to cierpienie w walce o dotarcie do mety. Wspaniale jest później dzielić się tymi historiami z innymi zawodnikami.

„Nie wiedziałam, co mnie czeka”

Dzisiaj Amerykanka z uśmiechem wspomina moment, w którym na filmie jest w 9 miesiącu ciąży i snuje ambitne plany powrotu do sportu. Przyznaje nawet, że wtedy myślała, że okres ciąży będzie „wakacjami” od treningów, ale okazało się, że jest równie wymagający dla organizmu.

Sodaro trenowała według planu przez około 20 tygodni. Cały czas wspomagał ją trener, któremu wdzięczna jest, bo pomagał w dostosowaniu się do nowej sytuacji. Mówi, że dzisiaj ciągle uczy się bycia rodzicem i jest to umiejętność, której nie da się do końca opanować.

Szczerze, chyba cały czas staram się zrozumieć, jak to jest być matką. Nie da się tego do końca zrozumieć. Połączenie tego z prywatnymi marzeniami i pracą jest czymś naprawdę wymagającym. Cieszę się, że mam tutaj wsparcie męża, który pomaga, ale też rodziny, która wspiera przy każdej okazji.

 

Wyświetl ten post na Instagramie

 

Post udostępniony przez CHELSEA SODARO (@chelseasodaro)

Nie dopuszczać do siebie myśli o zwycięstwie

Sodaro zajęła 2. miejsce w swoim pierwszym wyścigu IRONMAN w Hamburgu. Mówi, że nie był to wyścig idealny i wiedziała, że może pokazać się z jeszcze lepszej strony. Później zajęła 3. miejsce podczas PTO Canadian Open, chociaż start tego nie zapowiadał, bo miała atak paniki podczas pływania.

Przed Koną Sodaro miała trochę problemów. Jej córeczka chorowała i wspomina, że do samolotu na Hawaje jej mąż musiał wręcz „wpychać ją na siłę”, sugerując, że zawsze może tam po prostu odpocząć. Amerykanka wyjaśnia, że jedna z sesji treningowych na Queen K otworzyła jej oczy. Wtedy zrozumiała, że możliwy jest dobry wynik. Nie miała jednak konkretnych oczekiwań.

Żyję takimi mistrzowskimi wyścigami. Uwielbiam atmosferę tej rywalizacji z najlepszymi na świecie. Tutaj jednak czułam, że nie chodzi o nich, ale o mnie – mówi.

Mistrzyni mówi zresztą, że jej mantrą jest właśnie przygotowanie do wyścigów. Nie myśli o rywalach i tym, co przeżywają. Myśli o własnej formie i na to, co sama może mieć wpływ.

Podczas biegu liderowała. Mówi, że wtedy obawiała się Anne Haug, która zawsze wygląda podczas tej części świetnie. Kiedy mijała się z Niemką na trasie, starała się więc „wyglądać wspaniale, chociaż trwało to 10 sekund”. W rozmowie wyjaśnia też, że zwalniała wyraźnie przy stacjach odświeżania, ale nie dlatego, że czuła skurcze.

Wiedziałam, że mam trochę zapasu czasowego, który mogę tam zainwestować. Chciałam porządnie zająć się sobą. Widzimy, że ludzie padają podczas tego wyścigu. Przegrzewają się, odwadniają lub zapominają o odpowiednim odżywaniu. Nie chciałam zrobić tego błędu. Później zobaczyłam, że ta strategia doskonale się sprawdza.

Amerykanka doskonale zdawała sobie sprawę, że ściganie na Konie pełne jest pułapek. Podczas całego wyścigu wyrzucała więc z umysłu myśli o tym, że może wygrać. Pozwoliła sobie na to dopiero po przekroczeniu linii mety. Co zmieniło się w jej życiu?

Dzień później moja córeczka chciała jeść i pójść pobawić się na plac zabaw. Nie interesowało ją to, że mama jest mistrzynią świata. Ciągle więc pływam, jeżdżę na rowerze, biegam i jestem matką – mówi. Zamierza wrócić na Hawaje i powalczyć o obronę tytułu.

Zobaczcie poniżej całą rozmowę:

Grzegorz Banaś
Grzegorz Banaś
Redaktor. Lubi Lionela Sandersa i nowinki technologiczne. Opisuje ciekawe triathlonowe historie, bo uważa, że triathlon jest wyjątkowo inspirującym sportem, który można uprawiać w każdym wieku. Fan dobrej kawy i książek Jamesa S.A. Corey'a.

Powiązane Artykuły

Śledź nas

18,455FaniLubię
2,813ObserwującyObserwuj
21,600SubskrybującySubskrybuj

Polecane