Styczeń 2016, moment noworocznych postanowień. Są wśród nich takie: zostanę triathlonistą. Nie ma znaczenia na jakim dystansie. Dla mnie takim samym triathlonistą jest ten, który chce ukończyć sprint, jak również też, który che złamać 10h w Ironmanie. Jednak wszyscy początkujący mają według mnie ten sam, bardzo charakterystyczny zestaw zachowań, który zidentyfikowałem też u siebie, patrząc na pierwsze lata mojej tri-kariery. Myślę, że niektóre z tych „cech” można przypisać do każdego rodzaju sportu, a i zapewne nie wszystkie z nich wymieniam poniżej. Może się dołożycie?
- Trenuję triathlon – jak śmiesz nie wiedzieć co to jest?
To ten sport co się lata z karabinem? A to wszystko jednego dnia? Ile razy słyszeliście te pytania? A ile razy was to irytowało? Na początku irytowało mnie to kosmicznie. Jak można nie wiedzieć z czego składa się moja ukochana dyscyplina sportu? Nie wiedzą – znaczy są gorsi. Zresztą ta relacja: „trenuję, jestem lepszy – nie trenujesz, jesteś gorszy”, jest niebezpieczna dla ego. Oj jest! Od tego już tylko krok do nieomylności, oceniania innych, myślenia o sobie typu primus inter pares, co prowadzi do kolejnego złego zachowania: „Nie widzisz, że trenuję?
- Nie widzisz, ze trenuję?
Co w praktyce oznacza: nie mam dla ciebie czasu, nie mam czasu na rozmowę z tobą, na obowiązki domowe, w końcu na nic innego poza treningiem. Przecież trenuję tak ciężko (w końcu to najcięższa dyscyplina), więc nie masz prawa ode mnie nic wymagać. Zresztą o tym, że trenuję ciężko dowiesz się natychmiast z mojego FB, bo przecież 100km, które pokonałem właśnie na rowerze, to dla Ciebie kosmos. Więc podziwiaj! Brrr…koszmar! Do dzisiaj pamiętam swojego pierwszego bloga, gdzie zamieszczałem swoje codzienne treningi. Tak jakby kogoś obchodziło, ile i co robiłem. Co to w tej głowie siedzi?!
- „Jestę triatlończykiem” – musicie się ze mną liczyć!
Innym słowem: pozostali trenujący się nie liczą. I żeby było jasne – żabkarze na torze straaaaasznie mi przeszkadzają. Ale z drugiej strony to, że koleś ma na czepku napis triathlon, nie czyni go królem toru. W końcu pływanie w pralce to część triathlonu. Nie ma co więc prychać, wzdychać i albo wykupujemy tor dla siebie albo… pływamy z dobrodziejstwem inwentarza. Chociaż przyznam się szczerze, że kiedy widzę pełen zestaw gadżetów przed słupkiem, to łatwiej się pływa, bo wiem, że przynajmniej część treningu zawodnik wykona wąskim stylem, jakim jest dowolny. Podobnie jest z bieganiem na stadionie. Tor pierwszy na Agrykoli nie służy do truchtania. Tak samo truchta się na torze 2,3 i 4. Tor pierwszy służy do treningu jakościowego. Nie ma co po nim truchtać w koszulce z imprezy Garmin albo Endomondo, i tak pokaże, ile przebiegłeś.
- Aero Uber Alles.
I nie piszę tutaj o manii kupowania sprzętu za miliony, ale raczej o fobii karbo-aero. Ważysz 5kg powyżej przyzwoitości – rower za 20k nie zrobi ci różnicy. Dopóki nie będziesz ważył tyle, ile zawodnik powinien ważyć, ten 1kg więcej sprzętu ci nie zaszkodzi. Na początku naprawdę ma to drugorzędne znaczenie. Noga się liczy – nie rower. Z rozrzewnieniem wspominam rozmowę z kolegą, który zaczynał przygodę z tri, kiedy mówił, że kurtki z decathlonu na rower to on nie założy, bo będzie mu oporowała. He he. Wolał kupić taką speca, 4x droższą. No to kupił. Ale jeśli ten sam kolega na treningu wywala za siebie papierki po żelach lub batonach (no bo trzeba co 10km wziąć jedno albo drugie, bez tego nie jestem tri-pro), bo nie będzie tego dźwigał albo nie będzie aero – tutaj już protestuję!
- Ostatni sprawa – wybory.
Początki są trudne bo… można się zatracić. Triathlon to piękne hobby, ale hobby. Warto zastanowić się, czy ma on pochłaniać 100% naszego czasu. Bo, że trzeba będzie ten czas przeformatować to wiadomo. Ale mam nadzieję, że wszystkich zaczynających, nie będzie opisywał ten kawał: Jak poznać, że ktoś trenuje triathlon? Powie ci po 10’ rozmowy, albo szybko będzie chciał kończyć, bo rano ma basen!
Powodzenia na treningach!
Dziękuję Marku. Również pozdrowionka na Nowy Rok
Za mną trzy sezony startowe w TRI. Pierwszy sezon to był podziw ze strony rodziny – czytaj żony, drugi – tolerancja a trzeci zniecierpliwienie. Myślę, że podstawą jest ustalenie zasad z rodziną ile można poświęcić na tą zabawę.
Sezon nr 4 ma być w harmonii z pozostałymi elementami życia :-). Jak widać każdy musi się uczyć na swoich błędach 🙂
Krzysiek – jedna z najlepszych Twoich wypowiedzi! Gratuluję i pozdrawiam noworocznie!
Generalnie w sedno, brakuje jednak akapitu o dodawaniu przedrostka „tri-” do wszystkiego o czym piszę w internecie.
Chodzi mniej-więcej o takie wpisy „Rano zjadłem tri-śniadanie, po czym zrobiłem tri-kupę, aby móc wyjść na trening z moimi tri-przyjaciółmi. W ogóle to taka ze mnie tri-wariatka…”. No i może jeszcze zakładanie tri-koszulek, tri-klubów osiedlowych, koleżeńskich, rodzinnych. Oczywiście zanim zdążę zdobyć koszulkę za ukończenie jakichkolwiek tri-zawodów.
Kurcze to ja wyglądam na treningu jak szmaciarz:))). Leginsy mam niektóre cztero letnie z decathlonu, bluzy dziurawe po upadkach na rowerze, ze sklepu wyżej w cenie 49.90 lub 39.90 w promocji. Jak zimno zakładam jedna więcej. WOW. jedyne w co „inwestuje” to buty i skarpety, mam obecnie kilka par do biegu po lesie bo amortyzacja już nie ta do tłuczenia po asfalcie. Kompresji nigdy nie miałem uważam, że przereklamowana. I często przysłuchuje się jako cichociemny rozmową kto ile przebiegł (głównie) ale ile fitnessu, lub tym podobne. I do tego robię zdziwioną minę.
Niech i ja dorzucę swoje. Może z moich ust to zabrzmi dziwnie ale nikt w mojej głowie nie siedzi więc nie wie jak jest. Zgadzam się z tym że chcemy coraz więcej, wyżej, dalej szybciej. Ja sam się na to nieraz łapię choć mam do tego dystans. Nie tak dawno myślałem o rowerze TT ale jak zrobiłem plan budżetu na 2016 wypadł na poz entej więc tak jak by go nie było. Chyba że ktoś sprzeda mi używany w dobrej cenie (marzenia). potem sobie wyczytałem że nasz panujący na arenach MKON chce pobiec marathon w Warszawie. Pomyślałem sobie: kurcze, fajnie by było choć spróbować się z nim pościgać w biegu. Ale potem przeczytałem że ostatnio pobiegł na dyszkę blisko 34 minuty. Więc gdzież mi tam do niego. decyzja o starcie zapadnie pewnie na ostatni dzwonek i zależeć będzie od samopoczucia. A wynika to z faktu finansowego – jak mogę wygrać jakąś nagrodę: tak jak wygrywam w totka – nie wysyłam. Marathon mogę sobie pobiec koło domu, pierwszy będę bo lista startowa tylko jednoosobowa, obiad zjem dobry ponieważ sam sobie przygotuje, kibiców tych których bym chciał widzieć na mecie miał będę (rodzina) i do tego bez względu na czas wygram 600PLN – nie wydam na drogę. Cóż więcej trzeba do szczęścia. Przecież chodzi o zabawę, zawsze o to chodzi, dlatego lubię trenować dużo, długo i ciężko a reszta jakoś będzie.
pozdrawiam
Skoro Autor prosi, żeby dołożyć, to proszę bardzo. Mnie uderza u początkujących (biegacze,tri-, kolarze) Patologiczny Przerost Ambicji. Szczególnie między pierwszym a drugim sezonem. Te plany treningowe…. te plany startowe… te życiówki….. A potem wypalenie, kontuzje, żarłoczność kompensacyjna…
Triathlonista, prawnik, filantrop, obserwator, psycholog….. Mkon. Nie wiem tylko czy kolejność wlasciwa…. I jak się pod tekstem nie podpisać?! 🙂
Z tym basenem rano, to niestety u mnie tak bywa 🙁
Nie wyjdę wieczorem bądź wracam wcześnie, bo o 6:00 basen 🙂
Mi się najbardziej podoba ostatni akapit – „ostatnia sprawa – wybory”. Nie to, że żałuję, ale też musiałam dokonać wyboru i co się okazało bardzo słusznego dla mnie, bo dzięki temu mam wspaniałą rodzinę. Zaczęłam interesować się TRI jakiś czas temu, ale ciągle coś mi w tym przeszkadzało, ciągle było coś, w sumie kolano przeszkadzało mi chyba najbardziej. Jednak w pewnym momencie gdy straciłam już nadzieję, że zasmakuję TRI kolano zaczęło sie naprawiać. Wtedy pomyślałam w związku z rozwijającym się życiem, że czas na pierwsze dziecko, bo lata uciekają. Czasami mi brak tego hobby, bo bardzo chciałam spróbować, ale niektóre sprawy są o niebo ważniejsze jak szkrab śpiący za ścianą. Niestety wybory życiowe nie zawsze są łatwe… Kto wie, może kiedyś będzie mi jeszcze dane spróbować 🙂 pozdrowionka TRI maniacy
Zgadzam się z tym całkowicie…niestety po Sobie 🙁
Ale chyba każdy musi przez to przejść…potem nabiera się pokory 🙂 U mnie już powoli wygasają poszczególne przypadłości wyżej wymienione.
Z rowerem już dawno stwierdziłem, że nie kupię nawet szosy karbonowej bo przy moich 92 kg nic mi to nie da, że o czasówce nie wspomnę 😉
Choć z basenem nadal pozostaje. Szczególnie, że trenuję w grupie na zarezerwowanym torze i jak nieraz nie ma zajęć i przychodzę sam to ciężko się odnaleźć. Szukam toru z najmniejszą liczbą ludzi lub z dobrze pływającymi 🙂 Byle nie „profesorskie żabki” 😀 I nie dlatego, że przeszkadzają, tylko dlatego, ze potem się awanturują, że im na włosy chlapie woda 😀
TRI jest dla mnie drogą samodoskonalenia się Taką samą jak dla innych poezja , ogrodnictwo , karate czy inne pasje. Dążeniem aby być lepszym mężem , ojcem , człowiekiem. Jeżeli dzieje się inaczej to znaczy , że triathlon staje się histeryczną reakcją na kryzys wieku średniego i zaczyna siać spustoszenie w życiu. Pomijam tu oczywiście PRO i młodzież trenującą wyczynowo tą dyscyplinę. Konrad : piękny tekst z tą żabą . Życzę Wszystkim TRI z Nowym Rokiem dużo dystansu do siebie i miłości do bliskich. .
Bufonady i szaleństwa wszędzie pełno czy w bieganiu czy w pływaniu czy na łyżwach 🙂 ważne, że nawet przy pełnej głowie przerostu formy nad treścią, coraz więcej ludu się rusza a tym samym mimo roweru za 1 czy 20 k zaczyna się coś dziać w obszarze sportu i zdrowia 🙂
Uprościłbym i urealnił tytuł artykułu poprzez wykreślenie słowa „początkującego”. Poza tym dodałbym jeszcze jeden punkt „Zbyt mały dystans” Dobrze byłoby do tych ćwiartek, połówek czy pełnych dodać jeszcze jeden dystans – do siebie i tego co się robi będąc triatlączykiem bo to co często widać bliższe jest zaparciu niż samozaparciu.
Dobre…Od czasu do czasu trzeba trochę takiej refleksji, bo rzeczywiście idzie się zatracić. Ostatnio wspomniałem w domu o rowerze TT,… a żona mi na to cytat z filmu: „Ahaa, konia kują, a żaba nogę podkłada.” Obrazić się? 🙂
Najlepszego w Nowym Roku
Genialne i w samo sedno trafione 🙂