Demony wróciły…

     Zacząć chcę nie typowo od podziękowań, gratulacji i przeprosin. Największe podziękowania należą się moim przyjaciołom  z Poznania, u których się zatrzymałem. Jak zwykle byłem pod wspaniałą opieką i na nic nie mogłem narzekać.  Carbo loading na najwyższym poziomie, zdjęcie poniżej przedstawia danie obiadowe, na kolacje dopchnąłem się jeszcze przepysznym makaronem z kurczakiem.

 

pizza w_Poznaniu

 

Po zawodach jeszcze lepiej. Zapakowali mnie i wszystkie rzeczy w samochód, tak żebym nie musiał biegać po T1 i T2, wysadzili w domu na przygotowaną leżankę. Do tego piwko i lód na obolałe mięśnie, normalnie prawie jak u PRO.

     Drugie podziękowania dla żony i córek Grzegorza Markowicza. Bez nich to chyba nie dałbym rady ukończyć, znów miałem problemy żołądkowe, ale o tym później. Dziewczyny nie dość, że zagrzewały do walki to załatwiły też suchą bułkę, patent z Malborka, colę, wodę i pewnie jakbym wymyślił sobie cokolwiek to by to zorganizowały. Taka pomoc  na trasie bezcenna.

    Gratulacje wiadomo dla kogo  – Arek Cichecki. Trochę kokietuje, że niby nie przygotowany, nie było wybiegań,  że o pudło to raczej nie walczy. A jak gościa zobaczyłem na trasie biegowej, to zmęczenia widać nie było, cyborg i tyle.

    A przeprosić muszę Tomasza Kacymirow, normalnie go nie poznałem, pierwszy raz widzieliśmy się właśnie w Poznaniu, więc trochę jestem usprawiedliwiony, ale wyszła z tego śmieszna sytuacja. Ponoć Nadbloger ma coś na ten temat wspomnieć więc ja szczegóły odpuszczę. Tomek raz jeszcze sorry.

 

    Przejdźmy teraz do meritum. Pomijam już fakt pomyłki z trasą pływacką, za dużo już na ten temat było. Osobiście bardzo żałuję, ponieważ płynęło mi się super, po za pierwszymi 200-300 metrów, gdzie standardowo jest pralka, później było luźno miałem wystarczająco dużo miejsca. Nawet na nawrotach nie musiałem płynąć żabką, bo po prostu nie było tłoku. T1 poszło sprawnie, nawet za bardzo, co później odbiło się na biegu, wiem dziwnie to brzmi. Po prostu nie dokładnie posmarowałem się maścią przeciwbólową, więc zaraz na początku jazdy połknąłem tabletkę. Pierwsze kółko jechało się bardzo dobrze, trasa szeroka dobrze oznakowana, wolontariusze wskazywali gdzie i jak trzeba jechać. Wiatr był trochę za mocny, szczególnie w kierunku Kostrzyna, ale nie ma co wybrzydzać. Od drugiego kółka zaczęło, według mnie, mocniej wiać i zrobiły się schody. W pewnym momencie wydawało mi się, że cały czas jest pod wiatr, tak jakby z czołowego zmienił się na boczny, prędkość trochę spadła, ale nadal grubo powyżej moich oczekiwań. Niestety, teraz jak na to patrzę, popełniłem kolejne błędy, zrobiłem sobie dwie nowe mikstury: jedna to redbull z colą, a druga woda, magnez i 4 żele, z czego 2 z kofeiną! Nie wiem co mi odbiło, normalnie daje 2 max 3 żele, w tym tylko jeden wzmocniony, a tu nagle wymyśliłem sobie coś takiego, amatorka na całego. Mało tego, po 130km dołożyłem  sobie jeszcze jedną tabletkę przeciwbólową, po 20 minutach już wiedziałem, że to był gwóźdź do trumny. Izo przestało smakować, nie mogłem nic zjeść, została woda. Na ostatnim kółku już się zastanawiałem, jak ja ukończę ten maraton, wiedziałem, że o normalnym bieganiu mogę zapomnieć.

Po 3-4 km byłem jeszcze pełen nadziei, że może to minie, że uda się zwalczyć ten ból, ale niestety przegrałem tą walkę. Nie mogłem nic w siebie wmusić, brakowało energii, czułem jak powoli odcina mi prąd. Gdyby nie wolontariusze i kibice to chyba bym się poddał. W zasadzie na całej trasie ktoś dopingował, najwięcej było ich od pętli autobusowej, tak przebiegaliśmy prze pętlę autobusową, przez Rynek aż po kontenery, modne miejsce teraz w Poznaniu.

Na drugim kółku, przy pętli, jak powiedziałem Panu, że chętnie też bym sobie zjadł hot doga, właśnie razem z małżonką konsumowali, to od razu, bez zastanowienia, mi go oddał. Przyjęcie ciepłego dania na mój żołądek okazało się zbawieniem, na krótką chwilę, ale choć przez moment poczułem się lepiej. Kilka kilometrów dalej, od dziewczyn Grzegorza, dostałem colę i bułkę, znów zrobiło się miło, nawet choć na chwilkę mogłem przyspieszyć, do kosmicznych prędkości,  czyli 6 min/km.  I tak wlokłem się do mety, przeklinając siebie w myślach jak mogłem popełnić tak proste  błędy, przecież to nie jest mój pierwszy start. Przekraczając linię mety znów nie byłem zadowolony, nie zrobiłem tego z uśmiechem i uczuciem dobrze wykonanej pracy.

Podsumowując, czas nie miał dla mnie żadnego znaczenia, z kilku powodów:

1.       Nie domierzona trasa pływacka, wyklucza już mówienie tu o jakiejkolwiek życiówce,

2.       Rower, o ile tu jestem zadowolony z jazdy, średnia ok, o tyle żywienie do poprawy

3.       Bieg, nie ma o czym mówić, to było człapanie,

 

Dobrze, że za 4 tygodnie będę mógł się poprawić. Plan jest prosty zmienić żywienie na rowerze, pojechać ciut słabiej, ale ciągle w okolicy 30km/h i zobaczyć jakie to będzie miało przełożenie na bieg. Według mnie powinno wystarczyć aby biec w miarę spokojnie średnio po 5:50 – 6min/km. Jak to będzie wyglądało na w praktyce – zobaczymy.

 

P.S.

Po raz kolejny przekonałem się, że ktoś czyta te moje wypociny. Przed zawodami podszedł do mnie Pan i zapytał się czy ja to ten Kuba z AT, szok. A na przyszłość proszę bez skrępowania podchodzić i mówić na Ty.

Powiązane Artykuły

11 KOMENTARZE

  1. Jakub, ukończyłeś mimo przeciwności i z tego trzeba się cieszyć. A jak dziewczyny za Tobą biegały i Ci dogadzały:)))) Pewnie niejeden Ci pozazdrościł; nie wiem tylko co na to Grzegorz:) Gratuluję!

  2. Byles na mecie:) Gratulacje!:) Zawsze moga byc jakies klopoty na pelnym dystansie. Ten rzadzi sie swoimi prawami. Mozna byc swietnie przygotowanym a cos sie moze niespodziewanego wydarzyc… Jak u Ciebie z biegiem. Moga przyjsc dolegliwosci gastryczne, bol, zle samopoczucie, uraz i wiele innych. Szczegolnie na tym dystansie walczy sie ze slabosciami. I sukcesem jest dotarcie do mety. Zrobione:)

  3. Kuba gratulacje !!! I podpinam się po słowa Marka 🙂 Meta to meta . A to , że lubisz testować różne pomysły to wszyscy wiemy 😉

  4. bravo Kuba !!! może jak ten zestaw: bułka i cola, 'wchodzą’ Ci to powinny wejść na stałe w Twoje menu startowe ;))))

  5. Dzięki za miłe słowa. @Arek czekam na publikację. @Tomek aż tak hardcorowych kanapek sobie nie przygotuję, ale w Wolsztynie planuję zrobić sobie jakąś 1 lub 2 😉 @Marek w moim wieku ukończyć to nie jest jakiś wyczyny…. @Andrzej nie wiem czy najbardziej doświadczonym ale powoli zaczynam coraz lepiej to wszystko poznawać, głównie swój organizm. Porównanie do karty kredytowej idealne. Szkoda, że w moim przypadku odsetki były tak wysokie 🙂

  6. Gratulacje – znowu kawal ducha walki. Pamietam jak opisywales przygotowania do pierwszego IM a teraz jesli utrzymasz tempo za chwile bedziesz jednym z najbardziej doswiadczonych dlugodystansowcow :), jak zwykle dobra robota. Na jedzenie musisz uwazac, ja oczywiscie nie mam doswiadczenia ale kofeina plus tabletki to jak karta kredytowa- kiedys trzeba bedzie zaplacic odsetki, z drugiej strony jestem pewien ze nie powtorzysz bledow z Poznania.

  7. Gratulacje Kuba, z pełnym dystansem jest jak z sexem – nie ma złego. Albo jest – albo nie ma! Ukończyłeś – i to się liczy. Brawo!!

  8. Kuba nie masz za co przepraszać. Mnie nie poznają nawet Ci co mnie już widzieli i często myślę jak z tego zrobić użytek ;-). Przykro że żywienie nie dopisało. Ja też zrobiłem totalny eksperyment w postaci oscypków za pazuchą oraz półbagietki z serem brie w mojej specjalnej tubie rowerowej. Taka dobra była to zagrycha że aż się prosiło żeby do bukłaczka załadować Kopytko które nam Marek podarował w ramach 'rasta party’ ale zabrakło fantazji. To było zresztą chyba najgorszym błędem bo na trzeżwo cięzko było jakoś przeżyć te wszystkie organizacyjne wtopy które nam zafundowali 🙂

  9. Kuba, dzięki za miano cyborga. Pomyśleć, że nie tak dawno, przed rozpoczęciem przygody z triathlonem identycznie myślałem o tych, którym udało się zrobić IM. Fajnie było się spotkać. Gratuluje ukończenia. Ja swoje wypociny przesłałem Ojcowi Dyrektorowi, obawiam się cenzury…. 🙂

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.

Śledź nas

18,455FaniLubię
2,815ObserwującyObserwuj
22,100SubskrybującySubskrybuj

Polecane