Są w Kalendarzu Świąt Nietypowych takie, których celebrowanie możemy sobie z czystym sercem odpuścić, jak np. Dzień Bitej Śmietany. Chyba, że akurat utożsamiamy białą, słodką piankę z owocem zakazanym, po który w tym dniu sięgniemy bez wyrzutów sumienia. W końcu przykazanie jasno mówi „Pamiętaj, aby dzień święty święcić”. Są jednak i takie, które tylko z pozoru nazywają rzeczy oczywiste i o takim będzie dzisiejszy wpis. Swoją drogą, czy nie podobnie jest ze świętami, które obchodzimy tradycyjnie? Czy potrzebujemy Dnia Matki, by uświadomić sobie, że kobieta, która siedzi obok dała nam życie? A jednak w tym dniu myślimy o niej inaczej, czulej, choć mogłoby tak być każdego dnia. Dla równowagi dodam, że ta sama zasada dotyczy wszystkich pozostałych członków rodziny i ich świąt, na psie i kocie kończąc
Dzisiejszy wpis będzie kontrowersyjny. Pretekstem do jego napisania stała się usłyszana w radiu wiadomość o Światowym Dniu Życzliwości. Zbliżał się, zbliżał, aż nadszedł, by 21 listopada skłonić mnie do refleksji. Czy życzliwość w sporcie jest odruchem naturalnym czy rzadkością? Czy obrazki jak ten z zawodów na Hawajach, kiedy Andreas Realert polewa wodą Sebastiana Kienle, a razem walczą o najwyższe cele, to wyjątki potwierdzające regułę czy oczywistość, która nikogo nie powinna dziwić?
Czy jest coś moralnie nagannego w tym, że na czas rywalizacji niektórzy zapominają, że stojący obok zawodnik jest kolegą, przyjacielem, czasem bratem lub siostrą i rozpatrują ich obecność w kategoriach czysto sportowych – rywal? Czy znaczenie ma kategoria – pro czy amator?
Rywal rywalowi wilkiem?
Triathlon pozostając „niszową dyscypliną masową” nie doczekał się jeszcze swojego dnia, jednak każdy z nas z pewnością pamięta szkolne obchody Dnia Sportu, w których sprawdzaliśmy nasze możliwości na bieżni, rozbiegu do skoku w dal oraz w jednej z dziwniejszych konkurencji, jaką jawi się rzut piłką lekarską. Dnia, w którym na pierwsze miejsce wysuwały się walka z samym sobą… i koleżanką z równorzędnej klasy, wyniki, rankingi, dyplomy i medale. Była rywalizacja, która tak długo jak pozostaje zdrową rywalizacją, pozytywnie kształtuje nasz charakter, była zabawa i – w konkurencjach zespołowych – współpraca. Niektórym trudniej było równie życzliwym okiem spojrzeć na rywala, który na torze obok szykował się do biegu na 100m. Czy chęć bycia lepszym, pierwiastek walki, który uruchamia się w naszym mózgu podczas zawodów, a niekiedy nawet podczas wspólnych treningów, sam w sobie jest zły? Czy niezbędny?
Granice, intencje, motywacja – to moim zdaniem kluczowe czynniki, które determinują nasze miejsce po jednej lub drugiej stronie mocy. Bez ducha walki i konsekwencji wielu treningów i zawodów byśmy nie ukończyli. Rzucanie wyzwań sobie samemu, własnemu ciału, psychice jest warunkiem koniecznym do podjęcia walki wtedy, gdy brakuje nam sił, motywacji, gdy zadanie wydaje się niewykonalne. Bez podjęcia rywalizacji z samym sobą przegramy. Jeżeli spojrzymy na innych zawodników, sparing partnerów przez pryzmat ich osobistych wyzwań, walki, którą toczą, zobaczymy, że zmagają się z dokładnie tymi samymi wyzwaniami. Obiektywnie popatrzymy na swoje osiągnięcia. W naturalny sposób zaakceptujemy fakt, że dzisiaj najzwyczajniej ktoś był lepszy.
Czy ciesząc się ze zwycięstwa rywala, szczerze gratulując mu po zawodach, zwiększam swoją porażkę? Czy podważając czyjeś osiągi, dopatrując się okoliczności, które rzekomo miały zwiększyć szanse rywala, pielęgnując w sobie negatywne emocje, nie sprawiamy, że przegrana smakuje jeszcze gorzej i dłużej pozostawia niesmak w ustach?
Życzliwość w sporcie to umiejętność docenienia rywala, poklepanie po ramieniu przed startem, podzielenie się żelem, gdy tuż przez rozpoczęciem zawodów uświadamia sobie, że nie zabrał ich z domu. To podzielnie się wiedzą, uśmiech w strefie zmian i szczere wsparcie po porażce. Życzliwość to nieprzekraczanie granic.
Granica 1: Zwycięstwem jest mój wynik, nie porażka innych. Oczywiście zdrowa walka z rywalem jest naturalnym składnikiem rywalizacji. Można wygrywać zachowując szacunek dla rywala. Można również upajać się jego porażką.
Granica 2: Intencje – wygrywam własną siłą, a nie słabością innych. Walczę, by udowodnić sobie własną siłę, a nie innym ich słabość.
Życzliwość to czasem niewypowiedziane słowa, niewykonane gesty. Wewnętrza radość, gdy zwycięża kto inny (smutek po przegranej jest naturalną reakcją, ale czy nie mogę jednocześnie cieszyć się z wyniku mojego rywala, przyznać, że w tym dniu był lepszy). To szczery żal, gdy rywal przegra z przyczyn od siebie niezależnych – usterka sprzętu, gorsza dyspozycja dnia, kontuzja. Życzliwość to w takiej sytuacji współczucie w miejsce toksycznej satysfakcji.
Życzliwość to naturalna konsekwencja obiektywnej oceny naszego startu, dyspozycji w danym dniu, dyspozycji rywali. Jeżeli wyznaję zasadę, że wygrywa lepszy (w tych konkretnych zawodach), nie będę patrzył na przeciwnika wilkiem. Kopnę go w tyłek przed startem, a potem jak mawia Marcin Konieczny „ogień z d ..y” i niech wygra lepszy. Całe piękno sportu.
Zawodnicy PRO, czyli zabawa się skończyła
Piękno sportu, ale czy tylko amatorskiego? Czy w sporcie zawodowym, w którym od wyników zależy znacznie więcej niż w sporcie amatorskim, trudniej o rywalizację z ludzką twarzą? Czy walcząc o duże pieniądze, kontrakty sponsorskie łatwiej o przekroczenie tej cienkiej lini, która dzieli zdrową rywalizację od tej, w której „podstawienie nogi” rywalowi wpisuje się w strategię walki? Wsparcie, życzliwość, wymianę doświadczeń, które nie będą stały w sprzeczności z walką o miejsce w rankingu. Poklepanie po ramieniu tuż przed walką o mistrzostwo, jak równy z równym.
Czy trenerzy wzmacniają u zawodników postawy życzliwości względem rywali czy postrzegają je w kategoriach „pięty Achillesowej”, słabości, która przekreśla szanse na karierę sportową? Czy sport pro to zabawa dla prawdziwych mężczyzn z twardą d… , a nie chłopców, którym zdarza się uronić łzę? A może jest odwrotnie. Może to amatorzy mają większy problem z zachowaniem dystansu do swoich wyników, z poczuciem własnej wartości, z odcięciem grubą kreską rywalizacji czysto sportowej? Stąd niewybredne komentarze na FB odnośnie występów rywali, deprecjonowanie ich wyników, wycieczki osobiste.
Życzliwość – rzeczownik rodzaju żeńskiego
Sport męski a kobiecy? W którym łatwiej o życzliwe spojrzenie na rywala? Odpowiedź wydaje się oczywista, ale czy na pewno? Stereotypowy mężczyzna to wojownik, żywiciel rodziny, gejzer testosteronu, pan i zdobywca, przy którego boku stoi i wyraża swój podziw ONA – Matka Polka, opiekunka, bogini ogniska domowego, wrażliwa, empatyczna. Tyle w teorii.
Tymczasem niekiedy pod owczą skórą chowa się wilk. Nie bez przyczyny o kobietach mówi się, że walczą jak lwice. Są bardziej skłonne to stosowania wyrafinowanych technik zwalczania przeciwnika, knucia, kopania dołków, a kiedy walczą o pozycję czy to w firmie czy grupie, to jeńców nie biorą. Czy rywalizacja, zwłaszcza z innymi kobietami wyzwala w nich instynkty dużo bardziej „krwiożercze” niż u mężczyzn? Czy w sporcie kobiecym trudniej o szczerą życzliwość? Czy znaczenie ma ranga rywalizacji – amatorska czy pro? A może życzliwość nie ma płci, rodzaju, jest kwestią indywidualną, jednym z elementów osobowości, które pozostają niezmienne niezależnie od okoliczności?
Sypiając z wrogiem?
Na koniec wątek nie mniej kontrowersyjny. Tabu. Rywalizacja w rodzinie, czyli przysłowiowe sypianie z wrogiem. Sytuacja, w których partnerów, rodzeństwo, ojca i syna, matkę i córkę łączy wspólna pasja, np.sport. Łączy to słowo o wydźwięku pozytywnym, ograniczę się zatem do stwierdzenia, że oboje uprawiają tę samą dyscyplinę sportu. Gdzie kontrowersja? W sytuacji idealnej oboje czerpią z tego radość, dzielą zainteresowania, spędzają aktywnie czas, podróżują po świecie. Mają wspólnych znajomych i tematy do rozmów. Stwarzają sobie nawzajem warunki do trenowania, ponieważ doskonale rozumieją specyfikę dyscypliny, sezonu treningowego, startowego. W wielu związkach ta teoria znajduje potwierdzenie.
Jednak zdarza się, że życzliwość rozumiana jako wsparcie, radość z sukcesów drugiej osoby bywa najtrudniejsza względem tych, których kochamy, ale i z którymi w sposób niewypowiedziany rywalizujemy na różnych polach. Dotyczy to zwłaszcza osób perfekcyjnych oraz tych, które nieustannie muszą budować poczucie własnej wartości. W ich przypadku „wtargnięcie” partnera na obszar, w którym długo budowały swoją pozycję, stanowi zagrożenie. Sytuacja się pogarsza, gdy partner, który dołączył jako drugi zaczyna osiągać więcej niż ten, który długo pracował na swoje wyniki. Osoba niepewna siebie zaczyna wówczas podważać wartość swoich osiągnieć, gdyż w konfrontacji z sukcesami partnera przestają być one wyjątkowe.
Rywalizacja pomiędzy dwiema osobami, które łączą bliskie relacje, niezależnie czy są małżeństwem czy rodzeństwem, a może nawet pozostają w relacji rodzic-dziecko, narażona jest również na przenoszenie na arenę sportową rywalizacji, której podłoże leży w sferze emocji. Czy można szczerze wspierać kogoś, na kim w rzeczywistości chcemy się „odgryźć” za sytuacje z życia prywatnego?
Nie bez znaczenia pozostaje także płeć partnera wiodącego prym? Nie jest tajemnicą, że jednym z wrażliwszych punktów mężczyzny jest ego, co nie oznacza, że u wszystkich samców występuje jego przerost. Mam świadomość, że myślenie stereotypowe bywa krzywdzące i osobiście znam wielu mężczyzn, którzy wspierają swoje partnerki w sięganiu po najwyższe trofea. Znam również kobiety, które w rankingu na największe ego z powodzeniem mogłyby rywalizować z panami.
Zakładając jednak, iż w każdej stereotypowej opinii jest sporo prawdy, wtargnięcie kobiety na obszar, w którym dotychczas to mężczyzna brylował, a co gorsza, osiąganie przez nią większych sukcesów, może rodzić ryzyko, że w miejsce wsparcia pojawi się złość i urażona duma. Nie każdy jest zdolny do życzliwości rozumianej jako akceptacja bycia aktorem drugiego planu.
Od autorki: Tekst powstał, by skłonić do refleksji, zachęcić Was do komentowania, wyrażania swoich opinii, odpowiadania na pytania postawione, acz pozostawione bez odpowiedzi. Być może skłoni kogoś z Was do napisania własnego, subiektywnego tekstu. Przedstawienia punktu widzenia amatora, zawodnika pro, trenera, partnera. Dzielcie się swoimi doświadczeniami, przemyśleniami. Piszcie o tym, co was cieszy, motywuje i o tym, co was boli, ale tak, by tworzyć lepsze, bez atakowania, obrażania, nazywania z imienia i nazwiska. Społeczność AT tworzą wyjątkowe osoby, pozytywne i chcemy, żeby tak pozostało. Bądźmy dla siebie życzliwi, nie tylko w Światowym Dniu Życzliwości.
P.S. Wszystkie przedstawione tezy są subiektywnymi przemyśleniami autorki. Zbieżność z jakimikolwiek teoriami naukowymi jest przypadkowa.
Moje doświadczenie jest takie, że im zawodnicy starsi tym bardziej życzliwi i darzą przeciwnika większym szacunkiem. Wydaje mi się, że wynika to z faktu tworzenia przez rodziców jakiejś głupiej presji na dzieciach lub łatwości z jaką wygrywają niektórzy za dzieciaka ze swoimi rówieśnikami- zero treningów, imprezy co nos a medal MP wpada…
Dopiero gdy dorastamy i zaczyna liczyć się konsekwencja treningów a dopiero potem talent zaczynamy rozumieć jak ciężko inni musieli pracować na swój sukces.