Czy trenażer jest to kitu? Tak, ale…

„Trenażer jest do kitu” – hasło, które na portalach społecznościowych pojawia się znacznie częściej w okresie jesienno-zimowym, jest komentarzem do fotek z treningów w ciepłych krajach. Nie lubię trenażera. Ba! Ja go wręcz nienawidzę. Nie przemawiają do mnie wzniosłe hasła, że prawdziwa siła rodzi się w samotności, gdy nikt nie patrzy. Człowiek jest istotą społeczną. To, co najbardziej lubię w treningu, to bezpośrednia interakcja z innym zawodnikiem, z otoczeniem, żarty, wspólne spędzanie czasu, trochę rywalizacji, piękne widoki, odkrywanie nowych ciekawych tras… A trenażer? Tam tego nie ma. Dla mnie to ostateczność i zło konieczne. Używam go wtedy, kiedy muszę i przyjemności nie czerpię z tego żadnej. Czasem obejrzę sobie jakiś film (jak trafi się gniot, to męka podwójna). Czasami się wciągnę i czas jakoś leci – kręcę sobie na 110 uderzeniach serca na minutę. Jakość tego treningu – mizerna. Fenomenalnie jeżdżący Michał Podsiadłowski podobno większość roboty kolarskiej wykonuje pod dachem. Ja tak nie potrafię. Choć nie wiem jak bym się zmuszał, to nie mogę… agonia, a nie trening. Właśnie tak było przez lata, ale…

W tym roku coś się zmieniło.
Dopadłem nową zabawkę. Trenażer z opcją podłączenia do komputera, wyświetlania tras itd. Zastosowanie przede wszystkim do celów klubowych. Wraz z projektorem daje to genialny zestaw oraz zdecydowanie ułatwia prowadzenie jednostki treningowej. Pozwala też testować i porównywać zawodników w wystandaryzowanych próbach. Na motywację znacznie lepiej wpływa sytuacja, w której podjazd masz przed oczami, na ekranie wielkości 2m x 1m, a nie wyobrażasz go sobie, wpatrując się w ścianę. Kolejna zaleta szkoleniowa to baza danych tras. Łatwo i szybko realizujemy założenie treningowe. W bazie danych wpisuję w filtrze interesujący mnie dystans, zaznaczam trudności trasy i na pierwszej z 50 stron wyników mam 30 propozycji. Widzę profil, wybieram pasujący do tego, co chcę zrealizować. Niby wiem, co mam jechać, ale i tak jest tu bardzo dużo spontaniczności. Czas trwania danego podjazdu jest tak długi, jak twoje zaangażowanie w jego pokonanie. Nie zrobisz sobie też lżej, jeśli „zapiecze” cię noga, bo to komputer steruje obciążeniem i nagle zmusza Cię do pracy przerzutką lub wstania z siodełka, gdy podjazd zaczyna być bardzo stromy.

 

trenaer1 luty2016

 

Było super! Szukam więc nowych tras. O, jest jakaś inna opcja. Klikam, komputer szuka tras na mapie. Błysk w oku! Ciekawe, czy jest coś z Calpe? Jest! Ale jazda! Przecież to trasy, które pamiętam z obozu klimatycznego. Już wiem, którą trasą pojedziemy na następnym treningu. Kolejny raz przygotowuje się do zajęć. Temat Calpe wciąż świeży. Szkoda, że nie ma kilku tras, które szczególnie lubiłem… ale zaraz… „create a route”. Tylko jak? Opcji jest kilka, w tym także manualna. Najprostsza zaś to zaimportowanie pliku z Polara, Garmina lub śladu GPS. Nagle dotarło do mnie, że można odtworzyć każdy wcześniej wykonany w realu trening, a tych mam zapisanych tysiące. Co więcej, jeśli organizator zawodów poda plik GPS trasy (co ma miejsce coraz częściej), to mogę sobie przejechać odcinek kolarski zawodów, na których nawet jeszcze nie byłem. No tak, ale w rzeczywistości dochodzi wiatr, pogoda, technika jazdy… trenażer tego nie oddaje. Prawda, pogody nie oddaje, techniki pokonywania zakrętów też nie, chyba że z ramą sterującą całym trenażerem i rowerem, ale tej zabawki jeszcze nie używałem. Trening zaimportowany. W rzeczywistości pokonałem tę trasę w 2h 50 minut. Dziś w planach dłuższa jazda, brak oporów, więc myślę, że 30 minut urwę. Jadę, i jadę, i jadę… dojechałem… Szok! Czas: 02:48:00. Jeszcze kilka razy, na innych trasach, powtórzyłem to doświadczenie. Na zjazdach w wirtualnym świecie jestem szybszy, bo nie hamuję na zakrętach, jednak podjazdy wydają mi się nieco cięższe niż je pamiętam w rzeczywistości. Efekt jest taki, że wszystko bardzo dobrze się bilansuje i mam odczucie naprawdę dobrego odwzorowania treningu.

Zazwyczaj preferuję trasy z nagranym filmem z przejazdu, który zmienia się dynamicznie zgodnie z tym, jak jadę. Moje zaimportowane pliki takich filmów nie mają. Oczywiście jest opcja, abym nakręcił dany przejazd i przy pomocy dostarczonego oprogramowania sam sparował film z trasą, tylko po co? Nie chce mi się, zwłaszcza, że jeden z trybów przewiduje komputerowy widok 3D – system sam rysuje trasę, zgodnie z załadowanym profilem wysokości zaimportowanego pliku.

 

przymus trenaer_luty2016

Kręcę i kręcę całymi dniami. Z czasem zdobywam jakieś kolejne poziomy, zarabiam wirtualne pieniądze, które potem wydaje na wirtualne stroje, ale nie to jest najlepsze. Najlepsza jest dla mnie opcja rywalizacji. Otóż można się pościągać z innymi żywymi zawodnikami, z botami, czy z samym sobą jadącym w tempie twojego najszybszego (lub wybranego) wcześniejszego przejazdu trasy. Są ligi, czy regularne wyścigi średnio raz w tygodniu, gdzie czasem rywalizuje ponad 100 ludzi na raz. Zazwyczaj wchodząc o dowolnej porze znajduje trasę, gdzie w fazie rozgrzewki(max 10 minut) jest od 5 do 10 uczestników, którzy zaraz ruszą na trasę. Można się z nimi ścigać, albo sobie po prostu razem jechać i pogadać. Tak pogadać! Jak na skype! Wystarczy, że masz aktywny mikrofon w komputerze. Przewidziana jest nawet opcja jazdy na kole, gdzie zawodnik z tyłu ma przez system generowane o kilka watów niższe obciążenie niż zawodnik z przodu. Idzie się wczuć, idzie się porządnie zmęczyć, można kogoś przeciągnąć, albo ktoś starga Ciebie. Efektem końcowym jest zawsze kałuża potu oraz znacznie lepsza jakość treningu, który zlatuje mi nawet nie wiem kiedy.

Całość posiada też stronę społecznościową. Można podglądać znajomych, rywalizować z nimi na zasadzie np. kto więcej przejechał, albo wskoczyć na któryś z przejazdów znajomego i spróbować poprawić jego rekord. Ciągle się w to wgryzam, co rusz odnajdując coś nowego.

 

I ostatnia, największa zaleta trenażera – mogę iść na trening z moim pięcioletni synem!

 

 przymus syn_luty2016

Czy więc „trenażer jest do dupy?” To nigdy nie będzie ta sama jazda, co w rzeczywistości, ale w sumie w wersji interaktywnej da się ją polubić, a przynajmniej mnie się to udało.

Filip Przymusinski
Filip Przymusinski
Wielokrotny medalista Mistrzostw Polski, trener, wykładowca Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu.

Powiązane Artykuły

1 KOMENTARZ

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.

Śledź nas

18,455FaniLubię
2,772ObserwującyObserwuj
19,200SubskrybującySubskrybuj

Polecane