Iron War – legendarny pojedynek, do którego prawie nie doszło

Dave Scott i Mark Allen przez lata byli największymi rywalami. Kiedy nadchodził czas MŚ na Hawajach, zawsze zwyciężał ten pierwszy. Allen pozostawał w cieniu rywala. W końcu jednak nadszedł 1989 rok i wyścig, który przeszedł do historii triathlonu. Poznajcie historię Iron War.

Amerykanin Dave Scott wziął udział w MŚ Ironman po raz pierwszy w 1980 roku. Zwyciężył i rozpoczął okres będący latami jego dominacji. Wygrał później w 1982, 1983, i 1984 roku. Nie ukończył zawodów w 1985 roku, ale dwa kolejne wyścigi na Hawajach znów wygrał, osiągając fantastyczne czasy. Nikt nie był mu w stanie dorównać.

Mark Allen prawie na każdych najważniejszych zawodach był tuż za nim. Przez lata zajmował czołowe miejsca, ale na najwyższym stopniu podium i tak stawał jego rywal. Wtedy nadszedł 1989 rok. Nadarzyła się okazja na to, aby zmienić układ sił w triathlonie. Tak narodził się Iron War.

Wyścig, do którego prawie nie doszło

Dopiero po 30 latach od historycznego wydarzenia dowiedzieliśmy się, że do wielkiego starcia prawie nie doszło.

Dave Scott wspomina, że w okresie letnim przed Koną powiększyła mu się rodzina – został ojcem. Miał dwa tygodnie przerwy od treningu. Te kilkanaście dni zawsze wyglądało tak samo, bo praktycznie nic nie robił. Przybierał na wadze kilka kilogramów i ktoś musiał wyciągać go z fotela, aby uświadomić, że do MŚ zostało jeszcze kilka miesięcy. Tym razem w okolicach sierpnia takimi osobami byli jego przyjaciel Mike oraz siostra Jane.

Wcześniej Scott wygrał wyścig Ironman Japonia. Zrobił to zresztą we wspaniałym stylu, bo pobił rekord świata. Ten dwutygodniowy okres, w którym zawodnik całkowicie rezygnował z treningów, pojawiał się jednak praktycznie co roku. Dave wiedział jednak, że musi w końcu ruszyć się z fotela i rozpocząć przygotowania. Allen prowadził z nim korespondencyjny pojedynek i w tym samym czasie wygrał Mistrzostwa Świata ITU, które odbywały się w Avignon.

Allen wiedział też jednak, że jego rywal uzyskał w Japonii fenomenalny czas 8:01:32. Zamiast świętować swoje zwycięstwo we Francji, zastanawiał się nad sensem startu podczas Kony. Czy powinien jeszcze raz ciężko trenować, skoro zanosi się na kolejną porażkę?

Wpadłem w emocjonalną pułapkę, bo moje myśli znów zaczęły koncentrować się na niesamowicie słabych momentach, których w ogóle nie da się odwrócić. To była pułapka, w którą wpadałem każdego roku w Konie. Zawsze zadawałem sobie ten cios. Działo się coś złego, a ja przenosiłem to na finalne momenty wyścigu. U Dave’a wyglądało to odwrotnie. Nieważne, jak kiepska była sytuacja z czyjegoś punktu widzenia, on szarżował aż wszystko się odwracało – wspomina. Allen wracał samolotem z Francji, myśląc, że na Hawajach czeka go kolejna porażka.

Oprócz problemu mentalnego u Allena pojawił się problem fizyczny. Zawodnik wrócił do Stanów Zjednoczonych i udał się na trening pływacki, ale zasłabł w toalecie. Wspomina, że jego ciało dawało mu jasny sygnał o przetrenowaniu się. Czy warto było narażać zdrowie, aby po raz kolejny przegrać na Hawajach? Był to moment, w którym zastanawiał się, czy w ogóle nie zrezygnować z triathlonu.

Iron War
Foto: Donald Miralle – Getty Images

Przygotowania do Iron War

Allen mówi dzisiaj, że jego wypadek sprawił, że drugi raz przestał właściwie myśleć o starciu podczas Kony. Przestał myśleć o rywalizacji z Davem Scottem. Wrócił jednak do życia i pierwszych treningów. Zaczął biegać. Nie wiedział jednak, w jaki sposób przedstawić swój mindset. Wspomina nawet, że musiał na nowo szukać „sensu życia”. Przypomniał sobie, że zaplanował specjalny rowerowy trening o długości 240 kilometrów. Nigdy wcześniej nie pokonał takiej odległości na rowerze. Po przejechaniu okazało się, że warunki przypominały te na Hawajach. W jego głowie znów pojawił się plan na to, w jaki sposób mógłby pokonać odwiecznego wroga.

W tym samym czasie Scott planował i realizował swój program treningowy. Były to sesje, które miały wzmocnić jego siłę, ale też były testem tego, jak sobie aktualnie radzi. Triathlonista wspomina, że realizował je z trójką przyjaciół – Johnem, Mikiem i Patem. Wszyscy stanowili dla niego wsparcie psychiczne i mieli odbyć podróż na Hawaje. Scott widział wyniki swojego rywala i wiedział, że w 1989 roku może w końcu na poważnie mu zagrozić. Ostrzegali go też znajomi.

Mike był naprawdę szczery i wiedział, że mój trening musi wznieść się na wyżyny, ale nie tylko, aby pobić mój rekord. To miało służyć psychicznemu i fizycznemu pokonaniu Marka Allena. W Ironmanie nie chodzi tylko o psychologiczne narzędzia, z którymi pojawiasz się na wyścigu. Profesjonaliści doskonale wiedzą, jakie wyniki osiągali w danym roku ich oponenci. W przypadku MŚ musiałeś mieć mindset, który daje ci największą szansę na sukces. Tworzysz go w czasie przygotowań do wyścigu – mówił.

Scott pamiętał, że jego rywal miał zawsze problemy na Hawajach. Allen obawiał się ścigania ze swoim rywalem, a ten wyczuwał tę słabość. Mistrz miał przewagę psychiczną, ale coś podpowiadało mu, że tym razem jego oponent może być naprawdę dobrze przygotowany na rywalizację w ciężkich warunkach.

Ostatnie tygodnie przed MŚ

W ostatnich trzech tygodniach przed Koną obaj zawodnicy mieli przed sobą problemy, którym musieli zaradzić. Dave został ojcem, co oznaczało nowe obowiązki. Mark z kolei pracował nad tym, aby zrozumieć i polubić Hawaje. Nigdy nie potrafił w spokoju i pełnej koncentracji startować na wyspie, która nie dawała mu spać.

W pierwszym roku startów na Konie Mark Allen wyszedł na gorący asfalt lotniska i od razu poczuł typowy, hawajski wiatr. Kiedy przybył na wyspę ponownie, powinien był czuć ekscytację. Zamiast tego pocił się jak w saunie. Nie mógł myśleć. Cała pewność siebie wyparowała. Nie potrafił sobie z tym poradzić przez lata. Czuł się doskonale w domu, treningi były fantastyczne, ale kiedy tylko wychodził z samolotu na wyspie, czuł się jak słaby człowiek, który zaraz mógłby zemdleć.

Allen wspomina, że wszystkie najlepsze momenty 1989 roku miały wspólny mianownik: trening. Czuł się wspaniale w Nowej Zelandii, biegając pośród upraw kukurydzy w Colorado, czy podczas wspomnianej długiej jazdy na rowerze. Kluczem okazał się ostatni bieg przed wylotem na Hawaje. To był krótki trening w piasku tuż przy brzegu oceanu. Biegał tam wiele razy, ale dopiero w 1989 roku poczuł, że właśnie ten krótki trening obok laguny dawał mu jakąś niezwykłą siłę. Tego potrzebował.

To było to! Tego potrzebowałem przed Koną. Potrzebowałem tego uczucia z mojego treningu. To był mój sposób, aby na Hawaje udać się silnym. Dave Scott brał swoją moc z intensywności treningu w Davis w Kalifornii. Jak poczułem tę siłę, biegając przy brzegu spokojnego oceanu. To byłem ja – wspomina.

Dla Dave’a Scotta ostatnie dni wyścigu były połączeniem finalnego treningu i fascynacji dzieckiem. Jego syn, Ryan, budził się kilka razy każdej nocy. Dave wstawał do niego wraz z żoną, po czym zasypiał i budził się rano. Zadziwiał go rozwój potomka, który jednocześnie odciągał jego myśli od nadchodzącego starcia. Żona miała wybrać się na Hawaje i zabrać syna. Oboje stanowili wsparcie mentalne dla mistrza.

Wielka rywalizacja i plany na wyścig

Przed 1989 rokiem Mark Allen sześć razy startował w MŚ na Hawajach. Za każdym razem, już po wylądowaniu kręciło mu się w głowie. Bał się wyścigu, a jego obawy zwiększały się dzień za dniem, kumulując w dniu startu.

Październik 1989 roku był inny. Pojawił się na Hawajach i poczuł spokój. Nie chciał mieszkać w mieście. Wynajął domek w niewielkiej odległości strefy zmian. Było tam bardzo cicho i spokojnie. Nikt mu nie przeszkadzał. W głowie obmyślał plan pokonania swojego rywala. W poprzednich latach próbował różnych strategii. Próbował uciekać podczas biegu. Bez sukcesów. Próbował dyktować tempo na rowerze, co nie przyniosło efektów. Zdecydował, że przyjmie inną taktykę. Chciał biec z Davem Scottem w tym samym tempie. Wiedział, że ma na to wystarczająco duży siły.

Dave Scott wspomina, że jego trening przed samym występem był zawsze podobny. Miał stymulować wytwarzanie endorfin, co dawało odpowiedni mindset i spokój przed najważniejszą rywalizacją.

Jednocześnie mistrz spędzał czas w mieszkaniu wraz z żoną, synem i przyjaciółmi. On również miał plan na ten wyścig. Chciał zacząć pływanie bardzo mocno i szybko wyjść z wody. Wiedział, że Mark będzie tuż za nim, ale chciał wykorzystać moment, w którym znajdzie się na prowadzeniu i przyspieszyć. Miał tym samym osiągnąć fizyczną i mentalną przewagę.

Krok w krok

Początek był taki, jak zaplanował Allen. Obaj praktycznie w tym samym momencie wyszli z wody i o mało nie zakończyli wyścigu tuż po strefie zmian, bo po 50 metrach zderzyli się na rowerach. Iron War dopiero się rozkręcał.

– Przez cały etap rowerowy byłem jak cień Dave’a. On wiedział, jakie tempo musi nadać wyścigowi. Wiedziałem, że jest najlepszy i chciał się od niego uczyć, aby zostać najlepszym. Chciałem już kiedyś prowadzić na rowerze i to zakończyło się katastrofą. Nie, ten rok musiał być inny – wspomina Allen.

Dave Scott mówi, że planował podczas wyścigu kilka raz przyspieszać. Chciał wykorzystać umiejętności czytania mowy ciała rywala, kadencji i szybkości oddychania. Tego dnia nie mógł jednak tego zrobić. Allen trzymał się za nim i nie wychodził na prowadzenie. Scott wiedział tylko, że na pewno utrzymuje jego tempo.

Obaj zawodnicy niczym pociski wystrzelili ze strefy zmian do biegu. Po kilku kilometrach wyprzedzili lidera i do końca liczyli się już tylko oni. Scott biegł bardzo szybko. Allen wspomina, że miał moment słabości i zastanawiał się, czy da radę utrzymać tempo, które zapowiadało się na rekordowe. Wtedy przypomniał sobie zdjęcie z gazety, na którym widniała twarz 110-letniego szamana. Emanował spokojem i siłą. Zobaczył w swojej głowie tego starszego człowieka podczas wyścigu. Zyskał nową siłę. W tym momencie wiadomo było, że wszystko rozstrzygnie się w końcowej fazie.

Kluczowy atak

Allen wspomina, że najważniejszy atak przeprowadził na wzniesieniu z Queen K do Palani Road. Przy trasie stali wolontariusze z napojami energetycznymi i wodą. Było to ostatnie takie miejsce przed metą.

W końcu zobaczyłem, że jest tam grupa wolontariuszy z napojami. Dave przyspieszył, aby znaleźć się na drodze osób, które trzymały w rękach cenne napoje. Zacząłem zostawać z tyłu. On sięgnął po napój. Kiedy ja wyciągnąłem rękę, coś krzyknęło we mnie „leć”. Cofnąłem rękę i zacząłem sprint. Zabranie napoju zajęło Dave’owi kilka sekund. Zyskałem prowadzenie na kilka metrów. To największa odległość, jaka była między nami podczas maratonu i do tego zaczęła rosnąć – wspomina.

Scott wspomina, że chciał odrobić tę stratę. Przewaga rywala jednak się powiększała. Nie mógł biec szybciej – osiągnął swój limit. Kiedy zbiegał z Palani usłyszał „33 sekundy straty”. Wiedział już, że nie odrobi tej różnicy i po raz pierwszy zostanie pokonany.

W ciągu tych ostatnich minut wszystko zwolniło. Czas rozciągnął się, ale w dobrym tego słowa znaczeniu. Płynąłem na emocjach mojej 7-letniej podróży i wiedziałem, że spełnię marzenia, które przetestowały mnie do granic możliwości. Przez 8 godzin nie dałem się ponieść emocjom. Teraz się to zmieniło. Tysiące ludzi kibicowało mi, a ja uśmiechałem się od ucha do ucha i płakałem triufmując – wspomina Allen.

Iron War – epilog

Mark Allen zakończył wyścig z czasem 8:09:15. Pobił rekord Dave’a Scotta o prawie 18 minut. Dave przekroczył linię z czasem 8:10:13, czyli 58 sekund za nowym mistrzem. Czas 2:40:04, jak osiągnął w biegu Allen, był najlepszym przez następne 27 lat, stając się jednym z najdłuższych rekordów w historii sportu wyczynowego.

Historia tego wyścigu nie polegała jednak na tym, że ja wygrałem, a Dave zajął drugie miejsce. Prawdziwą miarą naszej walki było to, że wydarzenie przetrwało test czasu i jest chyba „Największym wyścigiem wszech czasów”, który odbył się z udziałem dwóch wieloletnich rywali. To zmieniło też sposób, w jaki postrzegany był Ironman. To były już zawody na przetrwanie. Teraz było jasne, że rywalizacja stała się prawdziwym wyścigiem, od startu aż do mety. Dave Scott ścigał się od lat, ale zawsze ze sobą. MŚ Ironman 1989 pokazały, co naprawdę jest możliwe i co może osiągnąć dwóch sportowców – wyjaśnia Mark Allen.

Iron War
Foto: Triathlete

Zwycięstwo w 1989 roku rozpoczęło pasmo sukcesów Marka Allena. Amerykanin został mistrzem na Hawajach jeszcze w 1990, 1991, 1992, 1993 oraz 1995 roku. Profesjonalną karierę zakończył w 1996 roku i dzisiaj określa ją mianem 1-6-21-infinity. Liczba „1” oznacza pierwsze zwycięstwo na Konie, „6” to sześć tytułów mistrzowskich, a „21” to seria zwycięstw w zawodach w latach 1988-1990. „Infinity”, czyli nieskończoność, to słowo związane z jego tytułem. Stacja telewizyjna ESPN ogłosiła go mianem „Największego Wyczynowego Atlety Wszech czasów”.

Przydatne linki – Iron War:

Grzegorz Banaś
Grzegorz Banaś
Redaktor. Lubi Lionela Sandersa i nowinki technologiczne. Opisuje ciekawe triathlonowe historie, bo uważa, że triathlon jest wyjątkowo inspirującym sportem, który można uprawiać w każdym wieku. Fan dobrej kawy i książek Jamesa S.A. Corey'a.

Powiązane Artykuły

Śledź nas

18,455FaniLubię
2,813ObserwującyObserwuj
21,600SubskrybującySubskrybuj

Polecane